Z Bieleckim przyjaźnią się od lat. Jako szef kuchni w całości ułożył menu restauracji Solna 12. Po otwarciu często stołowali się tam kieleccy zawodnicy, Ryckiewicz zaczął więc też gotować dla klubu. A kilka miesięcy przed rozpoczęciem mistrzostw Europy do współpracy z reprezentacją Węgier zaprosił go trener Vive Tauronu i selekcjoner Madziarów, Tałant Dujszebajew.
Koniec partyzantki
Dziki łosoś bałtycki, halibut w papilotach z gotowanymi warzywami, trzystugramowe steki ze spaghetti aglio olio czy filety z miecznika i dorady. Komosa ryżowa, sproszkowana kora baobabu, syrop z agawy, nasiona chia, zielona herbata, mleko z konopi. To jadłospis piłkarzy ręcznych.
Dla miłośników zdrowego odżywiania nazwy tych potraw i produktów nie są żadnym zaskoczeniem. Piłkarze ręczni właściwej diety uczą się od niedawna. Kiedyś bez wstydu podkreślali, że jedzą wszystko w niezliczonych ilościach.
- W tej materii wszystko się zmienia. Przede wszystkim podejście zawodników - wyjaśnia Ryckiewicz. - Są bardzo profesjonalnie przygotowani, mają dużą wiedzę na temat żywności i produktów. Już nie ma partyzantki, bo wcześniej było takie trochę eldorado - jadło się wszystko byle było dużo i ciepłe - mówi.
Wszystko jest we krwi
Zmiana nawyków żywieniowych prawdopodobnie nigdy nie jest procesem łatwym ani bezbolesnym. U piłkarzy ręcznych przebiegła sprawnie, a to dzięki szczegółowym badaniom krwi. Pierwszy zrobił je Michał Jurecki. - Po badaniach wyszło sporo rzeczy, na przykład to, ze nie powinien jeść glutenu. Później jego tropem poszli inni zawodnicy, indywidualnie zrobili badania i dzięki temu wiemy, co mogą jeść, a czego nie - wyjaśnia Ryckiewicz.
Nie dla sałaty, pieprzu i ogórków
O ile sporo osób nie toleruje glutenu - w drużynie Vive Tauronu aż pięciu zawodników - o tyle mało kto spodziewa się, że nie może jeść sałaty czy pieprzu. - Jeden zawodnik nie je ryb, inny owoców morza, następny sałaty, a kolejny szpinaku i ogórka. Z kolei jeszcze inna osoba nie może jeść buraków, wołowiny, łososia, czarnego pieprzu czy oregano. Niektóre wyniki były zaskakujące, bo u normalnego śmiertelnika takie rzeczy nie mają dużego wpływu na samopoczucie - zdradza nasz rozmówca.
W takim wypadku trudno przychodzi stosowanie się do zasady „cała drużyna je to samo”. Obiady - a często też kolacje - podawane są w formie bufetu. - Najlepiej dwa rodzaje mięsa. Na przykład wołowina, cielęcina, indyk. I ryby oceaniczne czy morskie: tuńczyk, miecznik, dorada, halibut, łosoś. Dwa rodzaje makaronu: normalny i soba, zawierający sto procent gryki. Także kasze, komosa i ryż - wymienia Ryckiewicz.
A na tym nie koniec. - Jeśli chodzi o zupy w dniu meczu najbezpieczniejszy jest bulion, bo jest niezwykle pożywny albo krem z pomidorów, bo ma dużo potasu. Z innymi zupami staram się w tym dniu nie kombinować, bo różnie bywa. Może się okazać, że ktoś źle reaguje na krem z kalafiora i po zjedzeniu będzie się gorzej czuł - mówi.
- Przykładowe dania to antrykot albo policzki wołowe, robimy halibuta w papilotach, gęś bez skóry, ale też spaghetti bolognese czy aglio olio z pomidorkami koktajlowymi. No i przede wszystkim dużo warzyw. Wielu zawodników unika mleka krowiego, więc zastępujemy je na przykład mlekiem migdałowym albo z konopi - wyjaśnia szef kuchni. - Wszyscy piją energetyczne koktajle - zblendowane mango, nasiona chia zaparzone na mleku z komosy ryżowej i do tego maliny albo na bazie zielonej herbaty z jagodami i syropem z agawy.
