Początek środowego spotkania wcale nie zapowiadał tak bezproblemowego zwycięstwa Vive Tauronu. Co prawda gracze Azotów popełnili kilka strat, z których kielczanie wyprowadzili trzy kontry, ale w końcu udało im się opanować nerwy. W pewnym momencie podopiecznym Marcina Kurowskiego udało się objąć prowadzenie. Mimo, że jednobramkowe i na krótko, to wtedy nikt jeszcze nie zaprzątał sobie tym głowy. - Azoty są klasową drużyną co pokazuje ich miejsce w tabeli i nie spodziewaliśmy się łatwej przeprawy z nimi. Pamiętamy też jak wyglądał nasz mecz w Kielcach - komplementował rywali Kus.
Tego dnia nie byłyby to słowa zwykłej kurtuazji dla kolegów byłego klubu, gdyby w grze puławian coś pękło. Konkretnie była to 11. minuta, kiedy Przemysław Krajewski doprowadził do remisu 6:6. Po chwili nastąpiła seria czterech bramek z rzędu Vive, zakończona trafieniem Kusa, która była tylko przedsmakiem kolejnej. Ciosy zadawano z szybkością i precyzją. Pozostając w terminologii bokserskiej, Kus i jego koledzy zadali ich do przerwy o siedem więcej (18:11). - Jesteśmy zadowoleni ze swojej gry w pierwszej połowie, to ona ustawiła mecz na naszą korzyść - przyznał ekspuławianin.
Kilka minut po przerwie przewaga mistrzów Polski urosła do dziesięciu bramek i można było sobie pozwolić na trochę oddechu. Azoty mogły w reszcie rozwinąć skrzydła w ataku. Uaktywnili się rozgrywający z Puław - Nikola Prce i Rafał Przybylski. Swoich podopiecznych próbował przywołać do porządku trener Tałant Dujszebajew, biorąc czas i rugając za zbyt dużą ilość straconych bramek. Niewiele to pomogło. Przez drugie trzydzieści minut Vive pozwoliło sobie rzucić 21 bramek. - W drugiej połowie nasza obrona pozostawiała wiele do życzenia, stąd straciliśmy ich aż tyle - krótko skomentował obrotowy z Kielc.
Były zawodnik Azotów przyznał także, że z uwagą śledzi mecze swojej byłej drużyny. Osiem lat spędzone w grodzie nad Wisłą robi swoje. Ma jednak świadomość, że w sporcie mało jest czasu na sentymenty, zwłaszcza, gdy gra się w najlepszym aktualnie klubie Europy i ma się przed sobą mecz o być albo nie być w walce o powtórzenie tego sukcesu. - Życzę Azotom powodzenia w lidze, ale teraz czas skupić się na swoich występach. Od czwartku zaczynamy "misję Montpellier".
ZOBACZ WIDEO Himalaista Adam Bielecki marzy o zimowym wejściu na K2. "To wielkie wyzwanie"