Małgorzata Boluk, WP SportoweFakty: Niedawno obchodziliśmy piękny jubileusz piłki ręcznej, dlatego warto teraz oddać głos legendzie szczypiorniaka w Polsce. Co jedna z najlepszych rozgrywających w dziejach robi po zakończeniu kariery?
Anna Ejsmont, legenda piłki ręcznej i wielokrotna reprezentantka Polski: Ze sportem nie mam już nic wspólnego. Na co dzień mieszkam w Niemczech. Ostatnio byłam z wizytą w Polsce u siostry, a tak czysto sportowo to przyjechałam na EHF EURO 2016 piłkarzy ręcznych. Opiekowałam się wtedy hiszpańską reprezentacją.
Na czym polegała rola takiej opiekunki?
W zasadzie z zespołem byłam 24 godziny na dobę, odejmując oczywiście czas na sen, ale muszę przyznać, że byłam z kadrą dosłownie wszędzie. Mistrzostwa Europy to duża impreza i wiele spotkań. Czasem musiałam z którymś z zawodników jechać do szpitala, musiałam także tłumaczyć wiele sportowych i pozasportowych spraw. Każdy z chłopców też miał jakieś prywatne prośby, chciał kupić prezent swojej narzeczonej lub dziewczynie i tak dalej. Spędziłam z tą drużyną mnóstwo czasu i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, bo Hiszpanie, pomijając bardzo wysoki poziom sportowy, są bardzo zdyscyplinowani, skromni i oddani piłce ręcznej.
Wnioskuję, że miłość do piłki ręcznej pozostała, inaczej taka propozycja pewnie zostałaby odrzucona.
Na pewno pozostała miłość do piłki ręcznej. Tylko ta miłość jest taka…
Trudna?
Nie wiem nawet jak to nazwać. Może lata, gdy grałam w Polsce wspominam dobrze, ale wszystko, co się potem wydarzyło, zraża mnie trochę do tego, jak to w naszym kraju funkcjonuje. Może nie sam szczypiorniak, ale jaka jest organizacja i to jak działa związek. Nie mam za miłych wspomnień. Opowiem coś teraz. W kadrze Polski grałam kilkanaście lat, a wiadomo, że w tamtych czasach nie dostawałyśmy za to nawet złotówki, ale robiłyśmy to, bo byłyśmy z tego dumne. Marzyłam, żebym mogła zabrać do domu koszulkę z orzełkiem na klatce piersiowej. I tak mi jest troszeczkę przykro, że za te wszystkie lata, co reprezentowałam nasz kraj, a wydaje mi się dosyć godnie, mnie nawet nie pożegnano. I od razu mówię, że nie chcę żadnych dyplomów, pucharów, nagród finansowych, odznaczeń od prezydenta i nie wiadomo jeszcze czego. Nie o to chodzi.
Słyszałam, że Anna Ejsmont stulecia piłki ręcznej w Polsce nie świętowała, jednak nie dlatego, że nie mogła się tam pojawić.
To już jest osobny temat. W momencie, gdy na Facebooku zobaczyłam wszystkie zdjęcia z tej uroczystości, może sobie pani wyobrazić moje wielkie rozczarowanie, smutek i zdziwienie. Zastanawiałam się jak to jest w ogóle możliwe, iż nie zostałam poinformowana, że taka gala ma w ogóle miejsce.
A widziała pani na tych fotografiach swoje koleżanki z kadry?
Tak, widziałam też takie, które grały jeszcze przede mną. Z jedną z nich korespondowałam i dowiedziałam się, że nie tylko ja zostałam pominięta, zapomniana, czy specjalnie niezaproszona. Nawet nie wiem jak to odbierać. Tak mnie to wszystko zirytowało, że wzięłam telefon i zadzwoniłam do ZPRP do pana Jerzego Noszczaka, gdyż chciałam się dowiedzieć, czym się konkretnie kierowano, bo nieskromnie mówiąc, podejrzewam, że nie chodzi o kryteria sportowe. Dostałam odpowiedź, że nikt o mnie nie zapomniał, zaproszenia wysyłała jakaś tam pani i ona nie miała mojego adresu e-mail.
Wierzy w to pani?
