- Na początku wszystko szło pod nasze dyktando. Po kilku minutach było już 3:0 i chyba wtedy niepotrzebnie uwierzyliśmy, że bardzo szybko ustawimy ten mecz pod siebie - dodaje 29-latek.
Po dobrym starcie MMTS pozwolił Stali dojść do głosu i już po upływie kwadransa przegrywał różnicą dwóch bramek. - Stal zaczęła przeważać, ale liczyłem, że w drugiej połowie ułoży się to po naszej myśli. Tyle, że goście nie odpuszczali i myślę, że wygrali zasłużenie - ocenia Szpera.
Jego zespół był murowanym faworytem środowego spotkania. Stal do Kwidzyna przyjechała poważnie poobijana po niedzielnym spotkaniu w Lubinie i tylko z 12 zawodnikami zdolnymi do gry. Tego meczu, z będącym na fali MMTS-em (kilka dni wcześniej doprowadził do karnych w Płocku), nie miała prawa wygrać.
Wbrew wszelkim przypuszczeniom, gracze Krzysztofa Lipki i Tomasza Sondeja zwyciężyli w Kwidzynie i to po jednej z bardziej szalonych końcówek w historii. - Nigdy w czymś takim nie brałem udziału - przyznaje Szpera.
Jego drużyna na 15 sekund przed końcem doprowadziła do remisu 25:25, ale Stal natychmiast odpowiedziała za sprawą Michała Chodary. Wznawiający grę 30-letni skrzydłowy ze środka boiska trafił do pustej bramki i dał swojemu zespołowi zwycięstwo. MMTS szukał jeszcze wyrównania, ale Paweł Genda trafił tylko w słupek.
Porażka zabolała kwidzynian. - Nie chcę powiedzieć, że zlekceważyliśmy Stal, ale ten mecz to nauczka, że do każdego trzeba podchodzić na sto procent. Zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Punktów nie przyjmuje się już w szatni, a spotkania same się nie wygrają. Szkoda tej wpadki, bo całą pierwszą rundę graliśmy naprawdę świetnie - kończy rozgrywający MMTS-u.
ZOBACZ WIDEO Nowiński: ten styl biało-czerwonych... Jestem zaskoczony (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}