WP SportoweFakty: Od 1 września przejmie pan stery w drużynie narodowej piłkarek ręcznych. Ma pan już wizję tej drużyny? Wcześniej wspominał pan, że zmian będzie niewiele.
Leszek Krowicki: Mam wizję. Faktem jest, że oficjalnie pracę rozpocznę 1 września. Jasne jest też, że sporo czasu poświęciłem na to, żeby się do tej pracy dobrze przygotować. Obserwowałem polskie zawodniczki, nie tylko tu w Szczecinie, ale też przy wykorzystaniu innych możliwości, nagrań, różnych analiz. Mam pewną ideę. Chciałbym jednak wstrzymać się z ogłoszeniem składu pierwszej reprezentacji do trzeciej kolejki ligowej.
Będzie to połączenie doświadczenia z młodością czy zupełnie inaczej?
- Nie można zrobić rewolucji. Z jednej strony reprezentacja Polski w ostatnim okresie udowodniła, że rozumie, na czym polega piłka ręczna, dodam dobra piłka ręczna. Myślę trochę o tym, co będzie za rok, za dwa, za trzy lata. Stąd zastanawiam się, w jaki sposób zastąpić te dobre zawodniczki, rutynowane, ale już zaangażowane wiekowo. To nie jest łatwy proces, bo te decyzje muszą być rozważone. Chcę szukać nowych kandydatek i mam nadzieję, że takie będę mógł zaprezentować.
ZOBACZ WIDEO Memoriał Kamili Skolimowskiej szansą na kolejne rekordy i zwycięstwa (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Poprzeczka wisi wysoko. Polscy kibice wciąż pamiętają o sukcesach i liczą na ich powtórzenie.
- Oczekiwania w kraju są duże. Zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności. Mimo wszystko apeluję do wszystkich, którzy kochają piłkę ręczną, o wyrozumiałość. Proszę sobie wyobrazić i zdać sprawę z tego, że każdy trener potrzebuje trochę czasu na przygotowanie zespołu. My przed mistrzostwami Europy w Szwecji mamy tylko jedno zgrupowanie i dwie albo trzy gry kontrolne, które planujemy. W tak krótkim czasie trudno jest zrobić to, co chciałoby się osiągnąć po latach. Przez dobrą pracę spróbujemy potwierdzić, że ten wybór i cała akcja mają sens. Jasne jest, że musimy popełnić błędy, żeby rozumieć, czego się uczyć. Takie rzeczy też się zdarzą. Mimo wszystko jestem optymistą.
Nie jest łatwo pogodzić pracę z zespołem klubowym i kadrą narodową, w dodatku w dwóch różnych krajach. Jak pan zamierza to zrobić?
- Wbrew pozorom to nie jest duży problem. Chociażby z tego względu, że kalendarz międzynarodowy jest tak skonstruowany, że w chwili, kiedy polska reprezentacja rozpoczyna zgrupowanie, w tym samym momencie zaczynają zgrupowanie Holenderki, Niemki i tak dalej. Może nie jest to sytuacja idealna, aczkolwiek w Europie znane są tego typu sposoby pracy z reprezentacjami. Jest wielu trenerów, którzy prowadzą i kluby, i drużyny narodowe. Nie widzę tutaj problemów. Wszystko zależy od tego, jak ułożymy sobie wszyscy współpracę. Będę kooperował z przedstawicielami polskich klubów po to, żeby wspólnie osiągnąć dobry wynik.
Ma pan już w głowie sztab szkoleniowy, który będzie panu pomagał w pracy z kadrą kobiet?
- Oczywiście mam, bo powiedziałem, że mimo tego, iż pracę rozpoczynam 1 września, także i ta sprawa mnie interesowała. Mam ideę i pewną koncepcję, które w najbliższym czasie przedstawię.
Obecnie nie chce pan zdradzić żadnych nazwisk?
- Myślę, że jeszcze jest na to za wcześnie. Podobnie nie chcę mówić o zawodniczkach, które widzę w reprezentacji. Wiele z nich zostanie w tej kadrze, ale jeśli chodzi o skład całej grupy współpracującej ze mną, chciałbym się wstrzymać z tymi oficjalnymi wypowiedziami.
Sam przed sobą stawia pan konkretny cel w pracy z tą drużyną?
- Zwycięstwo w każdym meczu jest mało realne. Tak też musimy oceniać nasze możliwości. Mi chodzi o to, żeby grać handball dobry, nowoczesny, szybki. Handball, który przede wszystkim zawodniczkom będzie sprawiał wiele przyjemności, który jest atrakcyjny dla kibiców. No i oczywiście piłkę ręczną, która jest efektywna. Zobaczymy. Mamy parę idei, które trzeba "sprawdzić w praniu". Będziemy patrzeć, jak to funkcjonuje. Jeśli to zda egzamin, będziemy kontynuować, jeśli nie, poszukamy nowych rozwiązań. Na tym ta praca polega.
Rozmawiał Krzysztof Kempski