Król Arpad wciąż na tronie. Sterbik zatrzymał PGE VIVE Kielce

PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Na zdjęciu: Arpad Sterbik
PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Na zdjęciu: Arpad Sterbik

Dla Serbów jest zdrajcą, dla reszty Europy geniuszem. Zbliża się do czterdziestki, kolana odmawiają mu posłuszeństwa, a wciąż należy do najlepszych bramkarzy na świecie. Arpad Sterbik w wielkim stylu zatrzymał PGE VIVE Kielce.

- Był jak zawsze najlepszym bramkarzem świata - przyznał po przegranym spotkaniu z Veszprem (29:27) Tałant Dujszebajew. Trener mistrzów Polski wie, co mówi, kilka lat pracował ze Sterbikiem w Ciudad Real. Dwunastka graczy PGE VIVE Kielce mogła wyrwać przynajmniej punkt gwiazdom Veszprem, gdyby nie kapitalne parady 39-latka.

Duży miś

Prawie dwumetrowy pan z brzuszkiem, pozornie ospały i flegmatyczny, o sprawności gimnastyka artystycznego. - Gdy na początku XXI wieku zobaczyliśmy, że zakłada nogę na poprzeczkę, to wszyscy byli pod wielkim wrażeniem. Od razu zrobił furorę - wspomniał Michał Świrkula, były bramkarz Zagłębia Lubin, a obecnie komentator Eleven Sports.

Cyril Dumoulin, bramkarz Nantes, w rozmowie z ouest-france.fr przywołał podobną historię: - Mecz towarzyski, między słupkami 20-letni Sterbik. Nagle dosięgnął nogą do poprzeczki. Pomyślałem, że to będzie jakiś fenomen.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: Real stracił pierwsze punkty. Golkiper Athletic bronił jak natchniony [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Jego kolega z Ciudad Real, Alberto Entrerrios: - Trafił do klubu rok po mnie. Zastanawiałem się, gdzie te jego 128 kg. Śmiałem się, że wyglądał co najwyżej na 120 kg. Poza parkietem to normalny, spokojny facet, nie zachowuje się jak gwiazda, cieszy się spotkaniami na kawę czy życiem rodzinnym.

Sylwetka potulnego misia nikogo już nie zwiedzie, Sterbik stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych szczypiornistów świata. Piekielnie szybki i gibki jak na swoje gabaryty, z wyśmienitym refleksem i wyczuciem sytuacji. Nie robi zbędnych ruchów, momentami wydaje się jakby nie zginał obolałych kolan. W odpowiednim momencie wysuwa rękę bądź nogę, nie daje się położyć na parkiecie i wykręca niesamowite statystyki obron.

- Gdy zaczynał karierę, był bardzo szczupły, typ patyczaka, w co trudno teraz uwierzyć. Od zawsze zadziwiał sprawnością. Potem przytrafiła się poważna kontuzja, swoje zrobiło upodobanie do fast-foodów i nabrał obecnej sylwetki. Słyszałem, że w Ciudad Real dostał nawet oficjalny zakaz odwiedzania lokali tego typu - przypomniał Świrkula.

Wróg numer jeden...

Urodził się w miejscowości Senta, w rejonie Vojvodina, zdominowanym przez węgierską mniejszość. Jako 22-latek przeniósł się do ówczesnego Fotexu Veszprem, przyjął tamtejsze obywatelstwo, by zwolnić miejsce innym obcokrajowcom. Dla Madziarów jednak nigdy nie zagrał. Jego perypetie reprezentacyjne to odrębna historia.

Z jugosłowiańską kadrą zdobył dwa brązowe medale MŚ, potem występował pod flagą Serbii i Czarnogóry. Od 2005 roku przestał przyjeżdżać na zgrupowania. - Zawsze słyszałem opowieści, że będzie lepiej, coś się zmieni. Czekałem na to, a potem nic się nie działo, więc straciłem zapał. W klubie występuje się dla pieniędzy, a w reprezentacji, bo tego się chce. Kiedy zniknęła chęć, lepiej było rozstać się z drużyną narodową. Dojrzewałem do tego przez lata - tłumaczył.

Dla Serbów stał się zdrajcą i materialistą - w 2008 roku przyjął ofertę reprezentowania Hiszpanii, kraju, w którym mieszkał od czterech lat i grał dla Ciudad Real. Zresztą wielokrotnie się z tego tłumaczył, bo zarzucano mu, że zgarnął za to 700 tys. euro.

