Miałaś bardzo dobre wejście w meczu z AZS-em. Weszłaś w drugiej połowie i rzuciłaś sześć bramek...
Patrycja Kulwińska: Mobilizacja na ten mecz była podwójna, bo to tak naprawdę mój teren od dawna i dziwnie mi się grało w tej czerwonej koszulce. Pierwszy raz grałam tutaj jako gość, a nie jako gospodarz.
Jak ci się grało w tej nowej sytuacji?
- Bez wątpienia była presja po ostatniej przegranej z Koszalinem, jednak weszłam na boisko, gdy mecz był już tak naprawdę wygrany i mogłam tylko dokończyć dzieło.
Czy po niedzielnej grze w kolejnych spotkaniach będziesz wychodzić od początku?
- Wydaje mi się, że jest na to trochę za szybko. Koło to specyficzna pozycja, na której trzeba się rozumieć ze wszystkimi zawodniczkami. Żeby grać od pierwszych minut, trzeba trochę potrenować ze sobą. Ja w tej drużynie jestem od dwóch tygodni i wydaje mi się, że troszkę za szybko na grę od początku. Mam jednak nadzieję, że z każdym meczem będę grać coraz więcej.
Jak generalnie oceniasz gdyńską drużynę? Jak byś porównała atmosferę w niej panującą, do tej w Gdańsku?
- Jest to chyba najlepsze miejsce, do którego mogłam trafić po rozpadzie gdańskiego klubu. Wiadomo, że w Gdańsku grałam z dziewczynami bardzo długo, z niektórymi po 10 lat, czyli przez całą moją karierę. Wydaje mi się jednak, że dziewczyny mnie i Kasię znakomicie przyjęły w Gdyni i niczego nam nie brakuje. Możemy się teraz spokojnie rozwijać.
O wyborze Gdyni zadecydowały też zapewne względy logistyczne?
- Tak, to był jeden z powodów, dla których chciałam tutaj przyjść. Mam studia do dokończenia, a w domu mieszka się najlepiej.
Wrócisz kiedyś do Gdańska?
- Mam taką nadzieję.
Sądzisz, że AZS utrzyma się w Ekstraklasie?
- Liczę, że się dziewczyny utrzymają, ale z tego co mi wiadomo, to nikt tutaj nie chce drużyny w Ekstraklasie. Wolą tu mieć drużynę na poziomie akademickim.
Jak to się dzieje, że w Gdańsku wszystkie zespoły piłki ręcznej padają? Wcześniej były przecież Wybrzeże, Spójnia, Start...
- Nie wiem, czy mamy jakieś kompleksy, czy działacze próbują zepsuć wszystko, co jest dobre? Drużyna siedem lat zdobywała medale i czy naprawdę była potrzeba, żeby to niszczyć? Wszystko toczyło się w dobrym kierunku. Co prawda sezon nie układał się po naszej myśli, ale dużo dziewczyn odeszło. W przyszłym roku byłybyśmy znowu w stanie powalczyć o medale, jednak niestety się tak nie stało.
Patrząc na wiek zawodniczek AZS-u można chyba zakładać, że powtórzy się sytuacja z męskich Mistrzostw Świata, gdzie połowa kadry to byli zawodnicy Wybrzeża?
- Mam taką nadzieję, że nasza forma wybuchnie na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Celem numer jeden jest dostanie się do reprezentacji, utrzymanie się w niej, pojechanie na olimpiadę i zaistnienie tam.