Zespół pokazał, że drzemie w nim duży potencjał - I część rozmowy z Grzegorzem Gościńskim, trenerem Łączpolu Gdynia

- Byłbym pesymistą gdybym nie wierzył w to, że wygramy. Gdyby tak było, moja praca tutaj nie miałaby sensu, poddałbym się a ja tego nie lubię. Nawet jak coś mi nie wychodzi, nigdy tego nie robię - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Grzegorz Gościński pytany o szanse w pojedynku z Politechniką Koszalińską.

Maciej Brum
Maciej Brum

Maciej Brum: Zakończyła się faza zasadnicza ekstraklasy piłkarek ręcznych. Jak pan ją ocenia w wykonaniu swojego zespołu, Łączpolu Gdynia?

Grzegorz Gościński: Dwa lata temu w ekstraklasie nikt nie słyszał o tym zespole. Rok temu awansował on do najwyższej klasy rozgrywkowej. Tamten sezon, mimo zajęcia siódmego miejsca, był bardzo udany. Zespół pokazał, że drzemie w nim duży potencjał, ma duże umiejętności i jest drużyną przyszłościową. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że drugi rok będzie cięższy. Dojście Ani Musiał, przyjście Kasi Sabały na pewno w pewien sposób go wzmocniło. Jest to pewna stabilizacja dla nas. Niestety z powodu kontuzji Kamili Całużyńskiej i Moniki Andrzejewskiej najbardziej brakowało nam rozgrywających. Mamy Monikę Aleksandrowicz, która rok temu przyszła do nas z SMS-u, mamy Martę Szejerkę, i mamy Paulę Wasak, która miała co prawda występy w ekstraklasie, ale jednak są to jeszcze niedoświadczone dziewczyny. Wiedzieliśmy, że tutaj będzie dziura, że będzie brakowało tego ogrania. Dlatego zdecydowaliśmy się na początku sezonu przestawić na rozegranie Anię Musiał mimo, że dwa lata nie występowała na tej pozycji. Wiedzieliśmy, że nie jest ona dla niej optymalna, że trzeba czasu i powiem szczerze, że trochę jej tym namieszaliśmy. Mieliśmy wzloty i upadki. Brakowało nam stabilizacji. Zdajemy sobie również z Adrianem (Struzikiem, drugim trenerem Łączpolu Gdynia - dod. red.) sprawę, że w tej chwili i Kamila i Monika nie są do tego sezonu w pełni przygotowane, bo nie da się po kontuzjach dojść tak szybko do stuprocentowej dyspozycji. Ten zespół nadal jest budowany.

No właśnie w trakcie sezonu pana drużyna pozyskała z Gdańska trzy zawodniczki - Patrycję Kulwińską, Katarzynę Koniuszaniec i ostatnio Karolinę Szwed.

- Dojście dziewczyn z Gdańska na pewno nas wzmocniło. Nie zapominajmy jednak o tym, że rok temu Patrycja Kulwińska praktycznie nie grała, bo była Edyta Chudzik. Patrycja zaistniała w tym roku. Bardzo fajnie się wprowadziła w ekstraklasę, ale jest to cały czas młoda dziewczyna. Kasia Koniuszaniec w tamtym sezonie również grała mało, ponieważ miała kontuzję. Zatem to także jej pierwszy rok w którym mogła się zaprezentować dłużej na boisku. Karolina Szwed jest z nami w zasadzie dopiero od dwóch tygodni. I powiem tak. Nie chciałbym być źle zrozumiany, że jestem nieszczęśliwy z tego powodu, ale każdy trener zdaje sobie sprawę, że na budowanie zespołu potrzeba trochę czasu. Szczególnie przy wejściu nowych zawodniczek w trakcie sezonu, gdy nie mamy szansy zgrać się w turniejach towarzyskich. Tam przegrana nie jest tak kosztowna jak w meczu ligowym. Wkomponowujemy je więc w zespół w trakcie sezonu. Karolina Szwed jest świetnie zgrana z Patrycją Kulwińską, bo grają ze sobą od czasu juniorek, ale obie nie są zgrane z resztą zespołu.

Ale na Karolinie Szwed nie można oprzeć zespołu, ponieważ wiadomo, że pozostanie ona w zespole najprawdopodobniej tylko do końca sezonu.

