Choć bieżący sezon PGNiG Superligi Mężczyzn jeszcze trwa - dla Górnika Zabrze jest on już stracony. Mający mocarstwowe plany śląski klub, który chciał wykonać kolejny krok w kierunku ligowych hegemonów, ostatnimi wynikami dał dowód, że stoi w miejscu, o ile się nie cofa.
Już początek fazy zasadniczej handballowej elity pozostawiał wiele do życzenia. Trójkolorowi co prawda wygrywali swoje mecze, ale szło im to z trudem. W konsekwencji do samego końca musieli drżeć o trzecie miejsce na koniec bezpośredniej rywalizacji, a punkty tracone w meczach z beniaminkami i outsiderami, mogły zabrzan naprawdę drogo kosztować.
[ad=rectangle]
Górnicy nie czarowali na ligowych parkietach, zawodzili też w europejskich pucharach. O ile przed rokiem klapa w Challenge Cup i odpadnięcie z rumuńskim HC Odorheiu Secuiesc można było zwalić na fakt, iż silna drużyna w Zabrzu dopiero się tworzy, o tyle kompromitację z białoruskim SKA Mińsk w tegorocznej edycji Pucharu EHF trzeba uznać już za spore rozczarowanie.
Białorusini, którzy swoją drużynę budowali bowiem w głównej mierze na zawodnikach młodych i na dorobku, stanowili dla doświadczonej zabrzańskiej ekipy zaporę nie do przejścia. Fakt ten wywołał wściekłość u prezesa i głównego sponsora śląskiego klubu Bogdana Kmiecika, który już wtedy podjął decyzję, że kilku z obecnych kluczowych graczy należy podziękować.
Na odstrzał przeznaczył Patryka Kuchczyńskiego i Michała Kubisztala. Z czasem dołączył do nich zawodzący Robert Orzechowski oraz Sebastian Suchowicz, który zamiast być wzmocnieniem drużyny ostatnimi czasy częściej się leczył niż grał. Kto wie jednak czy po kompromitującym występie w 1/4 finału play offów boss zabrzańskiego klubu nie pójdzie krok dalej i nie pożegna także Patrik Liljestrand, którego kontrakt wygasa z końcem bieżącego sezonu.
Szwedzki szkoleniowiec, który miał za sobą pracę w niemieckiej Bundeslidze, a w karierze zawodniczej sięgnął m.in. po srebrny medal IO w Barcelonie w 1992 roku miał na Śląsku stworzyć handballową potęgę. Otrzymał od Kmiecika solidny materiał, z którego miał za zadanie skleić drużynę, która nie tylko stanie się trzecią siłą ligi, ale zacznie dokuczać ekipom z Kielc i Płocka.
Nic z tego jednak nie wyszło. Liljestrand przegrał przez ostatnie dwa lata wszystkie mecze z mistrzem i wicemistrzem Polski, nie unikał też wcześniej wspomnianych wpadek z ligowymi średniakami.
Stonowany i wyważony w swoich pomeczowych opiniach Szwed ostatnio zaczął dawać do zrozumienia, że jego filozofia przestaje trafiać do drużyny. Po meczu z Azotami w Zabrzu zarzucił swoim podopiecznym braku jaj na boisku, a cech charakterologicznych ze swojego zespołu 49-latek nie umiał wykrzesać.
Coraz częściej zamiast słów związanych analogicznie z triumfem, z ust trenera Górnika padało słowo "katastrofa". Po meczu w Puławach i kompromitującej w wykonaniu zabrzan drugiej połowie (prowadząc w pierwszej części gry nawet ośmioma bramkami, drugą przegrali 11:21) słowa te paść mogą z ust Kmiecika. A zaraz po nich trener ma szanse otrzymać bilet powrotny do Szwecji.