Do tej pory byli zawodnicy klubu milczeli na temat zaległości wobec nich. Zirytowała ich jednak wypowiedź wiceprezes Gwardii SA Anny Wesołowskiej, która na łamach opolskich mediów oświadczyła, że klub wypełnił wszelkie zobowiązania wobec graczy i trenerów, przeznaczając na to łącznie 800 tysięcy złotych.
- Ostatnią pełną wypłatę otrzymałem w maju 2015 roku - mówi nam Adam Ciosek, jeden z byłych piłkarzy Gwardii. - Może nie byłoby całej afery, gdyby Gwardia poległa, została zlikwidowana i zaczynała od najniższej klasy rozgrywkowej. Ale klub, po przekształceniu się w spółkę akcyjną, z nowym logo i zarządem, lecz tymi samymi zawodnikami, dostaje licencję na występy w lidze zawodowej - dodaje.
Ciosek odszedł z Gwardii. Zaczął pracować w PZU, gra teraz w innej drużynie - ASPR-ze Zawadzkie.
- Dostaliśmy od Związku Piłki Ręcznej informację, że obecna Gwardia SA jest następcą prawnym po byłym klubie, łącznie z długami. A przecież głównym warunkiem licencyjnym ligi zawodowej jest brak długów. Tymczasem przedstawiciel miasta, będącego nowym właścicielem klubu, powiedział, że nie będą nic spłacać. Po czym nagle władze oznajmiają, że spłacili wszystkie należności. Obecni ludzie Gwardii działają na niekorzyść prawie dwudziestu byłych zawodników, którym należą się pieniądze od klubu - irytuje się Remigiusz Lasoń, także były zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Olimpiady Specjalne Polska: razem od 30 lat (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Poważne problemy finansowe Gwardii zaczęły się, gdy w czerwcu ubiegłego roku wygasła umowa sponsorska z firmą Petrol Energy.
Bezradny komornik, lipne ubezpieczenia
Kolejnym oszukanym jest Jakub Płócienniczak. Mówi, że klub zalega mu cztery pensje i premię za wywalczenie awansu do PGNiG Superligi. Skierował sprawę do sądu, który w maju 2016 roku wydał korzystny dla niego wyrok. I co z tego? - Miałem podpisany kontrakt z klubem, który był stowarzyszeniem, a w takim wypadku niestety na nikim nie ciąży odpowiedzialność osobista. Kiedy na koncie stowarzyszenia nie ma pieniędzy, komornik nie ma możliwości ściągnięcia długów. Wyrok został wydany, ale do tej pory nie otrzymałem ani złotówki - mówi.
Lasoń: - Gwardia zalega mi pieniądze zarówno za stypendia, jak i koszty dojazdu do Opola na mecze i treningi. Musiałem się też leczyć za własne pieniądze, choć w kontrakcie był jasny zapis, że klub zapewnia potrzebną opiekę medyczną, zwłaszcza gdy uszczerbku na zdrowiu zawodnik dozna podczas meczu ligowego.
Podobne doświadczenia ma Sebastian Rumniak. - Miasto rzekomo uratowało klub. Miało nam na przykład opłacać składki zdrowotne. Parę tygodni temu otrzymałem rachunek ze szpitala za udzielenie mi pomocy po meczu rozegranym 16 kwietnia 2016 roku we Wrocławiu, podczas którego doznałem urazu. Zostałem poinformowany, że nie jestem ubezpieczony i muszę uiścić opłatę. Czysta amatorszczyzna - ocenia.
Ściągnęli armatę, zapomnieli o amunicji
Na początku poprzedniego sezonu do opolskiego klubu trafił Chorwat Nikola Kedzo. Jego przyjście ogłoszono transferowym hitem. Rosły szczypiornista (203 cm wzrostu) miał być główną armatą zespołu. Wytrzymał do listopada.
[nextpage]- Tuż po przyjeździe do Opola usłyszałem od zawodników, że od trzech miesięcy nie otrzymują wypłat. Po tym, jak we wrześniu otrzymałem połowę należności poszedłem zapytać, czy klub ma problemy finansowe i czy w takim razie mogę odejść. Usłyszałem: "Mamy pieniądze. Zostajesz". Kilka dni później dano mi oraz kilku innym graczom do podpisania kontrakt, zgodnie z którym musieliśmy założyć firmę. Zapewniali nas, że to jedyny sposób, byśmy otrzymywali pensje na czas. Po konsultacji z agentem podpisałem umowę. Niepotrzebnie. Każdego miesiąca musiałem bowiem odprowadzać podatek i płacić ubezpieczenie, a na moje konto nie trafiały żadne pieniądze - ujawnia doświadczony zawodnik.
