Choć na rumuńskiej ławce zasiadł wybitny specjalista, Xavier Pascual (szkoleniowiec FC Barcelona Lassa), to w pierwszym meczu pod wodzą Hiszpana od Rumunów nie oczekiwano cudów. Spodziewano się raczej, że Valentin Ghionea i koledzy będą w stanie sprawić faworytom problemy jedynie na własnym parkiecie.
Niespodziewanie, w Mińsku od początku dominowali Rumuni. Ani razu nie pomylił się Georgica Cintec, ważne bramki dokładał też Ghionea i na przerwę zespoły zeszły przy wyniku 10:13. Białorusini nie mogli przede wszystkim znaleźć sposobu na Mihaia Popescu w bramce.
Golkiper zresztą nie poprzestał na kapitalnej postawie w pierwszej połowie. Rywale kilka razy stawali z nim oko w oko i Popescu wychodził obronną ręką nawet z beznadziejnych sytuacji. Nie sprawdziły się także zmiany taktyczne trenera Jurija Szewcowa. Białorusini wychodzili bowiem wyżej w obronie, ale przy tym ustawieniu więcej swobody mieli m.in. Ghionea czy Ionut Ramba na kole.
W 45 minucie gospodarze poczuli nóż na gardle. Przegrywali już czterema trafieniami, a nic nie zapowiadało, że Rumunom przydarzy się kryzys. W dodatku do gry w ataku włączył się znany z Bundesligi Bogdan Andre Criciotoiu. Białoruskiej reprezentacji natomiast z olbrzymim trudem przychodziło wyprowadzenie skutecznej akcji. Bez Siergieja Rutenki bardzo słabo prezentowała się druga linia. Na potęgę pudłował Boris Puchowski, a gracze ze wschodu większość bramek na swoim koncie zapisywali po rzutach ze skrzydeł.
Gdy na 2 minuty przed końcem Marcus Mocanu trafił do bramki (22:25), stało się jasne, że podopieczni Pascuala wywiozą zwycięstwo z Mińska. Wygląda na to, że w grupie 2 potencjalny outsider będzie groźny dla najlepszych. Nawet bez kontuzjowanego Dana-Emila Racotea.
El. ME 2018, grupa 2:
Białoruś - Rumunia 23:26 (10:13)
Najwięcej bramek: dla Białorusi - Dzianis Rutenka 5, Siergiej Szyłowicz, Borys Puchowski - po 4; dla Rumunii - Valentin Ghionea 6, Marius Mocanu 5, Georgica Cintec 4.
ZOBACZ WIDEO Mocne opinie o Lewandowskim z Hiszpanii. Trafi do Realu? "Nie jest potrzebny"