- Mecz bardzo zacięty, powiedziałbym nawet, że był to typowy mecz walki - ocenił to spotkanie trener Olimpu, Andrzej Banek. I rzeczywiście, pierwsze minuty były niezwykle wyrównane i obie drużyny szły łeb w łeb. Później sytuacja troszkę się zmieniła - za sprawą hojnie obdarowującego graczy UKS-u dwuminutowymi karami sędziego, a także - za sprawą Jarosława Guta, który w bocheńskiej bramce momentami czynił cuda.
Jak konkretnie sprawa się miała z tymi karami? - W pierwszej połowie mieliśmy pecha, bo przez 14 minut graliśmy o jednego zawodnika mniej. Wynikało to z naszych błędów, bo nie wszystko układało się w obronie tak jak powinno i konsekwencją tego były właśnie te wykluczenia - przyznał trener UKS-u.
A co takiego robił bocheński bramkarz? Od 19. minuty, przez nieco ponad 5 minut był niepokonany, a murowanie swego okienka rozpoczął od wybronienia rzutu karnego wykonywanego przez najskuteczniejszego zawodnika z Grodkowa, Michała Piecha.
Osłabiony UKS nie był już tak skuteczny w ofensywie, a bocheńskim obrońcom znacznie łatwiej było "wyłapywać" pomysły przeciwnika, co też zresztą czynili. Po pierwszej połowie gospodarz wyszedł na czterobramkowe prowadzenie (12:8), ale mimo zadowolenia z takiego rezultatu, trener Tabor miał też powody do zmartwień. - Powodem tego zmartwienia był Kacper Król, który z powodu kontuzji stopy, z pomocą Wiktora Budziosza musiał opuść parkiet.
Po zmianie stron, bochnianie jeszcze przez jakiś czas mogli cieszyć się z prowadzenia, ale z czasem radość musiała ustąpić smutkowi. - W pierwszej połowie udało nam się wygrać ostrą obroną, ale w ataku nie było jakiegoś wielkiego szału z naszej strony. W drugiej połowie troszkę z nas powietrze zeszło, a przeciwnicy wykazali trochę sprytu przy tej naszej wysokiej obronie – dużo ich wbiegów myśmy po prostu przespali, było kilka nagrań na koło, druga linia też się ze dwa razy odezwała. Niestety, zabił nas w tej drugiej połowie absolutny brak skuteczności rzutowej, nie było u nas zawodnika który by był w stanie rzucić z drugiej linii - analizował Mateusz Zubik.
Jak z kolei ten mecz widział Sebastian Kolanko? - Przyjechaliśmy z nastawieniem by wygrać ten mecz, ale pierwsza połowa nie układała się najlepiej. Przedyskutowaliśmy to jednak w szatni, bo to że przegraliśmy pierwszą część meczu wynikało z tego, że było strasznie dużo kar, no a w drugiej połowie okazało się, że potrafimy to jednak dobrze rozegrać - podsumował reprezentant Olimpu.
W 54. minucie właśnie Sebastian Kolanko popisał się udaną akcją rzutową i to po tym trafieniu ekipa z Grodkowa po raz pierwszy w drugiej części spotkania wyszła na prowadzenie (18:19). Przez sześć minut mogło się jeszcze wiele wydarzyć, ale poza tym, że MOSiR marnował dogodne sytuacje bramkowe, nic nadzwyczajnego nie miało już miejsca. Zawodnicy Olimpu bezbłędni w tej końcówce również nie byli, ale mimo wszystko - w ostatecznym rozrachunku - to im udało się zdobyć więcej bramek od przeciwnika.
- W pierwszej rundzie UKS pokonał bochnian jedną bramką, a swoje zwycięskie trafienie zdobył w tamtym meczu na osiem sekund przed końcowym gwizdkiem. Tym razem takich emocji w ostatnich sekundach już nie było - nadzieja na wygraną ekipy z Solnego Grodu umarła już chwilkę wcześniej.
MOSiR Bochnia - UKS Olimp Grodków 20:22 (12:8)
MOSiR:
Gut, Węgrzyn - Najuch 5, Janas 3, Nowak 3, Janus 2, Pach 2, Bujak 1, Imiołek 1, Lysy 1, Król 1, Zubik 1, Budziosz, Jewiarz, Kozioł, Spieszny.
Kary: 10 min.
Karne: 1/1.
Olimp:
Wiącek, Muszak - Piech 6, Baran 4, Biernat T. 4, Kolanko 4, Ogorzelec 2, Gradowski 1, Żubrowski 1, Biernat P., Biernat M., Bujak, Klimków.
Kary: 16 min.
Karne: 3/6.
Sędziowali: Cezary Figarski oraz Dariusz Żak.
Delegat ZPRP: Ireneusz Szumański.
Widzów: 200.