AZS AWF Warszawa bardzo dobrze zaczął ostatni mecz w Gdańsku. Później jednak na boisku dominował AZS Łączpol AWFiS. - Było wszystko dobrze do czasu, kiedy był tlen. Po prostu się nam skończył. Do 18. minuty była to dobra, agresywna gra. Przyjechaliśmy w okrojonym składzie, że względu na kontuzje i obowiązki służbowe dziewcząt i w drugiej połowie również na początku szło nam dobrze. Początek tej części spotkania wygraliśmy 11:8, ale na koniec przegraliśmy 1:9 i taki jest efekt - powiedział Daniel Lewandowski.
[ad=rectangle]
Warszawski zespół tego sezonu nie może zaliczyć do udanego, gdyż nie ma jeszcze pewnego utrzymania w I lidze. - Przed startem rozgrywek mówiliśmy o tym, że możemy wygrać z każdym i tego się trzymamy. W pierwszej rundzie z Łączpolem u siebie zaczęliśmy od 8:1. Do przerwy prowadziliśmy różnicą pięciu trafień, a skończyło się dwubramkową porażką, a należy pamiętać, że graliśmy siódemką zawodniczek w polu. Przyjechał do nas UKS PCM i przegraliśmy jedną bramką po rzucie wolnym bezpośrednim po końcowej syrenie. Uważam, że stać nas było na wygranie z każdym. Nie mówiłem, że gramy o wysokie cele, bo nas na to nie stać - stwierdził szkoleniowiec.
Mogło by się wydawać, że stolica Polski i miasto ze zdecydowanie najwyższym budżetem w kraju nie powinno mieć problemów z utrzymaniem zespołu I ligi kobiet. Jak się okazuje, tak do końca nie jest. - Sytuacja w Warszawie jest taka, że gdybyśmy się nazywali Legia, mielibyśmy pieniądze z miasta. Niestety tak się nie nazywamy. Jesteśmy tylko AZS-em AWF Warszawa. Przez ostatnie półtorej roku mieliśmy obiecane pieniądze na rozgrywki, a dostaliśmy 30 tysięcy złotych. To nie wystarczyło nawet na wpisowe do ligi. Dziewczyny grają za darmo, jest zaciągnięty kredyt, a ja z Pawłem Kapuścińskim ostatnie pieniądze z klubu podjęliśmy w marcu 2014 roku. Mało tego, podczas ostatnich meczów wyjazdowych za transport i wyżywienie płacimy z prywatnych pieniędzy. [i]Dziewczyny poza studiami pracują zawodowo żeby się utrzymać w Warszawie, bardzo często na treningach jest ich po 5-6. Skład na mecz wyjazdowy jest często dużą niewiadomą, bo to zależy czy uda im się zwolnić z pracy i od różnych innych czynników. Ciężko na takich podwalinach zrobić cokolwiek -[/i] przyznał szczerze Lewandowski.
Mimo olbrzymich problemów, klub walczy o utrzymanie, a także o przetrwanie. - Tym bardziej w całej tej sytuacji uważam, iż osiągnięte wyniki są bardzo dobre, w czym nieopisana jest zasługa dziewcząt i ich determinacji. Naprawdę należą im się słowa ogromnego szacunku, że przychodzą i walczą. Prawda jest taka, że nazywamy się AZS AWF Warszawa i podmioty, które promujemy w nazwie nie bardzo są tym zainteresowane. AWF Warszawa kasuje nas za korzystanie z hali, w której trenujemy. Miasto Warszawa... cóż... obiecuje cuda wianki. Na dzień dzisiejszy nie wiem, czy wystartujemy w przyszłym sezonie w lidze. Jak będzie tak jak przez ostatnie 1,5 roku, to na pewno będzie to nasz ostatni sezon w lidze - stwierdził trener zawodniczek ze stolicy.
Na ten moment AZS AWF to jedyny klub z Warszawy grający w I lidze. Sytuacja żeńskiej piłki ręcznej w stolicy jest specyficzna, gdyż w II lidze grają aż cztery zespoły z tego miasta. Na dobrej drodze do awansu jest UKS Varsovia. Czy nie lepiej byłoby stworzyć jeden silny ośrodek mogący przyciągnąć kibiców i sponsorów? - W Varsovii jest kilka bardzo zdolnych dziewczyn, które mogłyby z powodzeniem grać w I lidze. Były takie propozycje i w ubiegłym sezonie przez kilka spotkań w II rundzie nawet u nas grały. Teraz w Varsovii postawiono na awans i tak po prostu wyszło. My im życzymy z całego serca awansu. Przy okazji mam nadzieję, że się utrzymamy, bo by spokojnie zakończyć sezon chcemy w następnej kolejce walczyć o jak najlepszy wynik z KPR-em Kobierzyce. To dla nas najważniejszy cel - stwierdził trener AZS-u AWF.
Przyszłość piłki ręcznej w Warszawie mimo wszystko stoi pod dużym znakiem zapytania. - Szanse na rozwój są. Chcielibyśmy, by miasto które obiecuje pomoc od dłuższego czasu wreszcie nas wsparło. Nie mówimy tu o wielkich pieniądzach. 30 tysięcy złotych na półtorej sezonu dla gry zespołowej w I lidze, to na pewno za mało. Komplet strojów kosztuje 2,5 tysiąca złotych. My przez cały sezon gramy w jednym komplecie, bo nas po prostu na więcej nie stać. Wskazane byłoby, gdyby najlepsze zawodniczki grały w jednym klubie, tym który jest w najwyższej lidze - teraz jesteśmy to my, w kolejnym sezonie może się to zmienić. Tylko wtedy nie byłoby sytuacji, w której dziewczyny z Warszawy uciekają do innych klubów, bo w nich mają szanse na lepszy rozwój. Jeden mocny zespół I-ligowy i ekipa juniorska złożona z najlepszych warszawianek pozwoliłyby na to, że medale w kategoriach młodzieżowych byłyby co roku - zakończył Daniel Lewandowski.
W Warszawie padały już dużo większe kluby. Choćby nasza Warszawianka i to Czytaj całość