Bocheński koszmar na jawie, czyli niechcianej czarnej serii ciąg dalszy

Liczyli na pierwsze punkty w tegorocznych rozgrywkach, ale się... przeliczyli. Bochnianie mieli w planie zaskoczyć rywala, przerwać swą czarną serię, ale ich koszmar trwa nadal. Tym razem to ekipa KSSPR-u Końskie zabrała im dwa upragnione "oczka".

Joanna Dobranowska
Joanna Dobranowska

Bochnianie wygrać chcieli i to bardzo mocno - tego kibice MOSiR-u mogli być pewni w stu procentach. Problem był jednak taki, że już pierwsza akcja nie poszła po myśli gospodarzy. Koneczanie, a konkretnie Kacper Szczepanik, przechwycił piłkę, błyskawicznie przemieścił się na drugą stronę boiska i wcisnął piłkę do bocheńskiego okienka. Golkiper gospodarzy nie miał szans w tej sytuacji, ale szybko okazało się, że takich beznadziejnych do obrony akcji będzie miał w tym meczu aż nadmiar. Bocheńska obrona wcale nie grała najgorzej, ale były momenty, w których mogła zachować się zdecydowanie lepiej. Ryszard Tabor miał jednak inne, zdecydowanie większe powody do zmartwień w tym meczu.

- Kilka niewykorzystanych rzutów z dogodnych pozycji, skuteczność pozostawiająca w kilku sytuacjach wiele do życzenia i zamiast grać w pierwszej połowie na pograniczu remisu no to szybciutko po tych wspomnianych nieudanych atakach, niecelnych rzutach robiła się różnica dwóch, trzech bramek – analizował błędy swej drużyny szkoleniowiec MOSiR-u. Błędy w zasadzie pojawiają się u każdej drużyny, ale akurat te popełniane przez bochnian momentalnie wykańczają tę ekipę i zamykają jej drogę do korzystnego rezultatu końcowego. Nie inaczej było w meczu z KSSPR-em. Podopieczni Michała Przybylskiego wykorzystywali każde nawet najmniejsze bocheńskie niedociągnięcie i w dużej mierze to właśnie dzięki temu wyszli na czterobramkowe prowadzenie po pierwszej połowie (11:15).

- Sytuacja w tabeli świadczyła o tym, że to miała być walka o cztery punkty. Mieliśmy świadomość, że Bochnia walczy o pierwsze dla nich punkty i domyślaliśmy się, że będzie to ciężki mecz - mówił trener Przybylski. - Wygraliśmy chyba tym, że mieliśmy tych kilku doświadczonych zawodników więcej. W zespole gospodarzy widać było natomiast to, że popełnili dużo błędów - chociażby błędów podań i myśmy dzięki temu zdobywali łatwe bramki - stwierdził. W zupełności zgadzał się z tą opinią Ryszard Tabor. - Wygrał zespół, który w tym meczu popełnił mniej błędów i miał tych kilku zawodników o potencjale absolutnie pierwszoligowym, którzy zrobili przewagę. Do tego należy dodać nasze tradycyjne starty własne - przykro o tym mówić, ale taka jest prawda - skwitował krótko trener bocheńskiego klubu.

Koneczanie wypracowali sobie wysokie prowadzenie i nawet wielki zryw bochnian w ostatniej fazie spotkania nie był w stanie wyrwać im zwycięstwa z rąk. Trzeba jednak powiedzieć, że za sprawą tej zaskakującej szarży bochnian, w szeregach KSSPR-u rzeczywiście zrobiło się nerwowo. Trener Przybylski pokrzykiwał do swych graczy zza linii bocznej, ale w odpowiedzi na jego hasło "Ruszać się!" zdecydowanie większą inicjatywę wykazywali wtedy bochnianie. - Na boisku było dużo nerwowości, ale wyszliśmy z tego zwycięsko i to nas bardzo cieszy - mówił Kacper Szczepanik. - Z każdym meczem jesteśmy coraz lepszą drużyną, mamy młody zespół, ale z meczu na mecz naprawdę gra nam się coraz lepiej - podsumował zdobywca pięciu bramek w tym spotkaniu. MOSiR Bochnia – KSSPR Końskie 26:31 (11:15)

MOSiR: Węgrzyn, Gut, Obroślak - Nowak 7, Król 5, Najuch 3, Spieszny 3, Zubik 3, Janus 2, Imiołek 1, Janas 1, Kozioł 1, Budziosz, Pach.
Rzuty karne: 3/4.
Kary: 6 min. (Imiołek, Kozioł, Nowak).

KSSPR: Szot, Wnuk - Jamioł 7, Pilarski 5, Matyjasik 4, Smołuch 4, Napierała T. 3, Mastalerz 2, Słonicki 1, Bąk, Janus, Maleszak, Napierała M.
Rzuty karne: 2/2.
Kary: 2 min (Mastalerz).

Sędziowali: Kamil Poloczek (Dąbrowa Górnicza) oraz Michał Solecki (Bytom).

Widzów: 460.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×