Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Podróżowanie jest pana hobby?
Iso Sluijters, rozgrywający NMC Górnika Zabrze: Mam wiele małych pasji. W wolnym czasie bardzo często gram na playstation, ale lubię też rysować. Podróżowanie? Też.
Przypomnijmy: wyjechał pan z Holandii występując w brawach Pals Groep/E&O skąd trafił do Hiszpanii, do BM Alcobendas, by dalej grać w niemieckim HC Erlangen i znów wrócić na Półwysep Iberyjski - do SDC San Antonio. Stamtąd do ojczyzny, do Limburg Lions, i podróż do Skandynawii, do norweskiego Elverum Håndball. Zanim wylądował pan wreszcie w Zabrzu, była jeszcze kolejna próba w 2. Bundeslidze, tym razem z TV Emsdetten. Dużo tego.
(śmiech) Wiem. W Hiszpanii miałem dwuletni kontrakt, ale po półtora roku klub przestał płacić, nie miał już pieniędzy, więc musiałem odejść. Trafiłem do Niemiec na pół roku. Nic tam jednak nie grałem, chciałem odejść, trafiła się oferta z Hiszpanii, więc wróciłem. Znów kontrakt na dwa lata i znów klub zbankrutował po pierwszym sezonie. Musiałem po raz kolejny czegoś szukać. Przystanek w kraju i znalazłem Elverum. Piłka ręczna była tam na bardzo wysokim poziomie, trenerem był znakomity Christian Berge, ale nie podobało mi się tamtejsze życie. To była malutka wioska, nie było tam kompletnie nic do roboty. Nuda, tylko klub. Do tego zima była bardzo długa. Do czegoś takiego nie byłem przyzwyczajony po latach w Hiszpanii. Tam jest zawsze ciepło, ludzie są bardzo otwarci, wychodzi się na kawę do centrum. To zupełnie inne życie, więc pobyt w Norwegii pod względem kulturalnym był wręcz nieco przygnębiający.
W takim tempie dobije pan do 15 klubów w karierze?
Nie taki jest mój cel! Teraz mam jeszcze dwa lata kontraktu w Zabrzu. Chcę spędzić tu całe cztery lata. Co dalej? Zobaczymy.
Za każdym razem coś się wydarza, to nie tak, że nudzę się w jednym miejscu. W Hiszpanii bankructwa klubów, w Niemczech kontuzje, ale też problemy natury finansowej, bo złożyli mi bardzo słabą ofertę, więc powiedziałem, że nie ma opcji, bym grał za taką sumę. Trudno byłoby się za to nawet utrzymać. W Norwegii za to życie, a właściwie jego brak, poza piłką ręczną. Tym bardziej się cieszę, że odnalazłem się w Polsce. Katowice są bardzo fajnym miastem. Razem z moją dziewczyną jesteśmy tu szczęśliwi. Znalazła tu dobrą pracę. A to też jest bardzo ważne dla sportowca. Jeśli nie mam stresów poza sportem, wszystko się układa, widać to na boisku.
Podróże kształcą?
Tak, właśnie poprzez poznawanie kultury. Byłem w Hiszpanii, w Niemczech, w Norwegii i w Polsce przez dłuższy czas, i mogłem naprawdę poznać życie w tych krajach. Za każdym razem jest to coś zupełnie innego, bo ludzie są kompletnie odmienni.
Kiedy wyjechałem do Hiszpanii mając 19 lat, musiałem dojrzeć bardzo szybko. Byłem sam, daleko od rodziny i przyjaciół, więc musiałem się nauczyć, jak to jest obcować z nowymi ludźmi, poznawać ich język w praktyce, odnaleźć się w zupełnie innej kulturze. Dzięki temu teraz te rzeczy przychodzą mi bardzo łatwo, czuję się swobodnie w nowych miejscach, nie jestem zestresowany życiem. Po tych wszystkich doświadczeniach po prostu idę dalej, wyczekując tego, co przyniesie los.
