Bertus Servaas. Grał z Marco van Bastenem i Frankiem Rijkaardem. Zbudował w Polsce klub, który wygrał Ligę Mistrzów

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Dlaczego zdecydował się pan na inwestycję w piłkę ręczną?

- Przyjeżdżając do Polski, nie miałem pojęcia o tym sporcie. Początkowo w ogóle nie chciałem iść na mecz, znajomi przekonywali mnie do tego kilka miesięcy. Wreszcie dałem się zaprosić. To był sezon 1997/98. Byłem pod wielkim wrażeniem.

I w ciągu kilku lat przeszedł pan drogę od kibica do właściciela.

- Najpierw zostałem drobnym sponsorem. Wreszcie w klub zainwestował Krzysiek Klicki i zaprosił mnie do zarządu. Kiedy Kolporter zrezygnował, sekcja miała splajtować. Powiedziałem więc: "biorę to, choć pod pewnymi warunkami". No i wystartowaliśmy.

Miłość do piłki nie rodziła pokusy: a może futbol?

- Moglibyśmy dojść do budżetu w okolicach 30 milionów złotych i bylibyśmy czwartym, piątym zespołem ligi. Po co? Ja zawsze chcę być najlepszy w tym, co robię. Poza tym dziś w piłce nie ma już tak, że każdy może wygrać z każdym. Na poziomie klubowym futbol został zabity. Jest coraz mniej niespodzianek, dominuje kilkanaście ekip. Nie sądzę, żeby Ajax jeszcze kiedykolwiek zagrał w finale Ligi Mistrzów. Już 18-letni wychowankowie są zabierani tym biedniejszym przez inne, bogatsze kluby. W piłce ręcznej czołówka jest szeroka. A każdy tydzień to walka.

W ciągu czterech lat zagraliście trzy razy w turnieju Final Four Ligi Mistrzów. A przecież w Europie są bogatsi.

- Nie mamy takich funduszy jak PSG, Vardar, Barcelona czy Flensburg. Dlatego potrzebujemy mądrości, rozsądku. To się udaje.

Za chwilę Polska gra z Holandią mecz towarzyski w piłkę nożną. Komu będzie pan kibicował?

- Holendrom. W każdym innym sporcie jestem za Polakami. Z wyjątkiem futbolu.

Patrzenie na holenderskich piłkarzy musi dziś pana boleć.

- Mocno to przeżywam. Mamy mnóstwo indywidualności, ale nie jesteśmy w stanie stworzyć z nich dobrze funkcjonującej maszyny. Wracamy do tego, o czym mówiliśmy wcześniej. Do niedostatku dyscypliny, do nadmiaru wolności. Każdy w tym zespole chce być wyjątkowy, najważniejszy. To problem. Zobaczmy na Bayern Monachium. Głośno mówi się o tym, że współpraca Roberta Lewandowskiego i Arjena Robbena nie układa się najlepiej. I ja wiem, kto jest w tej sytuacji winny. Na pewno nie Lewandowski.

To Holendrzy. A jacy są Polacy?

- Towarzyscy, zdyscyplinowani. Szanują się, pomagają innym. Trochę za mało jest za to w was, w nas, dumy. Bo przecież Polska to niesamowity kraj z ogromnymi możliwościami. A czasami ten kapitał marnujemy. Przez nienawiść nie potrafimy się dogadać. Często patrzymy na innych z zewnątrz, zazdrościmy. Potrzebujemy więcej jedności na co dzień.

Dzięki tej jedności, współpracy, pomocy, odbudował pan firmę ze zgliszczy. W 2002 roku wszystko spłonęło. Łatwo było się załamać, rzucić biznes w diabły i wyjechać.

- Bo kiedy dochodzi do tragedii, wszyscy stajemy razem, jeden obok drugiego i sobie pomagamy. To niesamowite. Jestem tu, gdzie jestem, dzięki tym wszystkim ludziom, którzy wówczas podali mi pomocną dłoń. Takie sytuacje pomagają też rozpoznać, kto jest prawdziwym przyjacielem. Każda tragedia czegoś uczy. I pomaga stawać się silniejszym.

Rozmawiał Kamil Kołsut

Zobacz inne teksty autora -->

Bertus Servaas od 14 lat jest prezesem Vive Tauronu Kielce. Z pochodzenia Holender, 2 lata temu otrzymał polskie obywatelstwo. Nad Wisłę przyjechał na początku lat 90. Nie miał nic. Otworzył z przyjacielem hurtownię odzieży używanej w Szczukowskich Górkach. Biznes rósł z roku na rok. Dziennie firma przetwarzała nawet 70 ton odzieży.

W 2002 roku wszystko spłonęło. Holender odbudował firmę i przeniósł ją do Kielc. Dziś Vive Textile Recycling to jeden z największych importerów odzieży używanej w Europie. I tytularny sponsor klubu, który w sezonie 2015/16 - po dogrywce i rzutach karnych z MVM Veszprem (39:38) wygrał Ligę Mistrzów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×