Pracował z Węgrami, gotuje mistrzom Polski. Paweł Ryckiewicz zdradza tajniki kuchni

Kiedyś dowoził jedzenie polskim zawodnikom grającym w Bundeslidze. Dziś pracuje w restauracji Karola Bieleckiego i jest kucharzem Vive Tauronu Kielce. Gotował też dla reprezentacji Węgier. Paweł Ryckiewicz uczy piłkarzy ręcznych, jak należy jeść.

Aneta Szypnicka-Staniec
Aneta Szypnicka-Staniec
WP SportoweFakty

Z Bieleckim przyjaźnią się od lat. Jako szef kuchni w całości ułożył menu restauracji Solna 12. Po otwarciu często stołowali się tam kieleccy zawodnicy, Ryckiewicz zaczął więc też gotować dla klubu. A kilka miesięcy przed rozpoczęciem mistrzostw Europy do współpracy z reprezentacją Węgier zaprosił go trener Vive Tauronu i selekcjoner Madziarów, Tałant Dujszebajew.

Koniec partyzantki

Dziki łosoś bałtycki, halibut w papilotach z gotowanymi warzywami, trzystugramowe steki ze spaghetti aglio olio czy filety z miecznika i dorady. Komosa ryżowa, sproszkowana kora baobabu, syrop z agawy, nasiona chia, zielona herbata, mleko z konopi. To jadłospis piłkarzy ręcznych.

Dla miłośników zdrowego odżywiania nazwy tych potraw i produktów nie są żadnym zaskoczeniem. Piłkarze ręczni właściwej diety uczą się od niedawna. Kiedyś bez wstydu podkreślali, że jedzą wszystko w niezliczonych ilościach.

- W tej materii wszystko się zmienia. Przede wszystkim podejście zawodników - wyjaśnia Ryckiewicz. - Są bardzo profesjonalnie przygotowani, mają dużą wiedzę na temat żywności i produktów. Już nie ma partyzantki, bo wcześniej było takie trochę eldorado - jadło się wszystko byle było dużo i ciepłe - mówi.

Wszystko jest we krwi Zmiana nawyków żywieniowych prawdopodobnie nigdy nie jest procesem łatwym ani bezbolesnym. U piłkarzy ręcznych przebiegła sprawnie, a to dzięki szczegółowym badaniom krwi. Pierwszy zrobił je Michał Jurecki. - Po badaniach wyszło sporo rzeczy, na przykład to, ze nie powinien jeść glutenu. Później jego tropem poszli inni zawodnicy, indywidualnie zrobili badania i dzięki temu wiemy, co mogą jeść, a czego nie - wyjaśnia Ryckiewicz.
Paweł Ryckiewicz z Michałem Jureckim (archiwum prywatne) Paweł Ryckiewicz z Michałem Jureckim (archiwum prywatne)
Nie dla sałaty, pieprzu i ogórków

O ile sporo osób nie toleruje glutenu - w drużynie Vive Tauronu aż pięciu zawodników - o tyle mało kto spodziewa się, że nie może jeść sałaty czy pieprzu. - Jeden zawodnik nie je ryb, inny owoców morza, następny sałaty, a kolejny szpinaku i ogórka. Z kolei jeszcze inna osoba nie może jeść buraków, wołowiny, łososia, czarnego pieprzu czy oregano. Niektóre wyniki były zaskakujące, bo u normalnego śmiertelnika takie rzeczy nie mają dużego wpływu na samopoczucie - zdradza nasz rozmówca.

W takim wypadku trudno przychodzi stosowanie się do zasady „cała drużyna je to samo”. Obiady - a często też kolacje - podawane są w formie bufetu. - Najlepiej dwa rodzaje mięsa. Na przykład wołowina, cielęcina, indyk. I ryby oceaniczne czy morskie: tuńczyk, miecznik, dorada, halibut, łosoś. Dwa rodzaje makaronu: normalny i soba, zawierający sto procent gryki. Także kasze, komosa i ryż - wymienia Ryckiewicz.

A na tym nie koniec. - Jeśli chodzi o zupy w dniu meczu najbezpieczniejszy jest bulion, bo jest niezwykle pożywny albo krem z pomidorów, bo ma dużo potasu. Z innymi zupami staram się w tym dniu nie kombinować, bo różnie bywa. Może się okazać, że ktoś źle reaguje na krem z kalafiora i po zjedzeniu będzie się gorzej czuł - mówi.

- Przykładowe dania to antrykot albo policzki wołowe, robimy halibuta w papilotach, gęś bez skóry, ale też spaghetti bolognese czy aglio olio z pomidorkami koktajlowymi. No i przede wszystkim dużo warzyw. Wielu zawodników unika mleka krowiego, więc zastępujemy je na przykład mlekiem migdałowym albo z konopi - wyjaśnia szef kuchni. - Wszyscy piją energetyczne koktajle - zblendowane mango, nasiona chia zaparzone na mleku z komosy ryżowej i do tego maliny albo na bazie zielonej herbaty z jagodami i syropem z agawy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×