Prawie nigdy nie mówię o transferach. Hiszpania i Niemcy - to są moje wymarzone kierunki, ale trzeba mieć stamtąd oferty. Zawsze, gdy zmieniam klub, biorę pod uwagę wiele czynników i szukam najlepszej opcji dla mojej kariery, ale też do życia.
Mówi pan, że życie w każdym kraju jest inne. Piłka ręczna też?
Tak. Na przykład w Hiszpanii intensywność treningu jest ogromna, nie da się tego zapomnieć. Prowadził mnie trener Rafel Guijosa, który nauczył mnie bardzo dużo. W pół roku poczułem jakbym zrobił postęp z poziomu 0 do 10. Sam styl gry był tam dużo bardziej fizyczny od tego, do czego byłem przyzwyczajony u siebie. No i musiałem zacząć inaczej grać i inaczej się przygotowywać. Zaprzyjaźniłem się z siłownią, w Holandii nie musieliśmy na nią chodzić. W Hiszpanii trenowaliśmy non-stop.
Opowiem więc historię, żeby to zobrazować. Mieliśmy jeden taki trening, właśnie z Guijosą. Byliśmy już po półtoragodzinnym treningu z piłkami, a on mówi: "Okej, to teraz wszyscy w kółku, na plecy i na mój gwizdek ręce stykają się z nogami. Jazda!" Zagwizdał chyba z 60 razy. Każdy dosłownie umierał już z bólu, a on się śmiał. Potem mówi: "Leżcie dalej". Wziął piłki lekarskie, takie po 3-5 kilogramów. Dobraliśmy się w pary i jeden obkładał drugiego tymi piłkami po brzuchu. Przez dwa tygodnie chodziliśmy zgięci w pół.
W Niemczech grałem w 2. lidze, więc mogę tylko o niej opowiedzieć. Już od samego początku wiesz, że tam liczy się jedno: profesjonalizm. We wszystkim. Zarówno w sporcie, jak i wkoło niego. Tam bycie piłkarzem ręcznym traktują jako zawód, pracę do wykonania. Ta mentalność jest wyjątkowa.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Udane przetarcie Orlenu Wisły przed startem Ligi Mistrzów
Ile języków pan zna?
Cztery. Holenderski, hiszpański, niemiecki i angielski.
Kiedy dopisze pan do tej listy polski?
Ha! Wciąż próbuję! Ale jest bardzo, bardzo trudny. To w ogóle zupełnie inny rodzaj mówienia, zwłaszcza te słowa z "ż", "cz" lub "sz". Nie wiem, jak to ogarnąć.
Trochę więcej rozumiem, zwłaszcza, gdy mówi się o piłce ręcznej. Wtedy dokładnie wiem, o co chodzi w 90 procentach treści. Także na boisku język nie sprawia mi problemów, ale gdy już schodzimy w szatni na inny temat, bądź słyszę ludzi na ulicy, niewiele rozumiem, bo nie znam słów. Z określeniami związanymi z piłką ręczną stykam się na co dzień, więc jest dużo łatwiej.
Andre Agassi w swojej książce opisuje "Niedom", z którym muszą zmagać się sportowcy. Pan na obczyźnie spędził już 10 lat. Takie sprawy nie przywodzą panu podobnej refleksji?
Tak. To się czuje zawsze. Wiesz, że to nie twój prawdziwy dom, jesteś tu tylko na chwilę. Pół roku, rok, może trzy lata. Choćby i w nieznacznym stopniu, jak się już gdzieś zadomowisz, ale jednak. Rozumiem o co mu chodzi, ale w moim przypadku jest też trochę inaczej, bo nie zamierzam po karierze wracać do Holandii. Chcę na stałe osiedlić się w Hiszpanii, bo to fantastyczne miejsce do życia.
To cena, jaką płaci się za bycie sportowcem?
Tak, ale jest ona stosunkowo mała do zalet tego życia. Mamy piękne życia i szczęście, że możemy tego doświadczać. Wiele osób o tym marzy, by uprawiać sport zawodowo. Musimy się z tego cieszyć i doceniać, nawet jeśli idzie to z pewnymi niedogodnościami, jak częste przeprowadzki.
