Pierwsze trzydzieści minut sobotniego spotkania, w porównaniu do meczów w Płocku zakończyło się zaskakująco niskim wynikiem. W pewnym momencie gospodarze prowadzili 8:4 i mieli szanse powiększyć prowadzenie, ale w bramce Orlenu Wisły Płock skuteczne parady rozpoczął Rodrigo Corrales. - Faktycznie w pierwszej połowie zarówno my jak i Azoty Puławy zagraliśmy bardzo dobrze w obronie. Wynik 12:10 do przerwy mówi sam za siebie. W naszej bramce świetnie spisywał się Rodrigo i myślę, że to był jeden z najważniejszych atutów decydujących o naszym zwycięstwie w tym meczu - ocenił Marko Tarabochia.
W szatni Nafciarzy nie było jednak nerwowo, bo doświadczeni płockimi meczami zawodnicy Manolo Cadenasa dobrze wiedzieli w czym tkwi klucz do zwycięstwa w tym spotkaniu. - Na przerwie wyjaśniliśmy sobie co trzeba poprawić w naszej grze. Podobnie jak w meczach u siebie, zaczęliśmy jeszcze lepiej bronić i dobywać łatwe bramki z kontrataków - wyjaśnił chorwacki rozgrywający.
Przed Tarabochią i jego kolegami kolejne odsłony "świętej wojny", jak nazywają kibice i znawcy tematu pojedynki Orlenu Wisły z Vive Tauronem Kielce. Spotkania finału mistrzostw Polski jak zwykle zapowiadają się nader ciekawie. Chorwat póki co ostrożnie, acz z lekką dozą optymizmu wypowiada się na temat szans swojego zespołu na medal z najcenniejszego kruszcu. - Wiem jedno - będzie nam bardzo ciężko, ale ostatnim zwycięstwem z nimi (31:27 na koniec sezonu zasadniczego - przyp. red.) udowodniliśmy, że będziemy walczyć. Mam nadzieję, że pokażemy dobry handball i zdobędziemy złoto - powiedział.