Może i nie zawsze to końcówki spotkań decydowały o porażce bochnian, ale faktem jest, że w tegorocznych rozgrywkach sporo było takich właśnie ligowych konfrontacji, w których mógł paść wynik korzystny dla MOSiR-u. Wiele wskazywało na to, że chociaż na zakończenie sezonu - w ramach pożegnania z pierwszą ligą, coś pozytywnego uda się ekipie z Solnego Grodu wywalczyć.
Pierwsze trafienie padło wprawdzie na konto ekipy gości, ale kolejne akcje wcale nie zwiastowały wyniku podobnego do tego, który padł w pierwszej rundzie w czasie konfrontacji obu ekip (legniczanie wygrali wtedy wysoko 33:21). W bocheńskiej bramce dwoił się i troił Jarosław Gut, a jego koledzy z pola robili co mogli by wynik był na ich korzyść. Z celnością różnie to u bochnian bywało, ale i podopieczni trenera Piotra Będzikowskiego mieli momentami w ofensywie "chwile słabości". W tych chwilach musieli stoczyć albo walkę z wspominanym już golkiperem MOSiR-u albo też na ich drodze stawały... pozornie niegroźne bramkarskie słupki. Piłka coś nie chciała wpadać do siatki i szkoleniowiec Siódemki musiał ratować się czasem. W pierwszej części spotkania na niewiele zdała się jednak ta przerwa "na żądanie". Po bramkach Pawła Lysego, Adriana Najucha oraz Filipa Pacha bochnianie uzbierali czterobramkowe prowadzenie 14:10 i z takim zapasem udali się na przerwę.
Przez większą część drugiej połowy meczu niewiele zmieniało się na parkiecie. Podopieczni Ryszarda Tabora starali się trzymać przeciwnika na dystans, a udane akcje miały im w tym pomagać. Problem był jednak taki, że o ile przez pierwsze piętnaście minut drugiej połowy ten plan udawało się realizować, o tyle wraz z przekroczeniem tej "magicznej minuty", coś niedobrego zaczęło się dziać w szeregach bochnian. Legniczanie wzięli się za odrabianie strat, a po bramkach Michała Antosika i Roberta Szuszkiewicza z przewagi gospodarzy nic już nie pozostało (21:21 w 50. minucie). Do 58. minuty wygrana była w zasięgu graczy MOSiR-u, ale swą nieskutecznością w sposób wręcz perfekcyjny sprezentowali przeciwnikom dwie szanse na zdobycie bramek. Rywale z takich prezentów po prostu nie mogli nie skorzystać, a po akcji Jacka Będzikowskiego tablica świetlna pokazała rezultat 25:27. Na nic zdała się już dramatyczna walka z czasem bochnian - niespełna trzydzieści sekund to było zdecydowanie za mało by móc przechylić szalę na swoją stronę.
ZOBACZ WIDEO Piotr Masłowski: łatwiej byłoby gdybyśmy byli w trudniejszej grupie (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Walki w tym spotkaniu zdecydowanie nie brakowało, mocnych starć można było zobaczyć co najmniej kilka, defensorzy obu ekip mieli co robić, a i bramkarze mieli ręce pełne roboty. - Takie spotkania jak mecz MOSiR-u z Siódemką naprawdę można oglądać, ale kibice obserwujący tę konfrontację z wysokości trybun na pewno woleliby aby dwa punkty - w ramach nagrody pocieszenia za ten sezon - pozostały w Bochni. - Tym bardziej, że w przyszłorocznych rozgrywkach MOSiR-u w pierwszej lidze przecież nie będzie...
MOSiR Bochnia – Siódemka Miedź Legnica 25:27 (14:10)
MOSiR: Gut – Najuch 7, Bujak 4, Janas 3, Pach 3, Imiołek 2, Lysy 2, Nowak 2, Janus 1, Zubik 1, Budziosz.
Kary: 8 min. (Bujak, Zubik, Nowak, Janus)
Rzuty karne: 3/5.
Siódemka: Mazur, Stachurski – Czuwara 6, Antosik 5, Cegłowski 4, Szuszkiewicz 4, Piwko 3, Będzikowski 2, Płaczek 2, Skiba 1, Dobrasiak, Mosiołek, Wita.
Kary: 4 min. (Szuszkiewicz, Piwko)
Rzuty karne: 3/5.
Widzów: 120.
Sędziowali: Miłosz Lubecki (Rzeszów) oraz Mateusz Pieczonka (Rzeszów).