- Nie mam pojęcia. Ja nie uczestniczyłem w tych rozmowach. Na dzień dzisiejszy Karolina podpisała kontrakt na pół roku. I tak jak mówiłem. Z jednej strony jestem zadowolony z tego, że je mam, a z drugiej strony chciałbym żeby zostały dłużej, bo wtedy można by ocenić po jakimś czasie co udało się z nimi osiągnąć. Na treningach jakość pracy mi wzrosła, ponieważ doszły te trzy dziewczyny. Nasz zespół nie miał zbyt dużej liczby zawodniczek. Teraz mamy 16 dziewczyn, które trenują, w tym dwie bramkarki. Obecnie jedynie Paulina Wasak nam odpadła i prawdopodobnie nie zagra do końca sezonu.

Wracając jednak do obecnego sezonu. Łączpol to młody zespół, więc 5 miejsce można by uznać za sukces. Jednak był taki czas, że walczyliście nawet o 3 pozycję. Co się stało? Czyżby drużyna nie wytrzymała tego ciśnienia?

- Ja bym nie chciał powiedzieć ciśnienia. Trzeba także popatrzeć jak się układała liga. My tej końcówki rundy zasadniczej nie mieliśmy zbyt łatwej. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w tej chwili personalnie górują dwa zespoły - SPR i Zagłębie. Piotrcovia wiadomo - jest to zespół bardzo zgrany, bardzo utytułowany, mający w swoich szeregach wiele fantastycznych dziewczyn. Trener Janusz Szymczyk miał jednak w zespole sporo kontuzji. Praktycznie od miejsca trzeciego do siódmego, ósmego liga jest wyrównana i w zasadzie każdy z każdym może wygrać.

Widać to było także w Waszym przypadku. Zespół zagrał świetny mecz z Piotrcovią by tydzień później przegrać w Rudzie Śląskiej.

- Ja przypomnę tylko, że tam się od wielu lat gra bardzo ciężko. Nie tylko my tam przegraliśmy. Piotrcovia padła czternastoma bramkami (18:32 - przyp. red.), Zagłębie także nie dało rady. Także jest to bardzo dobry zespół mający w swoich szeregach kilka zdolnych zawodniczek i tak jak mówiłem jest to zawsze bardzo trudny teren.

Teraz czeka Was pojedynek z Politechniką Koszalińską. W lidze przegraliście z nią dwa razy. Czy będzie to miało jakiś wpływ na play-off? Pytam, ponieważ wydaje się, że przewaga psychologiczna będzie raczej po stronie przeciwniczek. Jak w takiej sytuacji widzi pan szanse swojego zespołu?

- Przewaga psychologiczna jest na pewno po stronie przeciwniczek. Ja jeszcze pamiętam zespół z Koszalina z czasów jak jeździliśmy tam z zespołem Łącznościowca Szczecin, ponieważ od wielu lat bardzo dobrze układa mi się z nimi współpraca. Znamy się więc długo. Ten zespół jest już budowany od sześciu lat. Oczywiście jest wymieniany skład, ale na dzień dzisiejszy gra on ze sobą już ładnych parę sezonów. Jest to na pewno wielki plus. Ma też na pewno więcej doświadczonych dziewczyn, bo przypomnę chociażby Iwonę Łącz w bramce. Ponadto są Iwona Szafulską, Ewa Jażyna czy Joanna Dworaczyk. Jest to również zespół lepiej zgrany niż obecnie Łączpol. Byłbym pesymistą gdybym nie wierzył w to, że wygramy. Gdyby tak było, moja praca tutaj nie miałaby sensu, poddałbym się a ja tego nie lubię. Nawet jak coś mi nie wychodzi, nigdy tego nie robię. Na pewno zrobimy wszystko byśmy te mecze wygrali. Sport jest jednak sportem i dopiero te spotkania pokażą kto się lepiej do nich przygotował, kto miał lepsze karty.

Czyli cały czas celujecie w medal?

- Wiesz co... Trudno w tej chwili mówić mi o medalu skoro ja nie jestem jeszcze w pierwszej czwórce. Dlatego powiem otwarcie. Czeka nas bardzo trudne zadanie w meczach z Politechniką. Zrobimy na pewno wszystko żebyśmy byli przygotowani do tych spotkań. Później, jeśli byśmy się znaleźli w tej pierwszej czwórce, możemy rozmawiać o medalu.

Macie już zaplanowane przygotowania do tego pojedynku?

- Tak. Do wtorku, 24 lutego, dziewczyny miały wolne. Od środy rozpoczęliśmy przygotowania. Do soboty trenujemy. W niedzielę mamy zaplanowaną odnowę biologiczną. Ja wyjeżdżam na zgrupowanie kadry, także od niedzieli nie będzie mnie z zespołem. Kolejny tydzień poświęcimy na treningi, które poprowadzi trener Struzik. W sobotę ponownie będzie odnowa biologiczna. W niedzielę 8 marca, ponieważ mamy dobry kontakt z zespołami niemieckimi, jedziemy do Frankfurtu nad Odrą rozegrać dwa sparingi. We wtorek wieczorem wracamy do Trójmiasta, gdzie spędzimy ostatnie dni przed meczem.

