Po pięciu kolejkach sytuacja Nafciarzy jest niewesoła, ale nie tragiczna. Wicemistrzowie kraju wywalczyli tylko jeden punkt (za remis 28:28 z RK PPD Zagrzeb). Nie sprzyjał im jednak kalendarz, bowiem na starcie zetknęli się w wielkimi firmami - Vardarem Skopje, Rhein-Neckar Loewen oraz Barceloną.
Po trzytygodniowej przerwie Orlen Wisła wraca na parkiety w Lidze Mistrzów i 5 listopada będzie gościć nieprzewidywalne HBC Nantes. Jeżeli w Płocku realnie myślą o miejscu w czołowej szóstce grupy i awansie do fazy TOP 16, to Nafciarze muszą pokonać wicemistrzów Francji.
Marcin Górczyński, WP SportoweFakty: Przed wami kolejne - po RK PPD Zagrzeb - spotkanie z serii "być albo nie być" w Lidze Mistrzów. Są powody, by obawiać się Nantes?
Maciej Gębala, obrotowy Orlen Wisły Płock: To świetny zespół, co już nieraz udowodnili na parkiecie. Wielu ludzi mówi, że pojawili się nagle i dopiero niedawno zaczęli się pokazywać w Europie, ale przecież grają tam Kirył Łazarow, Dominik Klein, Cyril Dumoulin. Myślę, że Nantes będzie faworytem na papierze.
Mieliście już okazje, by obejrzeć ich tegoroczne poczynania? W krajowych rozgrywkach przytrafiła im się niedawno wpadka z Dunkierką, a w Lidze Mistrzów potrafią spokojnie wygrać z Pickiem Szeged czy zremisować z Rhein-Neckar Loewen. Nieprzewidywalny zespół.
Szczerze mówiąc, okazjonalnie oglądałem występy Nantes w Lidze Mistrzów, widziałem bodajże mecz z Barceloną. Sesja wideo dopiero przed nami. Nazwiska są naprawdę ciekawe. Nawet ostatnio podczas Golden League we francuskiej kadrze występował bramkarz Cyril Dumoulin. Do tego powołania do reprezentacji dostają Nicolas Claire, Romain Lagarde czy Nicolas Tournat.
ZOBACZ WIDEO: Igrzyska dały w kość Kusznierewiczowi. "Fatalnie przyciąłem nogę, krew lała się po całej łódce"
Skoro już jesteśmy przy nierównej formie, to pod tym względem Orlen Wisła Płock nie ma konkurencji.
Falujemy z formą najbardziej ze wszystkich uczestników Ligi Mistrzów, może tylko Celje jest nam w stanie czasem dorównać. Sam jestem ciekaw, jak się spiszemy. Po kadrze mieliśmy tylko jeden lekki trening, bo w środę dostaliśmy wolne ze względu na święto. Wróci Dan-Emil Racotea, wciąż czekamy na Marko Tarabochię, ale mam nadzieję, że zagramy na dobrym poziomie w obronie. A w ataku spiszemy się lepiej niż dotychczas, bo we wcześniejszych bojach nie zaprezentowaliśmy się chociaż dobrze.
Największy problem Orlen Wisły to brak stabilności na środku rozegrania?
Tak, ale Nemanja Obradović powoli zaczyna odnajdywać się na parkiecie. Zagrał już dobry mecz z PGE VIVE Kielce. Zobaczymy, jak nasza gra będzie wyglądała po zgrupowaniach reprezentacji.
Pewnie żałujecie domowej porażki z Pickiem Szeged. Wynik 27:33 i przebieg meczu wskazuje na ogromną różnicę między zespołami, a tak naprawdę aż tak bardzo nie odstajecie od węgierskiego zespołu.
Był to bardzo dziwny mecz. Mieliśmy kilka przestojów, które Pick brutalnie wykorzystał. Nie udało się wygrać w Zagrzebiu, choć mogliśmy tego dokonać. Wiadomo, że potrafimy bardzo dobrze grać z tymi najmocniejszymi, np. Veszprem. Pick też jest w czołówce, może nie tej ścisłej, a z nimi sobie nie poradziliśmy.
Jest pan zadowolony ze swojej tegorocznej postawy w ataku? 10 goli w pięciu meczach to co najmniej dobry wynik jak na obrotowego.
Bramki cieszą, ale w piłce ręcznej najważniejsza jest obrona, bo dzięki niej możemy wychodzić z kontrami. Obrotowi wykonują czasem więcej pracy niż wskazują na to statystyki. Ten wysiłek często jest niezauważalny.
I właśnie w obronie ma pan sporo obowiązków. Po odejściu Zbigniewa Kwiatkowskiego Orlen Wisła straciła defensora z krwi i kości. Po części jego spadkobiercą został Maciej Gębala.
Uspokoiłem się w grze obronnej. Jeszcze w Niemczech łapałem bardzo dużo kar. Właściwie to już mi się nie zdarza. Jestem z tego bardzo zadowolony, bo wykluczenia wynikają najczęściej z błędów. Kiedyś tego nie rozumiałem, myślałem, że kary świadczą o walce w obronie. A to nie do końca tak, przecież pojawiają się zupełnie niepotrzebne wykluczenia, np. dwie minuty dostaje się też za popchnięcie po przegranym pojedynku. Pod tym względem zrobiłem bardzo duży postęp. Coraz lepiej radzę sobie też w sytuacjach jeden na jeden.
Na moment wróćmy do "świętej wojny" z PGE VIVE Kielce. Ponownie skończyło się minimalną porażką (30:31), ale momentami gra wyglądała bardzo dobrze. Pod kilkoma względami był to najlepszy mecz Orlen Wisły Płock w tym sezonie.
Nie popadajmy w huraoptymizm. Nie chce nam nic ujmować, ale VIVE zdobywało bramki po akcjach zespołowych, a my trafialiśmy po indywidualnych popisach. Zresztą rywale z Ligi Mistrzów określają nas jako zespół oparty na indywidualnościach. Kluczem była dobra postawa Nemanji Obradovicia. Dzięki temu cała drużyna wyglądała lepiej.
Jedyna szansa Wisły to ich chimeryczność i własny parkiet.