Zgodnie z przewidywaniami, Veszprem rzuciło się Skjern do gardeł. Wyszli skoncentrowani, nabuzowani, z pianą na ustach. W końcu groziło im nie tylko odpadnięcie z Ligi Mistrzów, ale także puste konto do końca sezonu. Po blamażu w Danii władze zamroziły pensje - zawodnicy i trenerzy otrzymują aktualnie najniższą krajową, ledwie 444 euro.
Pomimo ogromnej determinacji, nie dali radę rewelacyjnemu Skjern. Czerwona Arena Veszprem nie sparaliżowała wicemistrzów Danii. Grali bezkompromisowo, nie drżały im ręce. Jesper Konradsson na kilku metrach gubił niezbyt zwrotnych obrońców (głównie Timuzsina Schuha), nawet jeśli nie rzucił bramki, to przynajmniej zyskiwał karnego. Z siódmego metra nie mylił się weteran Anders Eggert, znakomicie wyglądali Kasper Sondergaard, na kole rządził Bjarte Myrhol. Koszmarem Veszprem okazali się jednak bramkarze.
Świetnie zaczął 20-letni Emil Nielsen, który za kilka lat pewnie będzie czołowym bramkarzem świata. Niepozorny, z brzuszkiem, niezbyt wysoki, ale zatrzymał mnóstwo rzutów przed przerwą. Po słabszym momencie zmienił go Tibor Ivanisević i obronił awans do ćwierćfinału!
Serb zatrzymywał karne, rzuty z bliska Blagotinseka, Nenadicia i Lekaia w sytuacjach sam na sam. I to w momentach, kiedy Veszprem zaczynało odskakiwać na 3-4 bramki. A gdy dostrzegł możliwość, to zdecydował się na rzut z własnej połowy i trafił do siatki!
Dwoił się i troił Petar Nenadić. Rozegrał na pewno najlepszy mecz w barwach mistrzów Węgier, nakręcał zespół, nie był wyłącznie egzekutorem, choć i tak rzucił 9 bramek. Momir Ilić, podrażniony fatalnymi zawodami w Skjern, zaczął od kilku goli, naprawdę niezłe akcje na koncie Kenta Robina Tonnesena, ani razu nie spudłowali Dejan Manaskow i Gasper Marguc. W obronie prezentowali się znacznie gorzej. Schuch i Terzić wielokrotnie spóźniali się, Rolanda Miklera szybko zmienił Mirko Alilović, ale nie był tak efektywny jak rywale ze Skjern.
Jak opornie szło Veszprem, najlepiej świadczą reakcje zawodników, którzy prosili publiczność o bardziej żywiołowy doping. Wszystko na nic, dopiero w końcówce po raz pierwszy wyszli na pięciobramkowe prowadzenie. Co zyskali, to Skjern zaczynało gonić, na kilka minut przed końcem remisowało 24:24. Wiara w awans zgasła nawet wśród kibiców. Trybuny stopniowo cichły, zapanowała żałoba, a po meczu rozgoryczeni fani po prostu wygwizdali zawodników. Jak wyrzucić w błoto miliony euro? Przedstawia Veszprem.
Telekom Veszprem - Skjern Handbold 34:29 (16:13)
Najwięcej bramek: dla Veszprem - Petar Nenadić 9, Dejan Manaskow 6, Kent Robin Tonnesen 5; dla Skjern - Kasper Sondergaard, Jesper Konradsson - po 5, Bjarte Myrhol 4
Pierwszy mecz: 32:25 dla Skjern
W dwumeczu: 71:69 dla Skjern
ZOBACZ WIDEO: PGNiG Superliga: pan profesor Sławomir Szmal. Azoty Puławy bez szans w starciu z PGE Vive Kielce