Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czy jeszcze miesiąc temu uważał pan siebie za trenera piłki ręcznej, czy była to dla pana przeszłość?
Thomas Orneborg, trener Energi Wybrzeża Gdańsk: Przez cały czas gdy chodziłem na mecze Energi Wybrzeża czy oglądałem piłkę ręczną w telewizji czułem, że jak spróbujesz raz, cały czas masz myśli związane z trenowaniem i taktyką. Nie byłem w stu procentach poza trenerką, jednak na tym poziomie na pewno tak. To dla mnie powrót.
Dlaczego tak długo był pan po drugiej stronie rzeki?
Ze względów rodzinnych i na to, że mam dzieci w Danii. Przez długi czas pracowałem zagranicą, nie miałem możliwości spędzać z nimi czasu. Zdecydowałem, że skupię się na firmie jaką rozwijam i że będę miał bardziej elastyczne życie. Teraz znów wracam.
ZOBACZ WIDEO Glik po meczu z Łotwą. "Mamy nad czym pracować. Takich meczów będzie więcej"
Wcześniej trenował pan kobiety. Jakie są największe różnice pomiędzy byciem trenerem w zespole męskim i żeńskim?
To bardzo trudne pytanie, bo wszystko tak naprawdę zależy od tego w jakim klubie się pracuje. W Niemczech pracowałem z jednym z najlepszych kobiecych zespołów na świecie, występującym w Lidze Mistrzyń. W Danii również miałem do czynienia z zespołem z Ligi Mistrzyń, w którym filozofia budowania klubu i atmosfera była podobna do tej w Gdańsku. Na pewno duże różnice są w przygotowaniu fizycznym, jednak mogę to porównać tak, że czołowe żeńskie drużyny są na tym samym poziomie profesjonalizmu i podejścia do sportu, co męskie. Różnice tak naprawdę nie są tak duże.
MMTS kompletuje skład. Zobacz więcej!
Czy trudno jest wejść do zespołu, którego większość zawodników traktowało poprzedniego trenera jak drugiego ojca?
Nie mieliśmy dużo czasu na to, by z nimi o tym rozmawiać przed meczem z Górnikiem Zabrze, bo wszystko potoczyło się bardzo szybko. Na pewno podoba mi się to, w jak dobrych relacjach z Marcinem byli zawodnicy. To bardzo fajny człowiek i doskonale ich rozumiem. My rozmawialiśmy krótko i wszyscy rozumiemy się doskonale. Liczę na to, że pozostanie w klubie.
Czy planuje pan pytać o jakieś kwestie poprzedniego trenera?
Na razie nie było jeszcze ku temu okazji, jednak spotykaliśmy się ze sobą wcześniej już wiele razy. Mamy jasne relacje. Nie myślę o tym, by iść z nim na kawę, ale o tym, by zobaczyć go jeszcze w klubie.
W waszej grze już w pierwszym meczu było widać jedną dużą różnicę. Dawał pan więcej szans zmiennikom, którzy łatwo się odpłacili. To pana filozofia piłki ręcznej?
Trochę tak, jednak przede wszystkim robię to dlatego, że pozostały nam trzy mecze na to, by złapać jak największa pewność siebie i poznać się nawzajem. Dałem więcej szans Adamczykowi również dlatego, bo drobne problemy zdrowotne ma Ramon Oliveira. Kamil zrobił niesamowite rzeczy na boisku i się odpłacił. My chcemy grać w dużym tempie i nie da się tego dokonać jedną siódemką. Dlatego jestem zadowolony z tego, że również rezerwowi prezentują się bardzo dobrze.
Zawodnicy Energi Wybrzeża nauczyli czegoś zabrzan. Zobacz więcej!
Czyli potwierdzi pan, że w ostatnich spotkaniach rundy zasadniczej nie gracie dla punktów, ale dla głów i kwestii mentalnych?
Tak, najważniejsze dla tej drużyny jest złapanie pewności siebie. W tym świecie żeby coś osiągnąć, trzeba brać pod uwagę wszystkie aspekty. Jak trenujesz, jak spędzasz wolny czas, jak odpoczywasz, jesz, śpisz. To wszystko wpływa na to, jakim jesteś zawodnikiem. Wychodząc na boisko myśli się tylko o zwycięstwach. Ja wierzę w to, że złapiemy pewność siebie przez najważniejsze mecze w sezonie.
Dla Energi Wybrzeża najważniejsze wydaje się to, by ta drużyna grała na tym samym poziomie z Górnikiem, PGE VIVE, Stalą Mielec i Arką. Jak tego dokonać?
Ja się cieszę z tego, że objąłem zespół w takim momencie. W swoim debiucie mogłem zobaczyć jak funkcjonuje moja drużyna w konfrontacji z rywalem z ścisłego topu ligi, a teraz jedziemy do Gdyni na spotkanie z ostatnią drużyną ligi. Jestem bardzo ciekawy jak spisze się mój zespół w następnej kolejce.
Czy planuje pan zobaczyć jak wyglądają młodsze roczniki Energi Wybrzeża? Ponad 100 młodych zawodników trenuje tu z myślą o przedostaniu się do pierwszej drużyny.
Tak, chcę się na tym mocno skupić. Przez 10 lat pracowałem z duńską federacją z młodymi zawodnikami jak Rasmus Lauge i wielu innych, którym pomagałem się wspiąć na wyższy poziom. Poza pieniędzmi liczy się to, by iść na trening i oglądać rozwój zawodników. To najfajniejsza sprawa. Chcę być częścią tego projektu.
A czy planuje pan się nauczyć języka polskiego?
Damian Wleklak zaczął mnie już uczyć podstaw. Ja mam taki problem, że moja żona jest bardzo dobra w języku duńskim. Jest mi za łatwo, bo mogę z nią rozmawiać w moim ojczystym języku. To jednak prawda, powinienem się wziąć za lekcje.