Jose Guilherme de Toledo: W Polsce brakuje mi tylko słońca

Maciej Szarek
Maciej Szarek
Reprezentacja Brazylii to jedna z najszybciej rozwijających się kadr świata, ale o samej piłce ręcznej w pana kraju to już chyba tak nie powiemy? 

Było ciśnienie na igrzyska w Rio, a po turnieju wszystko się zmieniło. Głównie dlatego, że sponsorzy obcięli lub w ogóle wstrzymali finansowanie. To spowodowało, że wróciliśmy do czasów, gdy naszej kadrze jest bardzo trudno. Z drugiej strony, faktycznie, wyniki są coraz lepsze. Mam nadzieję, że nasz sukces w Niemczech pomoże. Mamy młody zespół, więc perspektywy nie są najgorsze.

Coraz więcej Brazylijczyków gra w Europie. Stąd ten progres?

Walczyliśmy o to od długiego czasu. Tak samo, jak walczymy o lepszą ligę w Brazylii, która teraz jest półprofesjonalna. Niektóre kluby trzymają standardy, inne w ogóle. Najlepsi gracze muszą wyjeżdżać. A, naprawdę, mamy wielu wspaniałych zawodników, tyle że każdy z nich musi emigrować, by grać na dobrym poziomie. Nie każdy tego chce. A to dla nas jedyna droga. Myślę, że ją nieco otworzyliśmy: Thiagus Petrus, Langaro, ja..

Jesteśmy pierwszą generacją po długim czasie, która przebiła się na tak dużą skalę. I mamy tego efekty. Mieliśmy też bardzo dobrego trenera w kadrze - Jordi Ribeirę, który ma wiele kontaktów i pomógł nam w tym. Zaczęliśmy więc osiągać wyniki, a w Brazylii "sprzedajemy się" jako wojownicy. I chcemy to pokazywać na parkiecie.

Wojownicy z gorącą krwią?

Tak, zgadzam się, Mamy taką mentalność, że jeśli ktoś ciągle nas uderza, uderza, uderza, to w końcu oddamy ze zdwojoną siłą. Nie będziemy stać biernie. Ale to właśnie dzięki temu chcemy zawsze być najlepsi. Jasne, inni gracze, Polacy, też chcą, ale my robimy to w trochę inny sposób. Chcemy dać coś więcej, udowodnić coś, pokazać się światu, walczyć dla naszej dyscypliny. Jak mówiłem, chcemy "sprzedawać się" jako wojownicy.

Ale czasem obraca się to przeciwko wam. Dość często ogląda pan czerwone kartki, "najgłośniejszy" pana faul to ten na Krzysztofie Lijewskim.

Piłka ręczna to czasem brutalny sport i faule się zdarzają. To normalne. Lijewski? To stara historia. Przeprosiłem go, uważam to za zamknięty rozdział. To świetny zawodnik i to był mój błąd, przyznaję.

A co do innych sytuacji: są w piłce ręcznej zasady: jeśli ktoś jest nie fair w stosunku do mnie, bądź moich kolegów z drużyny, mojej rodziny, którą teraz jest Wisła, to może liczyć się z rewanżem. Każdy z drużyny walczy za też za swoich kolegów. Czasem na granicy przepisów. Mówię np. o Bukareszcie.

Gra na drugim końcu świata od domu to duże wyzwanie dla człowieka?

To trudne być stale 10000 kilometrów od domu, który odwiedzasz raz czy dwa w roku. Musimy być naprawdę silni mentalnie. Znam przypadki takich, którzy wyjechali, nie wytrzymali, pieniądze zrobiły swoje, ale proszę mi uwierzyć, większość z nas traktuje to jako wielką szansę, szansę na zmianę swojego życia. Każdy z nas daje więc z siebie maksa. Chcemy więcej, więcej, więcej...

Znając absurdalne historie brazylijskich piłkarzy, ciężko w to uwierzyć...

Pewnie, sam lubię poimprezować, ale kiedy gram dla klubu, muszę być profesjonalistą. Nie jestem piłkarzem nożnym, oni mają zupełnie inne życia, może nie są mniej profesjonalistami, ale są inni. Zarabiają masę pieniędzy, nie mogę powiedzieć o nich złego słowa, robią, co chcą, ale ja jestem szczypiornistą, zawodowcem i myślę, że my działamy trochę inaczej niż oni. Podążam za zasadami, jakie dostałem od mamy i których nauczyłem się w szkole, że jest czas na wszystko: także na imprezę, ale i na pracę. Wszystko jest dozwolone, ale pod kontrolą i w odpowiednim czasie.

Przygotowując się do wywiadu, obejrzałem brazylijski film "Loveling". Traktuje właśnie o młodym piłkarzu ręcznym, chcącym grać w Europie i pokazuje, jak trudna jest rozłąka. Zwłaszcza dla rodziców.

