Fantastyczna atmosfera na trybunach powitała szczypiornistów Niemiec i Szwecji. Z jednej strony morze kibiców ubranych w żółte koszulki, z drugiej widownia zza naszej zachodniej granicy wspierana przez grupę bębniarzy. W takich warunkach nic tylko grać.
Doping rodaków szczególnie uskrzydlił Szwedów. W porównaniu do poprzedniego meczu ze Słowenią znacznie lepiej funkcjonowała druga linia na czele z Johanem Jakobssonem. Gracz SG Flensburg-Handewitt swoimi rzutami bombardował Niemców i z regularnością snajpera trafiał w okienko bramki Andreasa Wolffa. Wicemistrzowie olimpijscy z Londynu tradycyjnie koncentrowali się na agresywnej obronie i uruchamiali piekielnie szybkich skrzydłowych, Niclasa Ekberga i Jonasa Källmana. Prosta taktyka wystarczyła na naszych zachodnich sąsiadów.
Zawodnicy Dagura Sigurdssona swoją grę opierali z kolei niemal wyłącznie na wywalczaniu rzutów karnych przez Steffena Weinholda. Z linii siódmego metra nie mylił się Tobias Reichmann i to trzymało Niemców przy życiu. Pomysły na akcje skończyły po dwudziestu minutach. Na nic zdały się zmiany na rozegraniu. Fabian Wiede i Niclas Pieczkowski prochu nie wymyślili. Jakby tego było mało, to Niemcy seryjnie marnowali stuprocentowe okazje. Tak jak choćby Hendrik Pekeler, który dwa razy w rzędu z linii szóstego metra trafił wprost w Mattiasa Anderssona.
W niemieckiej szatni w przerwie musiało paść parę męskich słów pod adresem rozgrywających. Już po pięciu minutach drugiej części był remis 18:18. Christian Dissinger z Weinholdem nie przypominali ospałych graczy z pierwszych minut, rozrzucali piłki do skrzydeł, gdzie czekali niezawodni Rune Dahmke i Tobias Reichmann.
Swoje dorzucili też Szwedzi. Podobnie jak w drugiej połowie spotkania ze Słowenią Skandynawowie zapomnieli, jak umieszcza się piłkę w siatce. Zaporę nie do przejścia stanowił w bramce Wolff i z wyniku 19:20 zrobiło się 24:20. Po niemieckiej stronie coraz częściej ryzyko podejmowali Weinhold oraz Steffen Fath, a Andersson nie miał zbyt wiele do powiedzenia przy ich próbach.
Trenerzy Lindgren i Olsson nie siedzieli z założonymi rękami. W bramce pojawił się Appelgren, który wybronił kilka rzutów rywali. Dał tym samym szansę kolegom na skuteczne kontry i na cztery minuty przed końcem zrobiło się 27:26. Nasi zachodni sąsiedzi mieli piłkę meczową, ale Finn Lemke w sytuacji sam na sam z Appelgrenem rzucił dobry metr nad bramką. Trybuny tylko cicho zawyły. Na szczęście dla Niemców rywale nie wykorzystali szansy na remis. Lukas Nilsson w rozpaczliwej próbie rzucił nad bramką Wolffa.
Marcin Górczyński z Wrocławia
Niemcy - Szwecja 27:26 (13:17)
Niemcy: Lichtlein, Wolff - Sellin, Lemke 1, Reichmann 9/5, Wiede 2, Pekeler 1, Weinhold 5, Strobel, Schmidt, Fath 3, Dahmke 4, Ernst, Pieczkowski, Dissinger 1, Kohlbacher 1.
Karne: 5/6.
Kary: 10 min.
Szwecja: Andersson, Appelgren - Olsson, Kallman 2, Ekberg 4, L.Nilsson 5, Konradsson 1, Karlsson, Jakobsson 8, Petersenn 1/1, Stenmalm, Cederholm, Ostlund 2, Zachrisson, A. Nilsson 3, Nielsen
Karne: 6 min.
Kary: 1/2
Kary: Niemcy - 10 min. (Schmidt - 2 min., Reichmann - 2 min., Pieczkowski - 2 min., Dissinger - 2 min, Dahmke - 2 min.) oraz Szwecja - 6 min. (Nielsen - 4 min., Karlsson - 2 min.)
Czerwona kartka: Dissinger (56 min. - za faul)