Dagur Sigurdsson: Choroba zmienia priorytety

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Jakie są realia piłki ręcznej w Japonii?

Zawodnicy są profesjonalistami, ale różnią się od tych w Europie. Wszystkie kluby należą do określonej firmy. Jeśli to - dla przykładu - Toyota, to wszyscy są pracownikami Toyoty. To może być przeszkodą pod względem motywacji. Dostają pracę i zarazem miejsce w drużynie piłki ręcznej. Jasne, mają z tego pewne korzyści, ale i tak są pracownikami, jak reszta. Następnie grają przez około 15 lat, a potem są już tylko normalnymi pracownikami. Podczas kariery, niezależnie od poziomu ich gry, trudno im będzie dostać dużo lepsze warunki, trudno o transfer z wyraźnymi korzyściami. To nie jest biznes, jak w Europie. Panuje odmienna mentalność i kultura. Kiedyś, gdy sam grałem w Japonii, obcokrajowiec w lidze nie był czymś niezwykłym. Dziś to ewenement. Dlatego brakuje im międzynarodowego doświadczenia. I to kwestia, nad którą teraz pracujemy.

Chcemy pokonywać europejskie drużyny. Japonia często tego nie robi. Ostatnio udało się z Finlandią, ale wcześniej... w 2012 roku.

To przeszkody. A są plusy tego systemu?

Pewnie. Zaletą japońskiej piłki ręcznej jest to, co jest też wadą - że liga jest o wiele mniejsza. Zawodnicy nie są zmęczeni, nie grają tylu spotkań w sezonie. Mogą trenować więcej, są gotowi do nauki, więc mamy więcej zgrupowań i więcej kontroli. Sprawdzamy, co i jak jedzą, robimy wiele pomiarów: siły, skoczności, wytrzymałości. Po prostu mamy na to czas. Wszyscy cieszą się na te zgrupowania.

W porównaniu do najbardziej eksploatowanych graczy świata - z Bundesligi - to przepaść.

O tak. Gdy byłem selekcjonerem reprezentacji Niemiec, miałem oczywiście najlepszych graczy, ale oni grali dla najlepszych zespołów, co oznacza ogromną liczbę spotkań w sezonie: rozbudowana liga, Liga Mistrzów, krajowy puchar i jeszcze reprezentacja. Myślę, że licznik dla pewnych graczy mógł podchodzić pod setkę w roku. Harmonogram zgrupowań i treningów ustawiałem więc tak, żeby mogli się zregenerować, złapać świeżość, ograniczałem wszystko do minimum, trenowaliśmy krótko, ograniczaliśmy wywiady, wszystko, by dać im tyle czasu dla siebie i na odpoczynek, ile tylko było możliwe.

Zaraz startują mistrzostwa świata. Japonia dostała na nie "dziką kartę". Na co was stać w Niemczech i Danii?

Niestety, myślę, że grupa na mistrzostwach jest dla nas za mocna. Może uda nam się zrobić jakąś niespodziankę, ale nawet ostatni mecz z Bahrajnem będzie niesamowicie trudny. Przegraliśmy z nimi jedenastoma bramkami w lecie, teraz jesteśmy już silniejsi, więc liczę na wyrównany i dobry mecz. A potem Puchar Prezydenta. Może nie wrócimy z niczym.

Dwie ostatnie edycje wygrała Polska.

To dobrze, że się nie zakwalifikowaliście! (śmiech)

Gdyby miał pan postawić parę euro na zwycięzcę turnieju, to na kogo?

A, to zależy od kursów! (śmiech) Kto jest faworytem? Ciężka sprawa. Pierwsza myśl: Francja, ale Szwecja i Norwegia też będą bardzo groźne. Za nimi Niemcy i Hiszpania. Może Chorwacja? Dla Francji bardzo ważnym zawodnikiem od lat był Nikola Karabatić, jego brak może być widoczny. To będzie bardzo wyrównany turniej.

Żeby być wielkim trenerem, trzeba być wielkim zawodnikiem? Taki panuje ostatnio trend. Dagur Sigurdsson trener przebił już chyba osiągnięcia Dagura Sigurdssona zawodnika.

