Zapomniana reprezentacja
Gdy Bogdan Wenta zbudował reprezentację mężczyzn, która zdobywała medale na mistrzostwach świata, fani kobiecego szczypiorniaka mogli tylko zazdrośnie spoglądać w kierunku kadry. W 2006 roku Biało-Czerwone co prawda zajęły ósme miejsce na mistrzostwach świata, a rok później uplasowały się na jedenastej pozycji na mistrzostwach Europy, jednak później sukcesem byłaby sama kwalifikacja na wielką imprezę.
Za kadencji Krzysztofa Przybylskiego w latach 2008-2010 nie udało się to ani razu. Zarząd Związku Piłki Ręcznej w Polsce zdecydował się na postawienie na Kima Rasmussena. Duńczyk wcześniej trenował duńskie Lyngby HK oraz szwedzki Stavsten IF. 25 czerwca 2010 roku po raz pierwszy podpisał kontrakt z zespołem narodowym.
ZOBACZ WIDEO Dujszebajew: Czegoś takiego jeszcze nie widziałem (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Cierpliwość popłaciła
Kim Rasmussen opierał swój zespół na doświadczonych zawodniczkach, które wspomagała zdolna młodzież. Po przejęciu zespołu przez Rasmussena drużyna zakwalifikowała się na wielką imprezę do mistrzostw świata w Serbii w 2013 roku. Jak się okazało, sam awans to był tylko przedsmak tego, co spotkało polski zespół.
W rozgrywkach grupowych Biało-Czerwone bez większych problemów pokonały Angolę i Argentynę, a z Paragwajem zwyciężyły aż 40:6. Zakończyły jednak te rozgrywki na trzeciej pozycji, po porażkach 20:26 z Hiszpankami i 18:23 z Norweżkami. Obyło się więc bez niespodzianek. Później jednak Polki pokazały ogromną klasę.
W fazie pucharowej wyeliminowały Rumunki, wygrywając 31:29 i Francuzki, zwyciężając z nimi 22:21. Awansowały do półfinału, w którym nie poradziły sobie z Serbią. W meczu o 3. miejsce przegrały z Danią. 9. najskuteczniejszą zawodniczką turnieju została Alina Wojtas.
Z Polkami trzeba się liczyć
Po sukcesie na mistrzostwach świata apetyty wzrosły. Polki zakwalifikowały się w 2014 roku do mistrzostw Europy. Tutaj nie było jednak aż tak dobrze. Biało-Czerwone w fazie grupowej wygrały tylko z Rosjankami, a w rundzie finałowej przegrały trzy spotkania. Skończyło się na 11. miejscu.
Biało-Czerwone ponownie zakwalifikowały się na mistrzostwa świata i w grudniu 2015 roku znów dostarczyły kibicom wielu emocji. W fazie grupowej ponownie zajęły trzecie miejsce, wygrywając tylko z zespołami spoza Europy. Następnie byliśmy świadkami horrorów. Podopieczne Kima Rasmussena w 1/8 finału wygrały z Węgierkami 24:23, następnie pokonały Rosjanki 21:20 i znów awansowały do pierwszej czwórki. Po porażkach z Holandią i z Rumunią zajęły czwarte miejsce na mistrzostwach świata.
[nextpage]Czekają nas zmiany
Nowego trenera, którym ma zostać 58-letni Leszek Krowicki czekają trudne decyzje. W reprezentacji Polski nie będą grały wiecznie doświadczone Iwona Niedźwiedź, Monika Stachowska czy Karolina Siódmiak. Urlop macierzyński ma natomiast Patrycja Kulwińska. O exodusie nie ma jednak mowy. Większość szczypiornistek czeka jeszcze wiele lat grania na wysokim poziomie.
W kadrze na ostatnie mistrzostwa świata znajdowało się wiele 27-28-letnich szczypiornistek (wśród nich jest przykładowo Kinga Achruk), które mogą dać jeszcze wiele drużynie. Kilka lat gry w kadrze czeka też 31-letnią Karolinę Kudłacz-Gloc, liderkę naszej kadry z ostatnich turniejów.
Do zespołu wchodzi też młode pokolenie. Wśród powołanych na ostatnie mecze eliminacyjne do mistrzostw Europy (po raz czwarty z rzędu zagramy na wielkim turnieju) były m.in. Joanna Drabik, Emilia Galińska, Aleksandra Zych, Monika Kobylińska, Katarzyna Janiszewska, Katarzyna Pasternak, Aleksandra Zimny, Weronika Kordowiecka, czy Aleksandra Rosiak. To one powinny w najbliższych latach brać na swoje barki ciężar wyniku reprezentacji. Co ważne, kadra będzie na pewno grała na grudniowych mistrzostwach Starego Kontynentu.
Co z tą ligą?
Podczas gdy Vive Tauron Kielce wygrywał Ligę Mistrzów, w Lidze Mistrzyń występował MKS Selgros. Lublinianki przegrały w fazie grupowej sześć spotkań i pożegnały się z rozgrywkami. Co prawda MKS Selgros ponownie mistrzostwo Polski, jednak przewaga tej drużyny w stosunku do kolejnych zespołów nie była tak duża, jak przed laty.
W Polsce jest obecnie 5-6 zespołów na podobnym poziomie i w konfrontacji tych drużyn żaden wynik nie jest wielką sensacją. Niestety wydaje się, że jest to równanie w dół. W kobiecej piłce ręcznej brakuje sponsorów, którzy chcieliby dać miliony złotych na dyscyplinę. Pojedyncze zawodniczki, jak choćby w ostatnim czasie Emilia Galińska, wyjeżdżają do innych państw rozwijać swoje kariery.
Sytuacja ligowa przypomina to, co 10-12 lat temu było wśród mężczyzn. Z pewnością klub, który byłby lokomotywą dla całej ligi, jest tym, co mogłoby przenieść PGNiG Superligę kobiet na wyższy poziom. Próby budowania nowej historii są widoczne w Szczecinie, Gdyni czy Elblągu. Aby wznieść kobiecą piłkę ręczną na kolejny szczebel, potrzebne są jednak nieporównywalnie większe pieniądze.
Michał Gałęzewski