Płocczanie nie byli faworytami w starciu ze szczypiornistami z Flensburga. Nafciarze nigdy nie wygrali na wyjeździe z niemiecką drużyną, ale nie ukrywali, że chcieliby powtórzyć wynik z zeszłego roku, kiedy na własnym parkiecie pokonali Wikingów 31:29. Nadzieje na wywiezienie z Niemiec dobrego rezultatu wynikały także z październikowego starcia obu ekip. W Orlen Arenie lepsi okazali się podopieczni Ljubomira Vranjesa, ale do 58. minuty spotkanie było bardzo wyrównane.
Efektownym rzutem z koła rozpoczął mecz Portugalczyk - Tiago Rocha, ale natychmiastowym trafieniem odpowiedział Petar Djordjić. Kolejne minuty były jednak popisem Rasmusa Lauge Schmidta, na zatrzymanie którego płocczanie nie potrafili znaleźć recepty. Już po niespełna sześciu minutach gry trener Manolo Cadenas, niezadowolony z postawy swojej drużyny, poprosił o czas. Uwagi przekazane przez szkoleniowca podziałały tylko przez chwilę - za sprawą Dmitrija Żytnikowa płocczanie zmniejszyli swoje straty do jednej bramki, ale gospodarze błyskawicznie zbudowali trzybramkową przewagę.
Nafciarze ani na chwilę się jednak nie poddali i cały czas starali się trzymać kontakt z Niemcami. W 11. minucie po bramce Ivana Nikcevicia było 7:5, ale chwilę później słupek obił Bartosz Konitz, co pociągnęło za sobą falę błędów z obu stron. W szeregach gospodarzy zapanował widoczny chaos i spadek koncentracji. Zbiegło się to z fenomenalną postawą w bramce Rodrigo Corralesa, koledzy z ataku nie potrafili jednak wykorzystać jego świetnych obron i doprowadzić do remisu.
Sztuka ta udała się dopiero w 21. minucie, ale końcówka drugiej połowy ponownie należała do zawodników z Flensburga. Po trzydziestu minutach gry prowadzili oni 13:11, ale wydawało się, że Wisła nie stoi na straconej pozycji i jest w stanie wywieźć z Niemiec cenne punkty.
Drugą część meczu bardzo dobrze rozpoczęli Polacy, którzy już po czterech minutach zmniejszyli prowadzenie gospodarzy do jednego trafienia (14:13). Nafciarze nie potrafili jednak pójść za ciosem, zrobili to z kolei flensburczycy. Ponownie skuteczny był Rasmus Lauge Schmidt, swoje dołożył Henrik Toft Hansen, a chwilę później rzut karny wykonywany przez Dana-Emila Racotea obronił Mattias Andersson.
Wiślacy ani na moment jednak nie odpuścili i zagrali prawdopodobnie najlepszą minutę w całym spotkaniu - najpierw dwukrotnie z kontrataku trafił Angel Montoro, a później skuteczny był Żytnikow. Znów fantastycznie bronił Corrales, ale Wisła nie mogła się przełamać, doprowadzić do wyrównania i wyjść na prowadzenie, chociaż wielokrotnie miała ku temu okazje.
Gospodarze, chociaż nie ustrzegli się błędów, pewniej kontrolowali swoją grę i konsekwentnie pilnowali wyniku. Polacy kilkukrotnie odrabiali stratę, świetnie spisywał się Corrales, ale Niemcy w kryzysowych sytuacjach pokazali swoje ogromne doświadczenie. Na czterdzieści sekund przed końcową syreną Michał Daszek zdobył kontaktową bramkę, ale płocczanie nie zdołali już ukraść piłki gospodarzom i wyprowadzić kontrataku. Wynik meczu ustalił Holger Glandorf.
Liga Mistrzów, grupa A:
SG Flensburg-Handewitt - Orlen Wisła Płock 27:25 (13:11)
SG Flensburg: Andersson - Djordjić 1, Eggert 2, Glandorf 2, Karlsson, Kozina, Mahe, Mogensen 1, Nicolaisen, Radivojević, Schmid 11, Svan 4, Toft Hansen 4, Wanne 2.
Karne: 2/3.
Kary: 0 min.
Orlen Wisła: Corrales, Wichary - Daszek 1, Ghionea 2, Konitz 1, Kwiatkowski, Montoro 4, Nikcević 3, Piechowski 1, Pusica, Racotea 3, Rocha 5, Tarabochia 1, Żytnikow 4.
Karne: 3/5.
Kary: 6 min.
Kary: Flensburg - 0 min.; Orlen Wisła - 6 min. (Daszek, Rocha, Żytnikow - po 2 min.).
Sędziowali: Oyvind Togstad, Rune Kristiansen (Norwegia).
Delegat EHF: Peter Hansson.