Pomówmy może teraz chwilę o lidze. Patrząc na nią jako całość wydaje się być ona z sezonu na sezon coraz słabsza. AZS Warszawa nie zdobywa w sezonie nawet punktu, wicemistrz Polski rozpada się w połowie rozgrywek. Coraz większe kłopoty finansowe klubów. Jak pan ocenia to co się dzieje w żeńskiej piłce klubowej?

- Jest to zatrważająca rzecz, która się dzieje w żeńskiej piłce ręcznej. Podobnie jest jednak także za granicą. Tutaj można przywołać przykład Rafała Glińskiego, który sam mówi o tym, że sponsor wycofał się z jego byłego klubu. Nie oszukujmy się. W dzisiejszym sporcie dużą rolę odgrywają sponsorzy a co za tym idzie, pieniądze. One są bardzo potrzebne. Trzeba znaleźć jakąś metodę, która by pomogła klubom. Być może zmienić jakoś system dofinansowywania sportu. Trudno mi tutaj mówić o jakiś konkretnych rozwiązaniach. Może jakieś ulgi finansowe, jakieś "profity" z tego, że daje się pieniądze na sport. Bez tego klubom będzie ciężko, ponieważ one często działają dzięki fanom, ludziom "furiatom”, "wariatom”, którzy dają swoje pieniądze, którzy je organizują poprzez swoje znajomości. Ja nie mówię tutaj tylko o piłce ręcznej. Nie wiem jak się mają kluby, ale na pewno większe pieniądze są w koszykówce, siatkówce. Odwrotna sytuacja jeśli chodzi o nasz sport jest w Niemczech, we Francji, na pewno w Skandynawii, gdzie piłka ręczna jest chyba dyscypliną numer dwa po piłce nożnej. Natomiast u nas poprzez wielkie sukcesy mężczyzn staje się ona coraz bardziej popularna. Na dzień dzisiejszy jednak bardziej popularna jest męska odmiana poprzez to, że to właśnie ona zrobiła te fantastyczne wyniki. Mam nadzieję, że ten sukces pomoże także tej żeńskiej, która jest także warta inwestycji i zainteresowania.

W żeńskiej klubowej piłce ręcznej jedyną w miarę liczącą się drużyną w Europie jest SPR Asseco BS Lublin.

- Sam wiesz i mówił to Bogdan Wenta, że by klubowa piłka ręczna była mocna trzeba pościągać takich chłopaków jak Mariusz Jurasik, Henrik Knudsen, czy Rafał Gliński. W Kielcach zainwestowano pieniądze co pokazuje jak bardzo są one potrzebne do tego by polskie kluby stały się mocne. Niestety w żeńskiej piłce ręcznej pieniądze na ściąganie ma jeden, dwa kluby, ale to nie jest tak jak jest w Danii gdzie wybiera się z tak zwanych "gwiazd”. Wydaje mi się, że naszych klubów nie stać na to by zapłacić kilka czy kilkanaście tysięcy euro zawodniczce.

Pucharowy mecz w Lublinie pokazał, że jest potencjał w kobiecej piłce ręcznej, że jest zainteresowanie. Lubelska hala była przecież wypełniona do ostatniego miejsca.

- Tak. To co Lublin zrobił, jak wytworzył atmosferę wokół tego meczu było fantastyczne. Przegrał jednak z Norweżkami. Przykro, bo wszyscy trzymaliśmy mocno kciuki żeby awansował. SPR od wielu lat robi wiele dla kobiecej piłki ręcznej. Tam są korzenie żeńskiej piłki ręcznej. Stary Montex - to chyba mówi samo za siebie. Tutaj w Gdyni piłka ręczna była od wielu lat, ale musi rywalizować z wieloma klubami w ekstraklasie.

To jest w ogóle problem Trójmiasta, które ma wiele dyscyplin w najwyższej klasie rozgrywkowej. Piłka nożna, koszykówka, siatkówka...

- Z jednej strony cieszy, że region inwestuje w sport. Niedaleko mamy także inne ośrodki jak Elbląg, Olsztyn, Kwidzyn. Z drugiej strony wiadomo, że w związku z tym rywalizacja, także o sponsorów, jest bardzo duża.

W drugiej części rozmowy, którą zaprezentujemy w poniedziałek, Grzegorz Gościński opowiada o swoich bolesnych porażkach z kadrą, problemach reprezentacji oraz swojej pasji do piłki ręcznej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×