- To bzdura. Prawie trzy lata nie grałem w reprezentacji. W końcu mogłem spokojnie odpocząć w ferie oraz wakacje. Potem zgłosili się do mnie Hiszpanie i zapytali się mnie, czy nie chciałbym im pomóc. Karierę zakończył wówczas David Barrufet, miałem stworzyć dwójkę bramkarską z Jose Javierem Hombradosem. Wszystko to sprawiło, iż zaakceptowałem propozycję - wyjaśniał. Swoją drogą, ponoć dał się namówić dopiero za trzecim razem.

...i bohater

Dla nowej ojczyzny zdobył złoto mistrzostw świata 2013, w finale stłamsił duńskie gwiazdy. Trzy lata później dołożył srebro mistrzostw Europy. W międzyczasie coraz częściej odwiedzał lekarzy. ME 2012 opuścił z powodu wykrytej arytmii serca, pauzował kilka tygodni po zabiegu ablacji. Przy jego potężnej budowie mocno cierpiały kolana, w jednym z sezonów dwa razy poszedł pod nóż. W końcu przystopował, po klapie w kwalifikacjach do igrzysk w Rio zawiesił reprezentacyjną karierę, choć zostawił sobie furtkę do powrotu. Zapewnił, że pomoże w razie katastrofy.

Nie mógł przyjść z ratunkiem w lepszym momencie. Podstawowy bramkarz Hiszpanów Gonzalo Perez de Vargas złapał kontuzję przed półfinałem ME 2018. Jordi Ribera wybrał numer do Sterbika, zgłoszonego do szerokiego składu na turniej. Po kilku godzinach weteran był na pokładzie samolotu do Zagrzebia. Francuzom, głównym faworytom, zrzedły miny. 38-latek wyrwany z ławki ze stoickim spokojem odbił trzy rzuty karne i pomógł w dość niespodziewanym awansie. W finale powtórka, druga połowa była popisem Sterbika, Szwedzi zderzyli się ze ścianą.

Po prostu gdziekolwiek się pojawi, robi różnicę.

Nienasycony

Jedną z pierwszych decyzji Siergieja Samsonenki, ekscentrycznego milionera i właściciela Vardaru Skopje, było ściągnięcie Sterbika za wszelką cenę. W 2014 roku wyłożył zawrotne (jak na piłkę ręczną) 800 tys. euro za niemłodego bramkarza, a po trzech latach świętował z nim triumf w Lidze Mistrzów. Po sezonie 2017/18 media na Bałkanach informowały, że golkiper szykuje się do zakończenia kariery, ale skusił go węgierski Telekom Veszprem, gdzie czuje się jak w domu. Za dwa lata definitywnie odwiesi bluzę i prawdopodobnie osiądzie nad Balatonem, bo jego węgierska żona - z zawodu ekonomistka - prowadzi działalność w tej okolicy.

Brakuje mu tylko olimpijskiego krążka i z racji wieku nie dorzuci go do kolekcji. Teraz podstawowym celem jest piąty triumf w Lidze Mistrzów, a pierwszy dla Veszprem. Przed erą Vardaru brylował w Ciudad Real (2004-2012), trzy razy wygrał zmagania europejskich potęg. Z klubem rozstał się w nie najlepszej atmosferze, odmówił wyjazdu na turniej IHF Super Globe i wybrał ofertę Barcelony, głównego konkurenta Ciudad, a właściwie jego spadkobiercy, Atletico Madryt.

W stolicy Katalonii, głównie przez kontuzje, nie błyszczał jak wcześniej. Od czasu przeprowadzki do Skopje, ponownie stał się maszyną.

- Kolana już nie takie sprawne, ale imponuje czytaniem gry. Niepozorny, "misiowaty", właściwie zaprzeczenie zwrotnego bramkarza. Pomimo wszystko, jest bardzo szybki. Druga sprawa, gdy zawodnicy skaczą i widzą taką nietypową ścianę, to zaczynają wariować. Trzeba go brać sprytem, szukać wolnych miejsc, których tak naprawdę nie ma za wiele. Dla niego im mocniej, tym lepiej. Stoi niby od niechcenia, ale w bardzo świadomy sposób. W jego interwencjach widać, że oczekuje rzutu w konkretne miejsce, przecież zna rywali od dawna. Wiele prób graczy VIVE było dobrych, ale w tych przypadkach Sterbik korzystał ze swojego geniuszu - przyznał Świrkula.

- To idealny przykład talentu współgrającego z doświadczeniem - podsumował ekspert Eleven Sports.

Komentarze (0)