Daniel Dujshebaev: Dziwnie być kibicem Realu w koszulce Barcelony

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Daniel Dujshebaev
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Daniel Dujshebaev

- Musimy poprawić wiele elementów. Przede wszystkim zredukować liczbę błędów - mówi przed rewanżowym meczem z Barcą w LM Daniel Dujshebaev, który grał kiedyś w barwach Blaugrany. - To było trochę dziwne uczucie, bo jestem kibicem Realu Madryt!

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Jak czuje się kibic Realu Madryt w koszulce Barcelony?
Daniel Dujshebaev, rozgrywający PGE VIVE Kielce:[/b]

No faktycznie, trochę dziwnie (śmiech)! Choć to trochę co innego. Ale to prawda, wszyscy w rodzinie jesteśmy kibicami Realu, a ja grałem w Barcelonie. Mimo wszystko, cieszyłem się z tego.

Barcelona jako klub sportowy jest ewenementem. Działa jak korporacja, ma czołowe ekipy w wielu sportach: futbolu, piłce ręcznej, koszykówce, futsalu...

Coś w tym jest. Są jednym z największych klubów na świecie, nie tylko w handballu. To olbrzymi twór jako całość, jest tam też spora presja. Takie kluby, które mają tyle drużyn i to na takim poziomie, to duża rzadkość. Np. Real Madryt oprócz zespołu piłki nożnej ma tylko koszykówkę.

Sam w Barcelonie czułem się jednak bardzo dobrze, to był przywilej, że mogłem tam być. W Barcelonie dorosłem jako zawodnik i jako osoba, to były bardzo ważne lata mojego życia. Miałem wtedy 16-17 lat, uczyłem się wszystkiego, a tam pomogli mi we wszystkim, co się dało.

To dlaczego opuścił pan Katalonię?

Każdy zawodnik potrzebuje zmian, do tego trudno grać w tak wielkiej drużynie będąc tak młodym. Chciałem mieć więcej minut, grać, a w takiej Barcelonie trudno o to dla tak młodego gracza.

W sobotę Barcelona przyjedzie jednak do pana, do Kielc. Czeka pan na ten mecz?

Na pewno jest to dla mnie specjalne spotkanie, w końcu to drużyna, w której kiedyś grałem. Wciąż mam tam przyjaciół, jak Aleix Gomez. Spędziliśmy razem wiele czasu: podczas zgrupowań młodzieżowych kadr Hiszpanii, w Barcelonie II, zresztą w pierwszej drużynie też. To mój bardzo dobry kolega, świetnie widzieć, jak dobrze ostatnio się rozwija.

Mimo to, Barcelonę traktuję teraz po prostu jako rywala; zespół, z którym trzeba zagrać i wygrać.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Derby Trójmiasta dla Wybrzeża. Arka nie dała rady

Zadanie zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych. Kilka tygodni temu pojechaliście do Palau Blaugrana i Barcelona odprawiła was z kwitkiem. Co trzeba zmienić w rewanżu?

Nie tyle zmienić, co poprawić. Wiele elementów. Przede wszystkim, nie możemy robić tylu błędów, musimy je zlikwidować, bo widzieliśmy, że oni z tego żyją. To najważniejsze. Wiemy, że maja super zespół, są w dobrej formie, ale chcemy wygrać, walczyć, choć wiemy też, że będzie bardzo ciężko.

Zwłaszcza, że nie zagra Luka Cindrić. W związku z tym pewnie dostanie pan dużo szans na środku. Wyzwanie?

Na środku rozegrania czuję się tak samo dobrze, jak na lewej stronie. To dla mnie bez różnicy. Po prostu chcę grać, i to dobrze, mniejsza już o pozycję. Co do meczu: zobaczymy. Mamy wielu zawodników, którzy mogą z powodzeniem zagrać na wielu pozycjach, najważniejsza jest drużyna i to, jak możemy jej pomóc.
Pan do niej dołączył w dość nietypowym terminie, bo dopiero w połowie września, dawno po starcie rozgrywek. Spodziewał się pan takiego scenariusza?

Jasne, że nie. To nie był najnormalniejszy moment na taki transfer, ale ok, to przecież dla mnie świetna okazja! Miałem grać w Celje przynajmniej do końca roku, ale sytuacja w VIVE tak się potoczyła, że potrzebowali zawodnika. Nie mogłem powiedzieć "nie". Oczywiście nigdy nie życzę nikomu kontuzji, to zawsze bardzo przykra sprawa, ale gdyby nie one, pewnie by mnie tu dziś nie było.