Słyszałem o tym filmie. Dużo w nim prawdy. Gra w piłkę ręczną to czasem jedyny sposób, by odmienić życie. Można by wstawić w miejsce głównego bohatera mnie czy każdego innego mojego kolegę z reprezentacji i zawsze obraz byłby prawdziwy. Mam 25 lat, jestem najmłodszy w rodzinie, i wiem, że mama wciąż bardzo za mną tęskni w domu. To wymagające dla nas, bo nie widzimy się przez naprawdę długi okres. W końcu jednak rodzice zgodzili się na mój wyjazd, zrozumieli, że to mój wybór, moje życie; że kocham piłkę ręczną i mogę z tego żyć. Poza tym rodzice też chcą widzieć swoje dziecko szczęśliwym. Ja jestem szczęśliwy, grając w piłkę ręczną.

A była jakaś inna opcja?

Mogłem być... prawnikiem. Studiowałem prawo na uniwersytecie przez rok, ale wtedy zacząłem grać dla seniorskiej reprezentacji, dostałem ofertę gry w Hiszpanii, więc musiałem się na coś zdecydować. Nie mogłem tego połączyć, bo grałem w trzech kategoriach wiekowych na raz no i szykowałem się już do wyjazdu. Nie mogłem być na zajęciach. Porozmawiałem więc z moimi nauczycielami i zdecydowaliśmy, że lepiej będzie to przerwać i skupić się tylko na handballu.

Pierwszy kontrakt z Granollers podpisywałem i negocjowałem sam. Pomagał mi jedynie były wiceprezydent IHF. Gdy przenosiłem się do Płocka, był ze mną już menedżer, z którym współpracuję do teraz. Zawsze czytam jednak kontrakt, mam jakieś pomysły, ale chciałem wynająć kogoś z większym doświadczeniem.

Adaptacja do europejskiej kultury była łatwa?

Moja mama bardzo się o to martwiła. Zastanawiała się nad wszystkim, co mnie czeka. Na pewno pomogło mi to, że najpierw trafiłem do Hiszpanii. Ta różnica nie była aż tak ogromna, szybko poznałem język. Polubiłem to miejsce, dobrze wpasowałem się do zespołu. Podobnie jest w Płocku. Ludzie w klubie i poza nim robią wszystko, byśmy czuli się tutaj bardzo dobrze. Dlatego też zostaję rok dłużej. Musisz czuć się szczęśliwym w miejscu, gdzie grasz. Wtedy widać to też na parkiecie.

W Polsce coś pana zdziwiło?

To, jak bardzo Polacy są zamknięci w sobie. Zupełnie inni niż Brazylijczycy. Myślę, że po prostu trzeba o wiele bardziej zapracować na zaufanie Polaka, ale gdy ci się już uda, zyskujesz przyjaciela na całe życie, na którym możesz zawsze polegać. W Brazylii ciężej o tak zażyłą relację.

Jeśli popatrzymy na brazylijski sport, na pierwszy rzut oka jest on bardzo silny: piłka nożna, siatkówka, ręczna. Ale jeśli przyjrzymy się bliżej, zobaczymy puste stadiony i brak pieniędzy. Ładnie wygląda tylko na zewnątrz.

Zgadzam się w zupełności. Tak naprawdę w Brazylii liczy się tylko piłka nożna. Kiedy idziesz na finały ligi szczypiornistów, nawet połowa hali nie jest wypełniona. To smutne i rozczarowujące dla nas. Rok temu wspólnie z innymi zawodnikami wystosowaliśmy manifest, by poprawić sytuację piłki ręcznej w naszym kraju. Była skierowana do byłego już prezydenta federacji. Nie było pieniędzy na nic, wiemy, że w grę wchodziła też korupcja. Teraz sprawy układają się już lepiej, ale nawet gdyby nie - już nic nie możemy zrobić. Tylko grać dobrze, walczyć i reprezentować kraj.

Sport obrazuje chyba sytuację całej Brazylii - z jednej strony Pele, Copacabana i karnawał, z drugiej fawele, bieda i korupcja.

Może coś w tym być. Bo Brazylia to znacznie więcej niż te rzeczy, to przede wszystkim natura - największy las świata, gatunki zwierząt, które żyją tylko u nas, mamy góry, wspaniałe plaże - ale też ludzie: ich różnorodność, wszystkie kolory skóry, kultury... Tak, większość z nich jest biedna, ale wciąż z uśmiechem na twarzy. W Brazylii można zobaczyć tak wiele! Jest pięknie! Ta różnorodność to najcenniejsze, co mamy.

Chyba dlatego gdyby zapytać dziesięć osób czy wolałoby mieszkać w Polsce czy Brazylii, jedenaście postawiłoby na tę drugą opcję, licząc na ciepło, plaże i dobre drinki. Pan idzie pod prąd.

Ha ha! Tak może być! Ale musimy pamiętać, że to nie jest pełen obraz Brazylii. A swoją drogą - Płock to wcale nie takie złe miejsce! Moi rodzice raz odwiedzili mnie tutaj i bardzo im się podobało, mnie także. Miasto jest raczej małe, ale dzięki temu ma swoje uroki. Jest tutaj wszystko, czego potrzeba. No i jest piłka ręczna.

Obserwuj autora na Twitterze!

Czy Orlen Wisła Płock pokona Pick Szeged i awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×