Spodziewano się, że Wojskowi w meczu z Chrobrym Głogów będą stanowić równorzędnego rywala dla głogowian. Emocje skończyły się jednak dość szybko, bowiem po 10 minutach Chrobry prowadził już 5 bramkami, a Śląsk Wrocław nie miał argumentów w ofensywie, by powalczyć o odrobienie strat.
- Można mieć pretensje o początek meczu. Głogów za szybko wyszedł na pięciobramkowe prowadzenie. Pretensje pretensjami, ale chciałbym mieć więcej alternatyw. Nie dla siebie, ale dla tych zawodników, którzy walczą i zajeżdżają się na placu gry - analizował trener wrocławian Piotr Przybecki.
Sporym utrudnieniem okazała się nieobecność w składzie Jakuba Łucaka. W połowie zeszłego tygodnia informowano, że kontuzja, której reprezentant Polski nabawił się w Opolu, okazała się niegroźna. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Łucak nie pojawił się na placu gry.
- Oczekujemy jeszcze na końcową decyzję lekarza. Trzeba mu dać trochę spokoju, bo Kuba długo zmagał się z kontuzją, która wyłączyła go na cały sezon. Musimy z nim ostrożnie postępować. Mam nadzieję, że na początku tygodnia będziemy mieli pewność, że może być już obciążany. Wtedy powoli wprowadzimy go do treningów. Jest przed nim przyszłość i będzie jeszcze długo grał - wyjaśnił przyczyny nieobecności Łucaka trener Przybecki.
Również na lewym skrzydle Śląsk nie mógł skorzystać z podstawowego gracza. Wszystko przez czerwoną kartkę, jaką Łukasz Białaszek otrzymał na koniec pojedynku z Gwardią Opole. W miejsce podstawowych skrzydłowych wystąpili Rafał Krupa oraz Orfeus Andreou, szczypiorniści o zdecydowanie mniejszym doświadczeniu. - To są zawodnicy, którzy nigdy nie grali na tym poziomie, ale dobrze, że spróbowali nam pomóc. Orfeus Andreou parę razy obił bramkarza, ale to są nerwy, bo jest jeszcze nieograny. Fajnie, że wszedł młody Paweł Dudkowski i rzucił bramkę w debiucie w Superlidze - relacjonował trener Wojskowych.