W sobotę drużyna prowadzona przez Dariusza Molskiego podejmowała Śląsk Wrocław. Gospodarze dominowali od pierwszej do ostatniej minuty, ostatecznie wygrywając 34:23. - Wynik powinien być inny. Powinno być więcej z przodu, a mniej z tyłu. Ale graliśmy w większym wymiarze całą 14 zawodników w różnych ustawieniach. Najmniej grał Bartek Starzyński w ataku, ale na niego też przyjdzie czas - przyznał trener Stali Gorzów.
Żółto-niebiescy to tegoroczny beniaminek I ligi mężczyzn. W grupie A jak na razie gorzowianie rozegrali osiem spotkań i na swoim koncie mają 13 punktów i jeszcze nie przegrali. - Gramy o utrzymanie, a nie przegraliśmy jeszcze żadnego meczu. Kiedyś ta passa się skończy, zobaczymy kiedy to nastąpi - powiedział Molski.
Sobotni pojedynek był dobrą okazją do tego, aby na parkiecie pojawili się wszyscy zawodnicy. - Na treningu chłopaki mają ciężej, niż w meczu. Nie ma takich długich przerw. I na to też uczulałem, bo drugie połowy zaczynamy zawsze nieco gorzej. Nie można grać jedną gołą siódemką cały czas. A kiedy, jak nie teraz, mają mnie do siebie przekonać zawodnicy? Przyjdzie taki moment, że będą musieli grać i jeżeli teraz się nie pokażą, to wtedy też mi nie zagrają. Cała drużyna musi grać i dbamy o to, żeby wszyscy grali w miarę równo, jeśli to tylko możliwe - wyjaśnił trener Stali.
Żółto-niebiescy nie mają zbyt dużo odpoczynku. Już w środę czeka gorzowian kolejny mecz, w którym podejmą SMS ZPRP Gdańsk. Jest to zaległy pojedynek z 8. kolejki gier, a rywal na pewno trudniejszy, niż sobotni. - Będzie zdecydowanie ciężej. Z taką grą, jak ze Śląskiem, to nie damy rady. Za dużo nonszalancji, za dużo poezji, a za mało konkretów. To może pięknie wygląda, ale akcji nieskutecznych było zbyt dużo - podsumował Molski.
ZOBACZ WIDEO Słoweński dziennikarz: Wygrana z Polską może być ambitnym życzeniem (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}