Jestem bardzo zadowolony z tego, jak wyszło. Dostaję tutaj dużo minut, VIVE to wielki klub, gramy w największych rozgrywkach i walczymy o zwycięstwo. Jestem tutaj już od trzech miesięcy, więc zdążyłem poznać kolegów, taktykę czy zagrania i czuję się naprawdę dobrze. W zespole panują świetne relacje, ja jestem szczęśliwy.

Podobno jedyne, co mogłoby być wg pana lepsze, to pogoda. Ostatnio mówił pan, że jest "bardzo zimno". Niestety, muszę panu powiedzieć, że zimno to dopiero będzie!

Wiem, wiem, mówili mi. Ale dla mnie już jest wystarczająco zimno, nie wiem, co zrobię w zimie! (śmiech) Muszę kupić naprawdę dobrą kurtkę.

Obecnie o sile VIVE stanowi pana brat, Alex. Kibice zastanawiają się czy może pan w przyszłości dorównać mu poziomem.

To prawda, Alex jest teraz w super formie, zdobywa wiele bramek, ale nie chodzi tylko o nie. Alex robi super pracę dla drużyny. Jasne, chciałbym tak kiedyś grać, albo i lepiej, ale muszę do tego jeszcze dużo, dużo potrenować.

Mając starszego brata szczypiornistę, tatę trenera i byłego świetnego zawodnika, była w ogóle szansa, że nie zostanie pan piłkarzem ręcznym?

Kiedy zaczynałem, grałem po prostu z kolegami w szkole, wtedy polubiłem piłkę ręczną. Uprawiałem też więcej sportów: piłkę nożną, tenis, ale doszło do momentu, że faktycznie pomyślałem: "Może mogę to robić zawodowo? Brat gra, tata grał". Tata nigdy nie jednak nie namawiał nas, żebyśmy grali, mogliśmy robić, co chcieliśmy. Na szczęście, obaj wybraliśmy piłkę ręczną.

Dużą część swojej kariery spędził pan na wypożyczeniach. Z Barcelony na dwa lata do Valladolid, z VIVE na rok do Celje. To dobra droga dla młodych graczy?

Tak, wybrałem ten sposób, by najpierw mieć okazję regularnie grać w 1. lidze hiszpańskiej, a Celje by robić to na jeszcze wyższym poziomie, zadebiutować w Champions League. To były dobre kroki.

Zwłaszcza Celje uchodzi za kuźnię talentów.

To prawda. Mają dobry, młody i ambitny zespół. Może gdyby były tam trzy czy cztery gwiazdy, sytuacja byłaby inna, bo graliby po 60 minut kosztem młodych, ale tak każdy ma swój czas, nie ma wielkich zawodników, każdy chce trenować jak najlepiej, rozwijać się, taka idea przyświeca w klubie i działa.

Trenerzy nie traktują jednak wypożyczonych graczy z pewną rezerwą? Mają przecież świadomość, że ci są tu tylko na chwilę. 

Nie, nigdy nie spotkałem się z tym, nie miałem takich problemów. To proste: każdy trener chce wygrywać, kiedy jeden gracz gra lepiej od drugiego, będzie grać, niezależnie czy jest wypożyczony czy z klubu.

Wróćmy do tego, co tu i teraz. Kończy się 2018 rok. Możecie skończyć go bardzo wysoko w grupie Ligi Mistrzów.

Ale myślimy tylko o każdej kolejnej grze. To prawda, że inne wyniki: na przykład, że Veszprem pokonało Lwy układają się dla nas dobrze, może to oszczędzi nam trochę nerwów pod koniec rozgrywek, ale skupiamy się tylko na sobie, na treningach i kolejnych wyzwaniach. Jeśli będziemy wygrywać swoje mecze, na pewno skończymy grupę bardzo wysoko, w pierwszej dwójce. I oby się tak stało.

Na horyzoncie też styczniowe mistrzostwa świata w Niemczech i Danii - tym otworzymy rok 2019. Hiszpania może powtórzyć sukces sprzed roku?

Na pewno będzie to trudny turniej, ale wiem, że zespół znów może zagrać świetną imprezę, więc odpowiedź brzmi: tak. Niezależnie czy ze mną na pokładzie, czy nie. Choć liczę na powołanie, ale wiem też, że muszę na nie odpowiednio zapracować dobrą grą w klubie i na zgrupowaniach.

Obserwuj autora na Twitterze!

Komentarze (0)