Ja w to nie wierzę, ale taką dostałam odpowiedź. Gdyby ktoś chciał mnie znaleźć, to nie jest trudno. Nie trzeba mnie poszukiwać listem gończym. Do tysiąca innych osób się udało, ale ja już na to nic nie poradzę, nie jest to moje pierwsze rozczarowanie w życiu. Mam jeszcze koleżanki, które czynnie działają w piłce ręcznej, one mają mój numer telefonu, e-mail... Wiadomo, że ten kontakt nie jest już taki jak kiedyś, bo ja przeszło dwadzieścia lat nie mieszkam w Polsce, ale jak są święta, urodziny, pozdrawiamy się i porozmawiamy. Postanowiłam sobie odpuścić, ale jest mi po prostu bardzo przykro, bo do dwusetnej rocznicy nie podejrzewam, że będę żyła, a to taki fajny moment, gdzie mogłabym się spotkać i z byłym sztabem trenerskim, zobaczyć koleżanki, powspominać. Pozostaje tylko taka nutka goryczy i pytania. Jak to działa? Co się dzieje w ZPRP? To był i jest dla mnie wielki znak zapytania. I widzę, że nic się nie poprawiło. Tak jak kiedyś było nam źle, tak pozostało do teraz.
Powróćmy na chwilę do przyjemniejszych tematów, a mianowicie zbliżających się ME 2018, w których wezmą udział Polki. O co we Francji powalczy drużyna Leszka Krowickiego?
Przyznam szczerze, że nigdy nie lubiłam takich spekulacji przedturniejowych, bo każdy turniej to zupełnie inna historia. Można nie być topowym zespołem, ale na mistrzostwa przyjechać z formą i zrobić bardzo pozytywną niespodziankę, ale też odwrotnie. Można być wielkim faworytem i z grupy nie wyjść. Takie turnieje są bardzo długie i to zawsze wielka niewiadoma. Kwestia tego, czy się je dobrze rozpocznie, bo gdy wygrasz pierwszy i drugi mecz, łapiesz wiatr w żagle, a gdy zaczynasz od porażek, wiara w zwycięstwo słabnie. Może być różnie, ale myślę, że jak najbardziej można liczyć na to, iż Polki, pomimo tego, że nie jest to łatwa grupa, wyjdą z niej i będą grać dalej. Proszę przekazać, że trzymam za nie mocno kciuki i z całego serca życzę, żeby zaszły we Francji jak najdalej.
Wydaje się, że w najbliższym czasie to właśnie żeńska reprezentacja będzie dostarczać kibicom więcej szczęśliwych momentów. Zaskoczyła panią porażka z Izraelem?
Bez wątpienia. Po zmianie pokoleniowej to wszystko pikuje i wygląda to niestety coraz gorzej. Karol Bielecki, Sławomir Szmal, bracia Lijewscy i Jureccy... To był taki zespół, że o następców dla takich zawodników nie jest łatwo. Najważniejsza sprawa o jakiej się zapomina, to jest szkolenie dzieci i młodzieży, wyhodowanie zawodników, którzy przyjdą na miejsce doskonałych i doświadczonych graczy. O takie rzeczy powinno się w Polsce zadbać w pierwszej kolejności. Mam nadzieję, że dziewczyny wykorzystają swój czas i zabłysną, a mężczyznom życzę oczywiście jak najlepszych wyników.
Upadki klubów, mecze w TV tylko okazjonalnie, liga wciąż nie jest zawodowa... Wracając do piłki ręcznej kobiet, nie ma pani wrażenia, że została ona zepchnięta na drugi plan? Śmiało na ten temat wypowiada się chociażby Bożena Karkut, która mówi, że szczypiorniak w wydaniu żeńskim traktuje się po macoszemu.
Mnie od dwudziestu lat w Polsce nie ma, staram się od tego trochę z daleka trzymać, bo to są jeszcze takie sprawy, które podnoszą mi ciśnienie. Jest tak od zawsze. My, mimo że odnosiłyśmy w naszych czasach większe sukcesy niż piłkarze ręczni, zawsze byłyśmy traktowane po macoszemu i zawsze byłyśmy odstawione na drugi plan. Nie wiem z czego to wynika, czy może ktoś, kto zajmuje się żeńską piłką ręczną nie ma takiej siły przebicia? Naprawdę nie wiem w czym tkwi problem i dlaczego to tak wszystko wygląda, a z tego co słyszę, nic się nie zmieniło. To jest żenujące.