Mówiliśmy o domu. Jaka jest sytuacja piłki ręcznej w Holandii?
To wciąż bardzo mało popularny sport. Owszem, wciąż się rozwija, bo żeński zespół odnosi duże sukcesy, ale i tak liga nie jest zawodowa, więc to zupełnie inny poziom niż choćby w Polsce. Trenerzy nie są tak dobrzy, nie mają takich zdolności taktycznych, choć wszystko idzie w górę, tyle, że powoli, za wolno.
Jesteście jednym z nielicznych krajów, gdzie damska piłka ręczna jest o wiele bardziej popularna od męskiej.
Taka sytuacja utrzymuje się już od dawna, panie mają duże osiągnięcia i tradycje. I chyba stąd bierze się też zaskakujący dla mnie fakt: nie wiem dlaczego, ale chłopcy, a w konsekwencji potem duża część społeczeństwa, uważa piłkę ręczną za typowo kobiecy sport. A przecież handball jest oparty na sile, fizyczności, jest w nim ogrom walki, a u nas ciągle jest przekonanie, że to damska dyscyplina. 99 procent chłopaków chce być piłkarzami.
[nextpage]To jakim sposobem pan znalazł się w tym jednym procencie?
Moi rodzice grali w piłkę ręczną, ale nie zawodowo. Grali w szkole, na studiach. Mój wujek i siostrzeniec też grali w podobny sposób. Mój brat również zaczął grać, już z myślą o karierze, ale przestał w młodym wieku, właśnie kiedy ja zaczynałem. Handball niemal od zawsze był więc na pierwszym miejscu. Na szczęście ja z nim nie skończyłem.
Holandia pojedzie wreszcie na duży turniej? Czekacie na to aż od 1961 roku.
Mam nadzieję. Pracujemy bardzo ciężko, żeby to osiągnąć. Mamy teraz trenera z Islandii, jest bardzo dobry. W kolejnej grupie eliminacyjnej, do Mistrzostw Europy 2020, mamy Łotwę, Estonię i Słowenię. Wychodzą dwie drużyny. Chcemy więc awansować, taki jest plan. Kwalifikacje do mistrzostw świata przegraliśmy w dwumeczu ze Szwedami. A wygraliśmy przecież u siebie. W rewanżu dużo lepsi byli jednak rywale, co nie zmienia faktu, że było blisko.
Mamy coraz więcej zawodników w Bundeslidze, we Francji czy w Danii. By grać, wyjeżdżamy za granicę, uczymy się tam handballu i to dobra droga. Coraz więcej chłopaków w wieku 19-22 lat decyduje się na wyjazd. Dzięki temu, mam nadzieję, za kilka lat będziemy mieć naprawdę solidny zespół.
Nigdzie nie zdarza się panu zostawać dłużej niż dwa lata. A tu, w Górniku Zabrze, zaczyna pan właśnie trzeci sezon. Musi się panu naprawdę podobać.
Tak, nawet bardzo. Liga jest dość mocna, wyrównana, klub się ciągle rozwija. Do tego mogę zdradzić, że z tego, co słyszę, Górnik ma naprawdę duże plany i chce zrobić odważny krok do przodu. Na początek gra w Pucharze EHF, potem kto wie. W Norwegii zaczęliśmy przecież od pucharu EHF, a dziś Elverum regularnie gra w Lidze Mistrzów. Taktyka małych kroków jest bardzo dobra.
Choć w trakcie kariery spotkał pan wielu trenerów - w tym sławy jak Guijosa czy Berge - idę o zakład, że szkoleniowca jak Rastislav Trtik pan jeszcze nie miał.
Jasne, ze nie! Trzeba zacząć od tego, że jest bardzo dobrym trenerem, ale jest też showmanem. Lubi dużo mówić, jest przy tym bardzo zabawny. Na parkiecie jest bardzo profesjonalny, poważny i wymagający, poza nim jednak jest po prostu fajnym gościem. Możesz z nim pogadać o wszystkim. Jest bardzo pozytywny. Pozytywnie zakręcony. Bardzo to lubię.
