Do pewnego momentu spotkanie mogło się bardzo podobać. Było żywe, padało mnóstwo bramek, czasami zespoły zapominały o obronie, co dość zaskakujące, bo SG Flensburg-Handewitt i Rhein-Neckar Loewen bazują na mocnej defensywie. Potem tempo siadło, ale generalnie tradycyjny początek sezonu wypadł okazale.
W obu drużynach przed sezonem doszło do kilka istotnych zmian, jednak najwięcej zależało do starych wyg. Alexander Petersson, 38-letni Islandczyk z RNL, zadziwiał skutecznością. Nie patyczkował się, trzy kroki i zaskakujący rzut. Przeważnie trafiał i budował Lwom przewagę. Nie zawodził Andy Schmid, prezentujący bardzo szeroki wachlarz zagrań. Od podania w ciemno do kołowego Jannika Kohlbachera do wybicia się z dwóch nóg w stylu Grzegorza Tkaczyka. Wicemistrzom Niemiec, wyraźnie podrażnionym stratą tytułu, wychodziło prawie wszystko. Częściowo dzięki słabiutkiej dyspozycji bramkarzy. Benjamin Burić wpuszczał każdy rzut lecący w światło bramki. Nie pomógł Torbjorn Bergerud, więc Flensburg poszedł na wojnę w ataku.
Można wiele zarzucić Wikingom, ale współpraca z kołem funkcjonowała momentami perfekcyjnie - raz po raz Anders Zachariassen zgarniał piłkę i kolekcjonował bramki. Kilka ciekawych rzutów zaprezentowali Jim Gottfridsson i Magnus Abelvik Roed, o dziwo pewniejszy niż weteran, Holger Glandorf. Po przerwie marne statystyki zaczął poprawiać Burić i na moment udało się zatrzymać pochód Lwów po Superpuchar (24:22). Tylko pozornie.
Właściwie przez cały mecz RNL kontrolowało tempo, w razie potrzeby podkręcało obroty. W końcówce drużyna z Mannheim dołożyła do pieca. Schmid imponował rzutami, nie mylił się Gudjon Valur Sigurdsson i przewaga urosła na tyle, że kilka minut przed końcem mecz był rozstrzygnięty. Lwy mogą w tym sezonie namieszać nie tylko w Bundeslidze.
Superpuchar Niemiec:
Rhein-Neckar Loewen - SG Flensburg-Handewitt 33:26 (18:16)
ZOBACZ WIDEO: Janusz Gołąb: Denis Urubko na K2 miał pretensje o śmieszne rzeczy. To było kuriozalne