Angel Fernandez Perez: To najlepszy czas w mojej karierze! Moment na transfer do Kielc był idealny

Getty Images / Ronny Hartmann / Na zdjęciu: Angel Fernandez Perez
Getty Images / Ronny Hartmann / Na zdjęciu: Angel Fernandez Perez

Dla Angela Fernandeza Pereza PGE VIVE to pierwszy klub poza Hiszpanią. - Przyszedł czas na taki transfer. Jestem teraz w najlepszym momencie mojej kariery - mówi skrzydłowy. W sobotę kielczanie grają z RNL. - Oby to było świetne widowisko i wygrana!

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: PGE VIVE to pana pierwszy zagraniczny klub, a kilka dni temu obchodził pan już 30. urodziny. Nie za późno?[/b]

Angel Fernandez Perez, skrzydłowy PGE VIVE Kielce: To prawda, moja kariera rozwijała się dość powoli. Stawiałem krok po kroku, przechodząc do kolejnych klubów (CB Cantabria, CD Torrebalonmano i Naturhouse La Rioja - red.) i teraz przyszedł czas na taki transfer. Uważam wręcz, że to był idealny moment. Jestem teraz w najlepszym momencie mojej kariery jeśli chodzi o formę czy możliwości fizyczne.

Co do urodzin - faktycznie, obchodziłem je tutaj. Były wyjątkowe, bo pierwsze w Kielcach i mogłem świętować je z moimi przyjaciółmi z drużyny.

Wcześniej nie było okazji wyjechać?

Choć w Hiszpanii jestem dość popularny, to za granicą już niekoniecznie. Tylko grając w kadrze miałem okazję się wypromować i pokazać szerszej publiczności. Dlatego tak bardzo ważne były i są dla mnie występy w reprezentacji. Robiłem wszystko, by dobrze się tam prezentować no i się udało. Mam nadzieję, że dalej będzie podobnie.

Która liga jest bardziej wymagająca: polska czy hiszpańska? Widzę między nimi duże podobieństwa.

Tak, są podobne, ale w Hiszpanii nie ma takiej drugiej silnej drużyny, jaką w Polsce jest Wisła Płock. U nas Barcelona jest właściwie bezkonkurencyjna, wszystko wygrywają 20 bramkami, dopiero potem jest 5-6 klubów na podobnym poziomie. Więc widzę też różnice. Polska liga jest bardziej fizyczna niż hiszpańska, ale tam gra jest bardziej taktyczna. Nie wybiorę jednak trudniejszej. Najważniejsza różnica to właśnie ta, że nie ma takiego drugiego zespołu jak Płock.

Kiedyś bez wahania powiedzielibyśmy, że hiszpańska. Kryzys ekonomiczny?

Po części na pewno tak. Wiele klubów ma duże problemy, zalega z płatnościami wobec zawodników lub po prostu bankrutuje.

W Polsce ligę utrudniają wam za to kontuzje.

Prawda, nigdy nie miałem takiej sytuacji w swoim zespole! Tutaj nawet kończyliśmy w dziewięciu, ze względu na czerwoną kartkę! Ta sytuacja sprawia, że trener stara się wydobyć z nas wszystko to, co najlepsze i na razie wszystko nam wychodzi dobrze. Ja, na szczęście, jestem przyzwyczajony do dużej intensywności, bo w poprzednim klubie byłem jedynym lewoskrzydłowym i w każdym meczu grałem po sześćdziesiąt minut. Dla mnie nie ma więc różnicy, jestem gotowy na takie granie.

Jak w ogóle doszło do pana transferu do Kielc?

Po mistrzostwach świata we Francji zadzwonił do mnie trener Dujszebajew. Rozmawialiśmy o możliwości mojego przejścia do Kielc. No i wszystko ułożyło się potem tak, że dziś jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tu być.

Odnośnie trenera: pochodzi pan z Santanderu - miasta, w którym niegdyś grał Tałant Dujszebajew. Z miejscową Cantabrią wygrał nawet Ligę Mistrzów! Pan właśnie poszedł wówczas do podstawówki. Po zajęciach oglądał pan ich mecze?

Szczerze? Jako dziecko nie interesowałem się piłką ręczną w ogóle, więc może coś zobaczyłem, ale nie pamiętam. Do dziś, gdy nie gram i nie trenuję, wolę odłączyć się od handballu. Uprawiać inny sport, np. pograć w piłkę nożną albo poczytać.

Do Santanderu mam jednak sentyment. Co więcej, Dani i Alex (bracia Dujshebaev, zawodnicy PGE VIVE - red.) także urodzili się w Santanderze, więc dla nas wszystkich jest to wyjątkowe miejsce. Ogólnie mamy wiele ze sobą wspólnego, możemy pogadać o wszystkim. To ważne.

Jak już mówimy o Hiszpanach, to jest jeszcze jeden - Julen Aguinagalde. To od niego zaczęła się "moda na Kielce".

Tak, wiem, że na początku był tylko Julen, potem dołączył Trener Dujszebajew i jego synowie. Dużo mówili, że w Kielcach jest naprawdę fajnie. Z Juelnem jesteśmy dobrymi kolegami, podobnie z Alexem i Danim. To jedni z moich największych handballowych przyjaciół. Super, że też są tutaj. W poprzednim klubie, w La Rioji, przez pięć lat grałem za to z bratem Julena - Gurtuzem. Są bardzo podobni. Gurtuz był tam nawet kapitanem.

To duże wsparcie i ułatwienie mieć w zespole rodaków, ale chcę, by trener mówił do mnie na treningach po polsku. Wtedy też uczę się polskiego, co naprawdę nie jest łatwe. To bardzo trudny język, bo wcale nie jest podobny do hiszpańskiego. Zacząłem się uczyć już rok temu, wiedząc że przyjdę do VIVE, teraz znam podstawowe frazy: umiem się przedstawić, znam kolory, ubrania itd.