W październiku Chorwat stracił cierpliwość. - Doszliśmy do porozumienia, według którego wraz z rozwiązaniem umowy miałem dostać zaległe pieniądze. Tymczasem do podpisania dostałem papiery, że jestem wolnym zawodnikiem, a klub nie ma wobec mnie żadnych zadłużeń. Nie zgodziłem się. Przez cztery i pół miesiąca gry w Gwardii dostałem jedną pensję - oburza się Kedzo.
Wreszcie zawodnik dostał zgodę na wyjazd z Opola, a klub zobowiązał się wypłacić zaległe 45,5 tysiąca złotych do 20 lutego 2016 roku. Termin upłynął, a on pieniędzy nie dostał. - Pięć miesięcy spędzonych w Gwardii było najgorszym okresem w moim życiu. Oddałem sprawę w ręce prawnika - kończy.
W złym tonie rozstano się także z Bośniakiem Ivanem Milasem. Jemu również klub zalegał z wypłatami. Cierpliwość zawodnik stracił na początku 2016 roku. - Postawiłem ultimatum: "Albo w ciągu 3-4 dni pieniądze wpływają na moje konto, albo odchodzę". Po czterech dniach zadzwonił do mnie ktoś z miasta, by przedstawić propozycję nowego kontraktu. Była żałosna, więc bez wahania zdecydowałem się przenieść do ligi węgierskiej. W ciągu sześciu miesięcy gry dla Gwardii otrzymałem jedną pensję - mówi.
Wyrzucani z mieszkań
Słoweński bramkarz Emir Taletović telefon od właścicielki mieszkania odebrał już po pierwszym miesiącu pobytu w Opolu. Okazało się, że klub za nie nie płacił. Zawodnik musiał zatroszczyć się o to sam.
- Za lokum musiałem zapłacić z własnych pieniędzy - wyjaśnia. - A po zakończeniu sezonu dostałem od właścicielki komunikat, że następnego dnia muszę się wyprowadzić. Na jedną noc przeniosłem się do kolegi z zespołu Roka Simica, a potem wróciłem do ojczyzny. Miałem już dość.
Simić zmagał się z identycznym problemem. - Kilka razy byłem bliski eksmisji. Musiałem pożyczać pieniądze od rodziców - wspomina. Podobnie miał Rumniak. - W Opolu pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, by klub nie płacił za wynajęte lokum. Musiałem sięgnąć po własne oszczędności. W innym przypadku nie miałbym gdzie mieszkać z żoną i dwójką małych dzieci - opowiada.
- Już przed świętami wszyscy chcieliśmy odejść. Trener poinformował nas jednak, że dostaniemy pieniądze od miasta - dodaje Taletović. - Tyle że musieliśmy się zgodzić na znaczącą obniżkę wynagrodzeń. Nie mieliśmy wyboru. Było już za późno na szukanie nowego klubu, a tak przynajmniej mogliśmy dostać choć część naszych pieniędzy.
Zagrozili zbiorowym buntem
Drużyna rozważała zbiorowy bunt na przełomie listopada i grudnia.
- Zagroziliśmy, że nie wyjdziemy na wyjazdowy mecz z Vive Tauronem Kielce. Powiedzieliśmy także, że podczas domowego spotkania z Pogonią Szczecin założymy stosowne koszulki, by media i kibice poznali prawdę o realiach panujących w klubie - mówi Nenad Zeljić.
[nextpage]Nie zrobili tego. Znów dali się zwieść obietnicom. Zeljić poważnie myślał o odejściu, ale w styczniu otrzymał pieniądze od miasta, przekazane z… konta klubu hokejowego Orlik Opole. - Dostałem wtedy 75 procent należnych mi pieniędzy za trzy miesiące - mówi.
Władze miasta zapewniały, że praktyka płacenia w taki sposób nie jest łamaniem prawa. Inaczej uważa wicemarszałek województwa opolskiego Grzegorz Sawicki, który twierdzi, że prowadzi ona do unikania zobowiązań. Gdyby bowiem pieniądze trafiły na konto Gwardii, błyskawicznie zostałyby zabrane przez komornika.
Kiedy rozgrywki ligowe dobiegły końca, Zeljić wciąż nie doczekał się pieniędzy za ponad rok reprezentowania Gwardii. - Klub zalega mi cztery pensje z sezonu 2014/2015 i jedenaście z sezonu 2015/2016 - podsumowuje. I jako jeden z wielu wyśmiewa porozumienie, które otrzymał do podpisania od Gwardii SA - nowej spółki utworzonej w celu zgłoszenia drużyny do Ligi Zawodowej, dotyczące zrzeczenia się wszystkich zaległości.
