Mateusz Kus: Hejterzy? W internecie każdy jest mądry

- Nie przejmuję się, gdy ktoś narzeka na mnie "dla zasady". Mam się spakować i wyjechać, bo ktoś mnie nie lubi? Nie biorę do siebie komentarzy hejterów - mówi Mateusz Kus. On i Vive Tauron Kielce w sobotę grają w Lidze Mistrzów z IFK Kristianstad.

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Mateusz Kus WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Mateusz Kus
WP SportoweFakty: Do Kielc przychodził pan jako zawodnik bez nazwiska a do tego na pozycję od "czarnej roboty". To sprawia, że jest pan łatwym celem krytyki. Nie ciąży panu ciągłe bycie na cenzurowanym?

Mateusz Kus: Mi to nie przeszkadza. Jeżeli wszyscy mają na mnie narzekać za grę w obronie, to ok. Jestem tutaj właśnie po to, by defensywą kierować, więc jeśli spisujemy się źle w tyłach, biorę to na siebie, bo to w dużej części moja wina. Jeżeli ktoś ma narzekać jednak dla zasady, to się tym w ogóle nie przejmuję.

Nigdy sam nie miał pan refleksji: co ja tu robię?

- Nie. Nie mogę brać do siebie negatywnych komentarzy kibiców czy hejterów. Dlatego że ktoś mnie nie lubi, mam się spakować i wyjechać? Trzeba walczyć, spokojnie robić swoje, udowadniać w każdym meczu, że na to miejsce w zespole się zasługuje. Najważniejsze, że ufa mi trener, sztab szkoleniowy, prezesi. Gdy spotykam się z kibicami "na żywo", nikt mnie nie atakuje, a w internecie każdy jest mądry. Takie mamy czasy.

ZOBACZ WIDEO Karygodne zachowanie i czerwona kartka Garetha Bale'a [ZDJĘCIA ELEVEN]


Sprawia pan wrażenie bardzo opanowanego. To maska czy Mateusz Kus jest też taki na co dzień?

- W domu jestem spokojny, ale na parkiecie czasem puszczają nerwy i stąd biorą się błędy oraz wykluczenie. Kierowanie się emocjami nigdy nie jest korzystne, dlatego w każdej sytuacji chcę zachowywać zimną głowę. Czasem jednak po prostu się nie da.

Skąd wziął się pomysł na Mateusza Kusa - egzekutora rzutów karnych?

- Nic szczególnego: trener dał mi szansę, a ja nie mam z tym problemu i dość dobrze czuję się na 7. metrze. Cieszę się, że mogę i w ten sposób pomagać zespołowi. Jeżeli trener będzie mnie dalej wyznaczał, to dalej będę je wykonywać.

Rzucał pan karne wcześniej?

- Zdarzało mi się, ale nie był to długi epizod. Proszę jednak zauważyć, że nie mamy numeru jeden jeśli chodzi o karne. Trener dobrze rotuje, bo jest nas piątka. Nie trenuję tego elementu jednak specjalnie. Oczywiście, na każdym treningu oddam kilka rzutów, ale po godzinach nie zostaję.

Rok temu w Kristianstad o remisowym wyniku zdecydował właśnie nietrafiony karny przez Tobiasa Reichmanna. Gdyby sytuacja miała się w sobotę powtórzyć, nie bał by się pan podejść do próby?

- Nie. Jeżeli trener powiedziałby, że mam iść, to poszedłbym bez problemu. Mam nadzieję jednak, że nie dopuścimy do takiej sytuacji, by o wyniku decydowała jedna akcja. Przed rokiem to nie była wina Tobiasa, że nie rzucił tego karnego, tylko całej drużyny, że nie zdołaliśmy zapewnić sobie odpowiedniej przewagi wcześniej, by spokojnie rozegrać końcówkę.

Głównie odpowiada pan za obronę. Przychodząc do Kielc miał pan łatkę często oglądającego "czerwo".

- Tak działają "łatki". Niektórzy się tym sugerowali i kiedy nie mieli kogo karać, karali mnie. Nie chcę jednak narzekać na pracę sędziów. Staram się teraz grać rozważnie, częściej blokować, walczyć agresywnie, ale bez przesady.

W ogóle kar łapie pan mniej.

- To efekt treningów nad pracą na nogach. Rzadziej zostaję z tyłu i nie muszę faulować, gdy przegrywam walkę o pozycję. Inna sprawa, że mając takich partnerów w defensywie, po prostu łatwiej bronić.

Ze świeczką szukać trenera, który daje swojemu zawodnikowi takie wsparcie, jak Talant Dujszebajew panu.

- Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Chciałbym jednak, aby broniła mnie raczej gra, a nie był zmuszony do tego trener. To tylko pokazuje jak fantastycznym człowiekiem jest nasz szkoleniowiec. To jak dba i chroni zawodników jest bardzo miłe. Dziwi mnie tym bardziej więc, dlaczego niektórzy nie wierzą w to, co robi trener i w jego wybory.

Prezes Bertus Servaas deklaruje, że mimo kończącego się kontraktu zostanie pan w klubie. Nowa umowa już podpisana?

- Rozmowy są w toku. Oczywiście chcę zostać. Dogadamy się.

W najbliższym meczu z IFK Kristianstad defensywa będzie kluczem do wygranej?

- Na pewno. Jak w każdym meczu. Obrona to nasz atut i musimy go wykorzystywać, bo z tak rodzą się łatwe bramki z kontrataku. To prosty przepis na sukces.

Jest się kogo bać?

- Nie możemy myśleć, że jedziemy tam jak po swoje tylko dlatego, bo Szwedzi są daleko w tabeli. To byłoby zgubne. Jedziemy do bardzo mocnej drużyny, która świetnie gra u siebie. Wygrała z Celje, a z Rhein-Neckar przegrała zaledwie jedną bramką. Szwedzi wciąż mają szansę na awans, więc na pewno będą bardzo zmotywowani. Ponadto, to młody zespół, który walkę ma po prostu we krwi.

Rozmawiał Maciej Szarek

Czy Vive Tauron Kielce zdoła zająć drugie miejsce w grupie Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×