Zebry pierwszym finalistą Ligi Mistrzów

Nie było cudu w SAP arena. Czternaście bramek straty z pierwszego meczu dla każdej drużyny byłoby nie do odrobienia i nie inaczej było w przypadku zespołu Rhein-Neckar Lowen.

Wojciech Jabłoński
Wojciech Jabłoński

Od początku spotkania widać było, że goście nie będą forsować tempa. Lwy wyszły nieco wyżej niż zazwyczaj w obronie, aby unieszkodliwić dwójkę rozgrywających Jicha-Karabatić. Do tego doszły znakomite parady Sławomira Szmala, które pozwoliły gospodarzom objąć w 5. minucie prowadzenie 4:1. Chwilę później przewaga RNL wzrosła do czerech oczek, co dało miejscowym kibicom nadzieję, że być może jeszcze nie wszystko stracone. Jednak z upływem czasu Lwom coraz trudniej było znaleźć drogę do bramki strzeżonej przez Thierrego Omeyera, przez co Zebry zdobyły pięć goli z rzędu i na tablicy pojawił się rezultat 7:8. Gra się nieco wyrównała, ale nadal nie do zatrzymania był Nikola Karabatić, który wykorzystywał każde zagapienie się obrońców RNL. Swojego dnia nie miał natomiast Karol Bielecki, który wprawdzie otworzył wynik spotkania, ale jego późniejsza seria rzutów lądowała albo na bloku obrońców, albo w rękach Omeyera. Dobrze za to funkcjonowała współpraca z kołowym Andrejem Klimovetsem, który z zimną krwią wykorzystywał znakomite dogrania od swoich kolegów. Przez dłuższy okres żadna z drużyn nie potrafiła zbudować większej przewagi niż jedna bramka, ale pierwsza część spotkania ostatecznie zakończyła się wynikiem 18:16 dla gości.

Po zmianie stron kibice byli świadkami popisów między słupkami Szmala i Omeyera. Z tego też powodu gra była nieco chaotyczna i szarpana. Tradycyjnie głównym aktorem poczynań w ataku drużyny RNL był Mariusz Jurasik, którego indywidualne zagrania były największym zagrożeniem dla obrony Zebr. Ale w 39. minucie, po golu Karabaticia, to goście podwyższyli prowadzenie na 22:19. Przewaga kilończyków mogła być jeszcze większa, ale znakomicie spisywał się Szmal, który obronił między innymi dwa rzuty karne. Do tego doszły trzy bramki z rzędu Gudjona Valura Sigurdssona i w 49. minucie na tablicy pojawił się remis 25:25. Islandczyk pełnię swoich umiejętności pokazał właśnie w ostatnim kwadransie gry, kiedy to wrócił na swoją nominalną pozycję skrzydłowego i wykorzystywał każdą przewagę wypracowaną przez kolegów. Dzięki jego trafieniom, Lwy ponownie doprowadziły do wyrównania 28:28, po czym objęły prowadzenie 29:28. Mimo czternastu bramek przewagi z pierwszego pojedynku, nikt tu w SAP Arena nie chciał przegrać. Zawodnicy RNL walczyli o zachowanie twarzy, a prawie 13 tyś. kibiców nawet na chwilę nie ustało w dopingu. Można było odnieść wrażenie, że ostatnie minuty są decydujące o awansie do finału. Na 7 sekund przed końcem Vid Kavticnik z rzutu karnego doprowadził do wyrównania 30:30. Gospodarze zdążyli jeszcze przeprowadzić ostatnią akcję w tegorocznych rozgrywkach, po której Uwe Gensheimer rzutem ze skrzydła zapewnił Lwom zwycięstwo 31:30.
Tym samym w finale zobaczymy zespół THW Kiel, który w dwumeczu był ekipą zdecydowanie lepszą.

Rhein-Neckar Lowen - THW Kiel 31:30

Pierwszy mecz: THW Kiel - Rhein-Neckar Lowen 23:37

Najskuteczniejsi strzelcy:

Rhein-Neckar Lowen: Jurasik 9, Sigurdsson 8(2), Gensheimer 5, Klimovets 4

THW Kiel: Karabatić 7, Ahlm 7, Zeitz 4

W sobotę pojedynek Ciudad Realu z HSV Hamburg wyłoni drugiego finalistę tegorocznej Ligi Mistrzów. Mistrzowie Hiszpanii będą bronić jednobramkowej zaliczki z wyjazdowego meczu w Color Lin Arena.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×