Po pierwszych minutach kibice we FLENS-Arenie łapali się za głowy. Ich ulubieńcy popełniali katastrofalne błędy w ataku pozycyjnym, a Orlen Wisła Płock, na czele z Lovro Mihiciem, wykorzystywała okazje. Na tablicy pojawił się rezultat 1:7 i dopiero rozmowa z Ljubomirem Vranjesem postawiła SG Flensburg-Handewitt na nogi.
- Zaczęliśmy znakomicie w obronie i bardzo dobrze wykorzystywaliśmy słabości rywala. Mimo tak udanego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że utrzymanie tego poziomu przez cały pojedynek będzie bardzo trudne - mówił po meczu trener Nafciarzy, Piotr Przybecki.
Wikingowie wzięli sobie do serca wskazówki szkoleniowca i poprawili skuteczność w ataku. Wisła z kolei momentami cierpiała pod bramką Flensburga. Coraz częściej przytrafiały się poważne błędy i nawet nieźle prezentujący się wcześniej Jose Guilherme de Toledo mylił się na potęgę. Jakby tego było mało, to koncert w bramce dawał Mattias Andersson.
- W drugiej połowie straciliśmy nasz rytm w ataku. Flensburg zagrał mądrzej od nas w najważniejszym momencie. Ponadto dwuminutowe kary, które dostawaliśmy, kosztowały nas bardzo dużo. Jestem zadowolony z postawy mojej drużyny i jej występu dzisiaj. Włożyliśmy w ten mecz wszystko, co w tej chwili mamy - chwali zawodników Przybecki.
Dla płocczan to już czwarta porażka w Lidze Mistrzów. W poprzedniej kolejce Nafciarze zostali rozgromieni w Silkeborgu i spotkanie we Flensburgu miało być formą rehabilitacji za fatalny występ na duńskim parkiecie. - Przede wszystkim chcieliśmy się tutaj naprawdę dobrze zaprezentować, szczególnie po trudnym dla nas meczu w Danii w ubiegły weekend. Grupa jest trudna, ale będziemy wciąż ciężko pracować, aby osiągnąć nasze cele - dodał szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO Rafał Patyra: Nawałce zaczynają się wymykać lejce z rąk