- Jedynym problemem, który powodował, że wynik wahał się niekorzystnie dla nas, były dwuminutowe wykluczenia. Kary dla mojego zespołu skutkowały tym, że przeciwniczki albo niwelowały straty, albo - jak w końcowych minutach - uzyskiwały kilka bramek przewagi - stwierdziła zawiedziona.
Patrząc tylko na "suche" pomeczowe statystki, trudno jednak przyznać rację trenerce Majdzińskiej. Jej zawodniczki spędziły na przymusowym odpoczynku łącznie czternaście minut, a MKS-u Selgros, tylko o cztery mniej.
Początek meczu to dobra gra Łączpolu i prowadzenie 11:6 w 14 min. Gdańszczanki dominowały na parkiecie, a grające dosyć ospale lublinianki pozwalały rywalkom na zbyt wiele. - Tak było do momentu, kiedy grałyśmy w sześć przeciwko sześciu przeciwniczkom - skwitowała Majdzińska.
Opiekunka ekipy z Trójmiasta widziała też pozytywy w grze swoich podopiecznych. - Skuteczność rzutowa była na niezłym procencie, a ostatnio miałyśmy z tym
problem. Waleczności też nie można nam odmówić, dziewczyny do końca biły się o zwycięstwo. Gratuluję im, bo zagrały bardzo dobrze z renomowanym rywalem. Mieć skład w budowie i zagrać z mistrzem Polski tak wyrównane spotkanie, to wielki wyczyn.
ZOBACZ WIDEO Polscy 19-latkowie robią furorę. Złote pokolenie? (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}