W zeszłym sezonie coś jednak nie wypaliło. Cały sezon graliście dobrze, byliście objawieniem ligi, i przyszedł dwumecz z Gwardią Opole.
Zwłaszcza ten wyjazdowy mecz z Gwardią. Nie graliśmy tego, co mieliśmy grać i co potrafiliśmy. Przegraliśmy kilkoma bramkami i odpadliśmy. To nie powinno tak wyglądać. Nie zagraliśmy, jak przystało na tę fazę rozgrywek. Skopaliśmy sprawę.
Inna sprawa, że od zawsze mówiłem, że system play-off nie jest do końca sprawiedliwy. Dla przykładu: gdyby pod koniec sezonu VIVE doznało kataklizmu kontuzji, graliby rezerwami i przegraliby mistrzostwo, choć w całym sezonie byliby najlepsi? Powinno się brać pod uwagę cały sezon, tak jest w Hiszpanii czy Niemczech i nikt nie narzeka. Prosta tabela, każdy z każdym, wszystko jest przejrzyste. Ale koniec końców i tak to my swoją grą w tych spotkaniach zawaliliśmy sezon. Nikt inny, więc nie ma co się tłumaczyć.
Ostatnio, w Kielcach, było podobnie. Przegraliście 9 bramkami, choć rywal był w fatalnej sytuacji kadrowej. Zagraliście bez werwy.
Zaczęliśmy bez poweru, jakby bez chęci zwycięstwa. Oczywiście, chcieliśmy wygrać, ale tak to wyglądało. W drugiej połowie mieliśmy się bardziej skoncentrować, ale znów nie wyszło. Obrona nie była wystarczająco agresywna, w ataku nam się nie kleiło. VIVE to super zespół, ale powinniśmy byli bardziej powalczyć.
To w końcu na co stać ten Górnik?
Aż boję się powiedzieć po poprzednim sezonie. Cel to awans do półfinału, marzy nam się medal. Myślę, że to możliwe, jeśli będziemy grać to, co potrafimy, z odpowiednim zaangażowaniem i walką. TOP 4 jest możliwe, ale trzeba też zobaczyć, co przyniesie sezon. Mam na myśli kontuzje, formę itd. Teraz brakuje nam przecież kilku ważnych graczy. Ale nic to, trzeba po prostu pracować najciężej, jak się da i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Wiemy, że pana marzeniem jest gra w 1. Bundeslidze. Występami w Polsce chciałby pan wywalczyć sobie tam transfer? Z Zabrza nie jest daleko do zachodniej granicy.
Nie powiem, że nigdy o tym nie myślałem, bo bym kłamał. Ale teraz liczy się tylko Górnik. Mam tu jeszcze dwa lata kontraktu i nie szukam obecnie nowego klubu. Chcę się tu jeszcze rozwinąć ile się da, może wygrać coś z naszym klubem. I wtedy dopiero zobaczymy, co potem. Byłoby wspaniale dostać ofertę z 1. Bundesligi, z dobrego klubu, bo zawsze chciałem tam grać.
To pana największe handballowe marzenie?
Chciałbym jeszcze zagrać w Lidze Mistrzów. No, od razu ją jeszcze wygrać przy okazji! A na poważnie, po prostu w niej wystąpić. Obojętnie w jakim klubie.
W Polsce debiutowali już w Lidze Mistrzów pana rodacy.
Tak. Bartek Konitz i Mark Bult w VIVE. A teraz we Flensburgu gra młody Dani Baijens, który też ma szansę ogrywać się wśród najlepszych.
Jest pan obecnie najlepszym holenderskim zawodnikiem?
Oczywiście! A na serio, to chyba nie. Mówiliśmy już: mamy wielu chłopaków w dobrych klubach, na wysokim poziomie. Kilku z nich gra w Bundeslidze od ładnych paru lat. Także nie sądzę, ale chciałbym być.
Na Twitterze: Obserwuj @Maciek_Szarek!