[nextpage]Kucharz mistrzów
Z Wrocławia za zachodnią granicę miał rzut beretem. Przyjaźnił się z Bieleckim, więc woził polskim zawodnikom jedzenie. Do Mannheim, do Berlina, do Magdeburga. A gdy Bielecki wrócił już do kraju i otworzył restaurację, od razu zaprosił Ryckiewicza do współpracy. Kucharz został autorem całego menu Solna 12.
Na posiłki przychodzili gracze Vive Tauronu, więc naturalnie zrodził się temat współpracy z klubem. Kucharz opracowywał jadłospisy, gotował zespołowi na miejscu, ale także zaczął jeździć na mecze.
We wrześniu, pięć miesięcy przed rozpoczęciem mistrzostw Europy w Polsce, Dujszebajew zaproponował mu współpracę z Węgrami.
Potem przyszedł czas na pisma do hoteli z prośbą o umożliwienie pracy w kuchni, robienie dodatkowych badań, sporządzenie menu, list zakupów, dogrywanie szczegółów i w końcu codzienna turniejowa praca. - Na mistrzostwach bywało, że gotowałem od 5 rano do 23, bo wszystko musiało być dopilnowane. Organizacja była super. We Wrocławiu szef kuchni hotelu, w którym spaliśmy powiedział, żebyśmy przekazali listę zakupów, a później dostarczył wszystkie produkty - skrzynki doskonałej jakości mięs czy ryb. To był raj.
Nie tylko nietolerancje pokarmowe
Ryckiewicz w trakcie mistrzostwa pracował z Węgrami, ale przed imprezą układał także menu dla Rosjan, Słoweńców, Polaków, Duńczyków, Chorwatów czy Hiszpanów. Wbrew pozorom jadłospis tych zespołów znacznie się różnił. - Jedzenie musi być dostosowane na przykład do kultury. W trakcie mistrzostw w hotelu były śledzie - Czarnogórcy nie chcieli ich jeść, myśleli, że to zepsute ryby. Z kolei Duńczycy byli zachwyceni. Węgrzy jedli dużo wołowiny, bo tak to wygląda w ich kraju - tam to jest tanie mięso. Tylko raz - już na samo zakończenie imprezy poprosili o swoje tradycyjne danie - pokrojoną w kosteczkę wieprzowinę podaną z makaronem i grzybami - mówi szef kuchni.
Nie tylko uwarunkowania ekonomiczne i kulturowe mają wpływ na menu. Także wyznanie zawodników. Nie ma mowy, żeby na przykład okazało się, że muzułmanin nie ma co jeść - tak, jak inni gracze musi mieć możliwość wyboru.
Przede wszystkim nauka
Węgrzy byli drugą najmłodszą drużyną na turnieju. Naukę, jaką z nich wynieśli, już teraz można docenić. - Te mistrzostwa pokazały tym młodym chłopakom, jak wygląda profesjonalne podejście. Wynieśli z nich zdecydowanie więcej wiedzy niż tylko zachowania boiskowe. To był bardzo młody zespół, więc każde doświadczenie było dla nich ważne - mówi Ryckiewicz.
I podaje przykład - Starsi zawodnicy pokazywali tym młodym, co można, a czego nie można, jak się powinno zachowywać, a jak nie powinno. Dotyczyło to nawet takich rzeczy jak właśnie żywienie. Pierwszego dnia podczas obiadu talerze młodszych graczy składały się przede wszystkim z mięsa. Już kolejnego dnia stanęli w kolejce do bufetu za tymi najbardziej doświadczonymi kolegami. I nakładali dokładnie to samo, co oni - w odpowiednich proporcjach białko, węglowodany - mięsa, kasze, makarony i warzywa.
Doskonalenie jest ważne nie tylko dla zawodników, ale też dla samego Ryckiewicza. - Chciałbym się rozwijać. Ciągle czytam, oglądam programy kulinarne, ale chciałbym też wziąć udział w różnych warsztatach i stażach i mam nadzieję, że to się uda - mówi z uśmiechem. - W Polsce żywienie sportowców jeszcze raczkuje, ale wszystko idzie ku dobremu.
Aneta Szypnicka
Zobacz wideo: Polscy tenisiści przed debiutem w elicie
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.