W moich czasach, plany nie przewidywały żadnych wygranych spotkań, bo byłoby to nie na rękę. Trzeba byłoby jakieś skromne premie wypłacić, a to też nie na rękę. To jest jakaś pomyłka. Wydaje mi się, że to jest tak, jak z tym jednym jabłkiem zgniłym w koszu pełnym owoców. W ZPRP powinni pracować ludzie, którzy kochają sport. Nie wygląda to za dobrze. Ja sama po sobie mogę stwierdzić, że nie wygląda to dobrze. Ktoś organizuje imprezę i zapomina o zawodniczkach nie takich, które jeździły i kamerowały mecze, tylko jeździły i za darmo, dla własnej satysfakcji, reprezentowały Polskę. Teraz się czasy troszeczkę zmieniły, ale my grałyśmy za darmo i niekiedy nawet nie usłyszałyśmy dobrego słowa, chociażby "dziękuję". My jeździłyśmy na mecze, bo miałyśmy ochotę, serce do gry, bo byłyśmy dumne, że możemy reprezentować nasz kraj. Brak mi po prostu słów.
Wiele Polek gra już w zagranicznych klubach. Niektórzy mówią "zostańcie w kraju", drudzy z kolei "wyjeżdżajcie, bo to podniesie poziom reprezentacji". Które słowa są pani bliższe?
Opinię mam podzieloną, bo z jednej strony, gdy zawodniczka gra w silniejszej lidze, ma troszeczkę lepsze treningi, indywidualnie podnosi swój poziom i lepiej rozwija się jako zawodniczka, ale taka szczypiornistka ma z reprezentacją na co dzień trochę mniej do czynienia. Gdy dziewczyny grają w jednym klubie w Polsce są na pewno bardziej zgrane, a tak jedna jest w Bundeslidze, druga jest we Francji, trzecia na Węgrzech i one widzą się wyłącznie na zgrupowaniach, a takich nie ma zbyt wiele w kalendarzu. Tak więc może, ale też wcale nie musi przekładać się to na siłę polskiej kadry.
Gra w innym kraju to ciężki kawałek chleba? Pani w zagranicznych klubach występowała przez kilkanaście lat, więc na pewno młodszym szczypiornistkom mogłaby coś opowiedzieć i doradzić.
Ja akurat miałam szczęście, bo grałam w takim "kosmosie". Jak na tamte czasy, hiszpański klub miał dość dużo pieniędzy i mógł sobie pozwolić na coroczny zakup trzech lub czterech bardzo dobrych zawodniczek. I to był taki zespół, gdzie ten sportowy poziom był ogromnie wysoki. Kraj, w którym przyszło mi żyć, był piękny, ale te pierwsze momenty są niezwykle trudne. Ciężko jest się porozumieć, jesteś wyrwany ze swojego środowiska, daleko od domu i polskiego jedzenia, musisz się nauczyć nowego języka, a do tego jesteś w drużynie, w której nie tylko ty jesteś dobra, bo oprócz ciebie jest też siedem takich rozgrywających.
Te pierwsze lata nie są łatwe, ale nie wolno się poddawać. Poza tym dochodzi do tego też czasem zupełnie inny klimat. W sierpniu zastałam 42 stopnie Celsjusza. Nie wyobrażałam sobie tego, chciałam się spakować i wracać do Polski, ale później wszystko się zmieniło. Pokochałam Hiszpanię i nie chciałam z niej w ogóle wyjeżdżać. To są i dobre momenty, i gorsze, ale też bardzo zależy od tego jakie masz szczęście. Czy cię nikt nie oszuka, bo i takie są kluby, które obiecują złote góry, przez pierwsze dwa miesiące pieniądze dostaniesz, a później to jest loteria. Trzeba być uważnym.
Warto zaryzykować i spełniać marzenia?
Myślę, że jak najbardziej. Wyjechałam w wieku 27 lat, teraz mam dwadzieścia więcej, jednak po latach dochodzę do wniosku, że powinnam znacznie wcześniej wyjechać i pograć jeszcze w innych krajach. Dlaczego? Ze względu na co? Ze względu na języki! Dzisiaj mogę porozmawiać po polsku, rosyjsku, hiszpańsku, niemiecku i angielsku, i wie pani jak to jest fajnie? A chciałabym jeszcze więcej.
ZOBACZ WIDEO: Film o Dariuszu Michalczewskim wejdzie do kin. "Scenariusz jest bardzo mocny"
Min. dzięki Pani pokochałem tą dyscyplinę..