Nie jest to niezbędne. Ale nie możesz nie doceniać 200 czy 300 spotkań w kadrze, 500 czy 600 gier w Bundeslidze. Uczysz się wtedy bardzo dużo. To jest coś, czego nie wyniesiesz z kilku wykładów. Musisz to przeżyć. Takie doświadczenie jest potrzebne.

Niektórzy zawodnicy, grając spotkania, nie analizują ich za bardzo. Po prostu cieszą się grą. Ale są tacy, jakim byłem ja: zastanawiałem się, jak gramy, jak grają rywale, jaki jest system, przewidywałem co może się zdarzyć, jak możemy się poprawić, zaskoczyć rywala taktycznie. Gdy zagrasz tak pół tysiąca spotkań, możesz coś z tego wynieść.

Często zaskakuje pan rywali. Gdy zmieniły się przepisy przed igrzyskami w Rio (m.in. brak plastronu dla bramkarza, co oznacza łatwiejsze zmiany – red.), kadra Niemiec była jedną z lepiej wykorzystujących nowe zasady.

Dla mnie przychodzi to naturalnie. Czasem to potrzeba jest matką wynalazku, bo dostajesz zupełnie inny zespół i musisz się dostosować, znaleźć rozwiązania właściwe dla danej grupy. Nie możesz skopiować zagrywek i rozwiązań z poprzedniego zespołu i liczyć, że się uda. Gdy na coś wpadam, nie boję się tego wypróbować.

Patrząc na grę Japonii w Opolu, była ona prawdziwym powiewem świeżości. W Europie piłka ręczna stała się odrobinę nudna.

Zgadzam się. Taka gra sprawia radość nam i kibicom. W Europie jest tyle meczów, tyle presji, stresu, że każdy jest zmęczony, robi kopiuj-wklej, gra jak inni, jak grał rok temu. To może robić się nudne i trochę się o to boję.

Piłka ręczna potrzebuje zmian? Dużo się o tym mówi.

Nie myślę o tym. Naprawdę. Nie mam opinii. Koncentruję się na mojej pracy, nie jestem na co dzień w europejskim handballu. Są inni, odpowiedzialni za to wszystko i to oni podejmują decyzje. Nie chcę ich komentować. Mailem dużo pomysłów, podzieliłem się nimi już wcześniej. Nic nowego już nie mam w zanadrzu.

Co uważa pan za swój największy sukces na ławce?

Mój pierwszy tytuł z Fuechse, Puchar Niemiec, był wyjątkowy. Byliśmy kompletnymi underdogami. Potem, jako faworyci, wygraliśmy Puchar EHF. Z reprezentacją złoto mistrzostw Europy w Polsce było niesamowite, podobnie jak brąz w Rio. Gdybym miał wybrać jedno, wziąłbym jednak triumf w mistrzostwach Europy.

W tym sukcesie nie było żadnego sekretu. Ba! Mieliśmy sześciu kontuzjowanych: Gensheimer, Groetzki, Wiencek i Drux wypadli przed turniejem, w trakcie Weinhold i Dissinger. Ale mieliśmy dobry zespół, team spirit, znaleźliśmy swój styl i nagle byliśmy już w półfinale. Mieliśmy naprawdę dobrą obronę i bramkarzy, czasem zaskakującą i sprytną taktykę. Trafiliśmy po prostu w nasz moment.

Ten turniej wypromował kilku niemieckich zawodników, w tym Andreasa Wolffa, przyszłego bramkarza PGE VIVE Kielce.

Andy to bardzo otwarty i miły człowiek. Dobrze od tego zacząć. Jest bardzo ukierunkowany na sukces, jest maniakiem treningu, ćwiczy jak szalony. Ma wielką chęć zwyciężania, a umiejętnościami w pojedynkę może wygrywać spotkania. Przypomnijmy choćby finał z Hiszpanią.

Obserwuj autora na Twitterze!

Czy Dagur Sigurdsson i reprezentacja Japonii odniosą sukces na igrzyskach w Tokio?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×