Mimo że - jak mówiliśmy - hiszpańska liga nie jest obecnie na topie, reprezentacja radzi sobie znakomicie. Skąd ten dysonans?  

Hiszpańscy zawodnicy są bardzo dobrzy taktycznie, inteligentni. Do tego grają w najlepszych klubach świata, albo u nas w Barcelonie. Nasi młodzieżowcy w wieku 17-19 lat też regularnie liczą się na dużych turniejach. No i trenerzy. Tak się chyba składa, że nasi szkoleniowcy wygrali niemal wszystkie mistrzostwa kontynentu: Jordi Ribera mistrzostwo Europy z nami, mistrzostwa Ameryki Manolo Cadenas z Argentyną, mistrzostwa Azji Valero Rivera z Katarem.

A jednak nieźle się pan orientuje, choć mówił, że nie interesował się piłką ręczną. To skąd jest pan w ogóle szczypiornistą?

Grałem w piłkę nożną, moja siostra grała w ręczną. Mówiła o tym dużo, temat był obecny wśród przyjaciół, to postanowiłem spróbować.

I wylądował pan na skrzydle mając 193 centymetry wzrostu.

Może kiedyś było to dużo, ale handball się zmienił. Dziś piłka ręczna jest dużo bardziej fizyczna, wszyscy są wyżsi, więc uważam się za normalnego w tej kwestii.

Ale nie od początku byłem skrzydłowym. Wcześniej byłem... kołowym. Dopiero mając 16 lat przeszedłem na skrzydło. Poczułem, że to właśnie to.

Co jest fajnego w staniu w rogu boiska przez 60 minut?

(śmiech) Czasem tak faktycznie jest, ale raczej proszę mi uwierzyć, że nie. Lubię grać na skrzydle, bo musisz być bardzo skuteczny w rzutach. Nie wiadomo, ile dostaniesz szans podczas meczu. Trzeba rzucać taktycznie, rywalizować w tym z bramkarzem rywali, być mega skutecznym albo... wracasz na ławkę i już. Lubię taką grę. Do tego trzeba być szybkim, dużo biegać, zwłaszcza do kontr.

Skrzydłowy jest też właściwie zupełnie uzależniony od rozgrywających.

To prawda. Czasem będę miał piłkę dwa razy, czasem osiem. Klucz, żeby wykorzystać wszystkie sytuacje. Nigdy nie wiadomo, ile jeszcze będzie okazji.

Jak jest ich mniej, nie korci, żeby zawołać: "Halo, ja też tu jestem!"?

Za pierwszym razem nie, za drugim też. Ale za piątym tak. Zdarza się.

W Kielcach zastępuje pan Manuela Strleka. Trudne zadanie.

Strlek to Strlek, Angel to Angel. Pamiętajmy o tym. Być może on jest bardziej skuteczny przy rzutach z rogu, ale ja gram dobrze w obronie. Jesteśmy innymi zawodnikami, choć gramy na tej samej pozycji.

Umiejętność gry w obronie to faktycznie pana duży atut. Tu akurat pomaga wzrost.

Tak. Umiem bronić na "dwójce", dzięki czemu mogę dać odpocząć środkowym rozgrywającym, dobrze czuję się w obronie 5-1, ogólnie lubię dość szybką i agresywną defensywę.

To pomoże w sobotę przeciwko Rhein-Neckar Loewen?

Grałem już przeciwko Hamburgowi, Flensburgowi, Kielowi, ale z Rhein-Neckar Löwen to będzie mój pierwszy mecz. Niemieckie ekipy grają specyficznie, dużo bardziej fizycznie, niż gra się choćby w Hiszpanii. W dodatku, Lwy mają w tym roku bardzo mocny skład i trudno będzie z nimi wygrać. Oglądałem ostatni mecz z Barceloną, w którym grali świetnie. Ich bramkarz bardzo dobrze współpracował z defensywą. W tym spotkaniu Niemcy pokazali też, że potrafią grać dwoma systemami obrony, mało która ekipa na świecie tak dobrze łączy dwa różne warianty.

Dla pana będzie to debiut w Hali Legionów w Lidze Mistrzów.

Czekałem na ten moment. Koledzy bardzo dużo opowiadali mi o atmosferze podczas takich meczów. Sam oglądałem wszystkie spotkania kielczan w Lidze Mistrzów w telewizji i trybuny wyglądały świetnie! Mam nadzieję, że teraz będzie tak samo i że stworzymy dobre widowisko, które wygramy.

Na razie więcej sukcesów ma pan na polu reprezentacyjnym. Co pan chce osiągnąć z PGE VIVE?

Chcę wygrać ligę, Puchar Polski, w Lidze Mistrzów zobaczymy jak będzie, bo to najtrudniejsze rozgrywki świata. Mam jednak nadzieję, że będziemy w Final Four! To mój cel. Potem trzeba będzie ją wygrać.

A z kadrą?

Na ostatnich mistrzostwach Europy zagrałem tylko w jednym spotkaniu, w którym doznałem kontuzji, ale złoty medal i tak już mam! Byłem przy drużynie cały czas, grałem wszystko w eliminacjach, a trener we mnie wierzył, z czego się bardzo cieszę i oby było tak dalej. Wtedy cel jest jasny: igrzyska w Tokio.

Na Twitterze: Obserwuj Maciek Szarek!

ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Neuer obronił karnego, ale sędzia zarządził powtórkę. Piękny gol Robbena, bandycki faul Bellarabiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: