Od bohatera do zera - tak można krótko podsumować formę piłkarzy ręcznych Orlenu Wisły Płock. Ostatnich kilka dni to pasmo momentami tragicznych spotkań w wykonaniu wicemistrzów Polski, w których ich gra wołała o pomstę do nieba. I nic dziwnego, że przed kolejną odsłoną "świętej wojny" większość płockich fanów zadaje sobie jedno pytanie - jak to się stało, że się ze...psuło?
Zaczęło się tak pięknie...
Nowy trener, nowe rozdanie. Xavier Sabate miał odmienić grę Wisły, tchnąć nowego ducha w ociężały zespół z Płocka. Co więcej, z drużyną pożegnał się przyspawany do roli asystenta-strażaka Krzysztof Kisiel. Wydawało się, że przed Nafciarzami otwiera się nowy rozdział, w którym zrywają z przeszłością.
Nastrojów nie zepsuł nawet średnio udany okres przygotowawczy. Do tego wieczna zmora - kontuzje. Na samym starcie z treningów wypadł Ondrej Zdrahala, poza grą pozostawali Tomasz Gębala oraz Nemanja Obradović. Do pomocy z łapanki, tzn. z drugiej ligi hiszpańskiej, ściągnięto więc Nacho Moyę. I co to był za strzał!
Hiszpan świetnie wszedł do zespołu, jego dogrania do koła czy skrzydeł imponowały na tle całej ligi. Ba, cała drużyna grała na początku sezonu z ogromnym luzem, odprawiali kolejnych rywali. Obroną dyrygował Renato Sulić, jego koledzy z ataku byli skuteczni - nic nie zapowiadało nadchodzącego kryzysu.
...a kończy się jak zwykle
23 września, Elverum, pierwszy poważniejszy rywal w Lidze Mistrzów. W tle na sile przybiera zamieszanie wokół nowego sponsora rozgrywek, Nord Stream 2. Chociaż Nafciarze wywożą z Norwegii 2 punkty, to styl ich gry pozostawia wiele do życzenia. Chwilowy kryzys udało się jednak zażegnać - zwycięstwa z Riihimaeki Cocks i Gwardią Opole przysłoniły braki niebiesko-biało-niebieskich.
Aż do meczu z Górnikiem. Wisła stanęła, nurt przestał rwać, wicemistrzowie Polski jakby z dnia na dzień zapomnieli, jak się gra w piłkę ręczną. Spotkania z taką masą prostych błędów ze świecą szukać. Fatalna skuteczność, brak reakcji ze strony ławki na wydarzenia na parkiecie i porażka na tle - przyznajmy - równie słabych zabrzan.
Im dalej, tym gorzej. W spotkaniu przeciwko Abanca Ademar Leon płocczanie zostali w pierwszej połowie w szatni albo nawet poza halą. W sumie nie ma się co dziwić, 25 stopni, słońce, wymarzona pogoda na urlop. Efekt? Pierwsza porażka w LM, z jednym z faworytów do dalszego awansu. Nie lepiej było z Arką Gdynia, z którą 28-krotni medaliści mistrzostw Polski męczyli się niemiłosiernie.
W Bukareszcie Wisła przebiła swoje "wyczyny". To był blamaż na tle przeciętnego Dinama. "Wstyd, hańba, żenada, kompromitacja, nie wracajcie do domów" - chciałoby się parafrazować klasyka, chociaż w mediach społecznościowych dało się znaleźć i mniej wybredne teksty. I trudno się tutaj fanom ze Wzgórza Tumskiego dziwić, bo to, co zaprezentowali ich ulubieńcy, to szczyt nieskuteczności i bumelanctwa, a sam mecz momentami przypominał amatorskie wideo nakręcone do tematu muzycznego znanego ze skeczów Benny'ego Hilla.
Pożar w szatni
Co się zatem dzieje z Wisłą Płock? To pytanie zadają sobie wszyscy. Problemy Nafciarzy już dawno przekroczyły granicę słabej formy, trudno też mówić o zmęczeniu materiału, gdy w kadrze jest tyle nowych twarzy, a i sam trener jest w klubie dopiero od kilku miesięcy. Kwestia zgrania? Dotarcia się? Różnic charakterów?
No właśnie, charaktery. W składzie Wisły da się znaleźć kilka gorących głów, które nie grzeszą pokornością. Pierwszy przykład - wspomniany Sulić. Chorwat, który w swojej karierze z niejednego pieca jadł chleb, momentami pozwala sobie na zbyt wiele na parkiecie. Najwyraźniej liczył, że na dźwięk samego nazwiska reszta ligi będzie chodziła jak w jego zegarku.
Już pal licho komentarze w kierunku sędziów, które są nieodłącznym elementem gry Sulicia. Z perspektywy Wisły zdecydowanie gorzej wyglądają jego relacje z resztą drużyny. Nie ulega wątpliwości, że były gracz Telekomu Veszprem dysponuje ogromnym doświadczeniem, którym może się dzielić z kolegami. Ale publiczne strofowanie partnerów po nieudanych akcjach jest, delikatnie mówiąc, nieeleganckie. A już poniżej wszelkiej krytyki są sytuacje jak ta z 44. minuty meczu w Bukareszcie, gdzie Chorwat nie krył "rozczarowania" wskazówkami trenera. I dał temu wyraz przy wszystkich, ciskając bidonem o ziemię.
Patrząc na reakcję obrotowego nie może dziwić, że w kuluarach mówi się coraz głośniej o konflikcie w drużynie. Narodowościowy miks, buńczuczne zachowanie liderów i brak wyników sprawiają, że atmosfera do najlepszych nie należy. Dodajcie jeszcze niezrozumiałe momentami rotacje sztabu szkoleniowego (ach, te szalone zmiany co 3 minuty w Rumunii!) oraz coroczne wymagania głodnych sukcesu kibiców. Przepis na porażkę gotowy.
Rewolucyjne nastroje tonuje jednak Adam Wiśniewski, który zaprzecza wszelkim doniesieniom o zwaśnionej drużynie. - Nie ma żadnego konfliktu. Potrzebujemy wrócić na właściwe tory.
Pracuś aż do przesady
Inna sprawa, że sam Sabate też nie należy do łatwych trenerów, co udowodnił już podczas otwartego treningu. Pierwsze zajęcia niczym nie przypominały znanych z poprzednich sezonów zabaw z piłką i trwały jeszcze długo po zgaszeniu świateł w Orlen Arenie. Hiszpan znany jest z dbałości o detale - do tego stopnia, że funduje swoim zawodnikom kinowe seanse w halowych pomieszczeniach i do znudzenia omawia szczegóły gry rywali. Podobnie było zresztą na Węgrzech, gdzie tamtejsi dziennikarze mówią wprost - Hiszpan to pracoholik, momentami aż do przesady.
Niesnaski z 42-latkiem mieli również Węgrzy. Po jego odejściu z Vesprem, w wywiadzie dla francuskiego portalu handnews.fr, Sabate niepochlebnie wypowiadał się o polityce transferowej swojego byłego pracodawcy. - Nie miałem nic do powiedzenia w kwestii transferów. Byłem informowany przez Nikolę Eklemovicia o nowych graczach. A nikt poza mną nie wie lepiej, kto jest potrzebny do zespołu. To ja jestem pierwszym trenerem - mówił.
Kto ma grać, a kto nie
Niechęć szkoleniowca do narzuconych mu zawodników może niejako wyjaśniać boiskowe wydarzenia. Bo jak znaleźć inne wytłumaczenie dla niektórych decyzji sztabu szkoleniowego. Nie idzie z Górnikiem? To ciągniemy mecz do końca duetem Tarabochia-Moya. Nóż na gardle w Bukareszcie? W wyjściowym składzie zaczyna całkowicie ignorowany wcześniej Zdrahala.
Czech w ogóle jest ciekawym przypadkiem. Pytany przed sezonem o to, czy obawia się o miejsce w składzie u nowego trenera, pewny siebie odpowiadał - ani trochę. Patrząc jednak na wybory Sabate, ciężko nie odnieść wrażenia, że doświadczony rozgrywający został zepchnięty na boczny tor.
Smaczku całej sprawie dodaje również forma golkiperów Wisły. Nawet gdy nie szło, to bramkarze wicemistrzów Polski ratowali kolegom skórę. W tym sezonie dobre występy podopiecznych Artura Górala, podobnie jak doping w płockiej hali, należą jednak do rzadkości. Sabate co i rusz stawia na Adama Borbely'ego, najczęściej kosztem Adama Morawskiego, co spotyka się z dużym niezadowoleniem publiczności. Problem w tym, że akurat Węgra... bronią liczby. 23-latek tylko raz zszedł poniżej 30 proc. skuteczności w LM, co nie jest wynikiem zachwycającym, ale też nie tragicznym. Przynajmniej na tle jego kolegów z pola.
No to się doigraliście
W poniedziałek gruchnęła wiadomość - zarząd klubu postanawia wkroczyć do akcji i zwołuje spotkanie z zawodnikami i sztabem szkoleniowym. Temat rozmów wiadomy i spodziewany - niezadowalające ostatnimi czasy wyniki, które nie przystają drużynie rangi Wisły Płock.
W dniu dzisiejszym zaplanowane jest spotkanie Zarządu z I drużyną Orlen Wisły Płock. Rozmowa będzie dotyczyła ostatnich niezadowalających wyników sportowych. #nafciarze
— SPR Wisla Plock (@SPRWisla) 15. října 2018
Problem w tym, że podobne rozmowy, zgodnie z zapowiedziami prezesa Wiśniewskiego, już raz się odbyły. Miały one miejsce po meczu z Górnikiem Zabrze. I patrząc po rezultatach, niewiele dały. Ciężko sobie zatem wyobrazić, żeby to poniedziałkowe zebranie odmieniło grę zespołu. Sabate wyjdzie na boisko? Raczej nie, na takie rzeczy zdolny jest jedynie Bartłomiej Jaszka. Kary finansowe? Już raz było to próbowane - w Vesprem, w dużo większym klubie niż Wisła. I jak mówił Andreas Nilsson, prawdy w nich było tyle, co w obietnicach polityków. Więcej na ten temat wie z pewnością Renato Sulić, który był członkiem węgierskiego gwiazdozbioru.
Całe szczęście, że na odpowiedzi nie trzeba długo czekać. W najbliższą środę (tj. 17 października) do Orlen Areny przyjedzie odwieczny rywal płocczan, PGE Vive Kielce. Czy Nafciarze obudzą się z letargu i pokażą, ze ciągle liczą się w stawce? Czy sztab szkoleniowy będzie w stanie poukładać zawodników według swojej myśli? Czy kibice wrócą na trybuny, żeby na nowo porwać swój zespół?
Tyle pytań, tak mało czasu. Kibicom nie pozostaje zatem nic innego, jak wierzyć, że obie drużyny stworzą widowisko jak za dawnych lat. Dla dobra polskiego szczypiorniaka ważne jest, żeby Wisła wróciła do formy, bo takiej marki nie można zaprzepaścić.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga przerywa milczenie. "Długo gryzłem się w język. Tym ludziom powinno być wstyd i głupio" [cały odcinek]
Niesnaski z 42-latkiem mieli również Węgrzy. Po jego odejściu z Vesprem, w wywiadzie dla francuskiego portalu handnews.Co to Wisły to chyba już wszystko zostało tu powiedziane. Problemów jest wiele na każdym szczeblu, od zespołu po zarząd. Mimo wszystko 3mam kciuki żeby z czasem wszystko wyszło na prostą. Czytaj całość