"Liga Zawodowa jedynym ratunkiem"
Na jakiej podstawie Gwardia została zatem dopuszczona do dalszych występów w PGNiG Superlidze? O udzielenie komentarza w tej sprawie poprosiliśmy Łukasza Gontarka, prezesa ligi zawodowej.
- Nie uważamy, że wszystko w Gwardii jest w porządku. Klub został zobligowany do przedstawienia sposobów na rozwiązanie problemów finansowych. Dostaliśmy informację, że nowy zarząd klubu ma odpowiednie gwarancje i zabezpieczenie budżetu od miasta Opola. Dlaczego więc nie wyciągnąć do niego ręki? Umożliwienie Gwardii gry w Superlidze to jedyna droga dla klubu, by stanął na nogi - wyjaśnia.
- Z całą grupą zawodników poszkodowanych przez klub zaczynamy walkę o swoje. Poinformowaliśmy o wszystkim Związek Piłki Ręcznej oraz Spółkę "Superliga" jeszcze przed przyznaniem Gwardii licencji, ale do tej pory nie otrzymaliśmy stosownej odpowiedzi - mówi tymczasem Lasoń. - Zbieramy dokumenty i zeznania do zbiorowego pozwu przeciwko klubowi oraz spółce zarządzającej Ligą Zawodową, a jeśli będzie trzeba, pozwiemy także miasto. Będziemy odwoływać się do każdego możliwego organu, także instytucji unijnych. Rozważamy poinformowanie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez organy zaangażowane w działania prowadzące do tego, żeby Gwardia za wszelką cenę występowała w lidze zawodowej.
Co na to wiceprezydent Opola Marcin Rol? - Dla nas, jako miasta, sprawa długów jest zamknięta - mówi. - Wszystkie zobowiązania, które ustaliliśmy pomiędzy graczami z poprzedniego sezonu oraz z tymi, którzy zostali w Gwardii, zostały przez nas spełnione. Jesteśmy rozliczeni co do grosza. A adresatem roszczeń, które mają zawodnicy z lat poprzednich, nie powinno być miasto, a poprzedni ludzie zarządzający Gwardią.
A oto pełna lista byłych zawodników Gwardii, którym klub w sezonach 2014/2015 i 2015/2016 nie płacił pełnych zobowiązań: Filip Scepanović, Nenad Zelijć, Rok Simić, Emir Taletović, Ivan Milas, Remigiusz Lasoń, Jakub Płócienniczak, Adam Ciosek, Nikola Kedzo, Bogumił Baran, Paweł Swat, Sebastian Rumniak, Wojciech Trojanowski, Łukasz Całujek, Kamil Buchcic, Jakub Kłoda. Klub ma także zaległości wobec Marko Vukcevica (sezon 2013/2014).
Oświadczenie klubu Gwardia Opole S.A.W odniesieniu do nieprawdziwych publikacji medialnych, które ukazały się w ostatnich dniach na portalu www.sportowefakty.pl, oświadczamy że Gwardia Opole S.A. nie jest spadkobiercą zobowiązań finansowych Gwardia Opole Sp. Z o.o.
Wykorzystanie nazwy Gwardia Opole przez nowo powstałą spółkę akcyjną podyktowane było chęcią uszanowania tradycji i przywiązania kibiców do ukochanego klubu.
Działania zarządu Gwardia Opole Sp. Z o.o. oraz ich skutki finansowe wywołały kryzys, którego apogeum nastąpiło w sezonie rozgrywkowym 2015/2016. Sytuacja finansowa w klubie spowodowała, że profesjonalna piłka ręczna w Opolu ocierała się o śmierć. Miasto Opole podjęło próbę ratowania tej niezwykle widowiskowej i historycznej dyscypliny. Informujemy, że jedynym adresatem zobowiązań zaciągniętych w stosunku do zawodników i innych osób jest Gwardia Opole Sp. Z o.o.
Gwardia Opole S.A. uszanowała zaangażowanie sportowców i sztabu szkoleniowego w osiągnięcie celów sportowych i podjęła dobrowolną decyzję o wypłacie nagród sportowych.
Licencja do gry w PGNiG Superlidze przyznana została w trybie warunkowym na podstawie dzikiej karty.
Polityka klubu zmierza do zbudowania relacji bazujących na odbudowie zaufania i wzajemnym szacunku na linii klub-zawodnicy-sztab szkoleniowy. Czytaj całość