HSV Hamburd, SG Flensburg-Handewitt, Vive Tauron Kielce, Vardar Skopje, Montpellier HB - to lista zwycięzców Final Four, na których przed rozpoczęciem zmagań stawiało niewielu. Wszystkie te ekipy udowodniły, że niemożliwe nie istnieje i że aby osiągnąć sukces, trzeba w niego wierzyć. Przede wszystkim pokazały jednak, że w piłce ręcznej najważniejsze jest to, by tworzyć kolektyw, drużynę. Zlepek indywidualności - nawet najwybitniejszych na świecie - nic nie da, gdy naprzeciw stoi prawdziwy zespół.
- Wydaje mi się, że jeżeli ktoś jest murowanym faworytem, to ma ciężki plecak do dźwigania. Czasami murowani faworyci mogą nie utrzymać presji, natomiast teoretycznie słabsze drużyny nie mają tego ciśnienia, grają na luzie. Wydaje mi się, że to główna siła tych ekip z drugiego planu. Tak było w ostatnich latach i dobrze jakby się powtórzyło teraz. My nie należymy do grona faworytów, ale już pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać ważne mecze, także te finałowe. Jeżeli dopisze zdrowie i łut szczęścia, może być fajnie. Nie mamy nic do stracenia, sam awans jest dla nas sukcesem. W Polsce obroniliśmy dwa trofea, teraz jedziemy nie tylko się bawić, ale też jak się uda - coś wygrać - zapowiada Krzysztof Lijewski.
Rozgrywający doskonale zna smak gry i zwycięstwa w Lanxess Arenie. - Będę miał przyjemność czwarty raz uczestniczyć w tym turnieju w barwach VIVE, raz byłem w Kolonii jako zawodnik HSV Hamburg, więc ten bagaż doświadczeń mam. Jeżeli jakiś młodszy kolega będzie potrzebował pomocy, to na pewno mu jej udzielę - zdradza 35-letni szczypiornista.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Lokalizacja finału Ligi Europy jest mocno kontrowersyjna. "To przykład prania wizerunku przez sport"
Dla wielu kieleckich zawodników sobotni mecz będzie pierwszym starciem w karierze przed 20-tysięczną publicznością. - Ten weekend to będzie wisienka na torcie całego sezonu. To jest fajna impreza, nie tylko dla kibiców i całego środowiska piłki ręcznej na świecie, ale i dla nas - zawodników. Jeden z kolegów pytał mnie, czy ta hala jest taka wielka jak się wydaje w telewizji. Powiedziałem mu, że to jest chyba największy obiekt zamknięty w Europie i ludzi jest bardzo dużo. Ci, którzy jeszcze nie grali przed taką publicznością, będę mieli doskonałą okazję, by się przekonać jak to jest - mówi Lijewski.
Czy presja nie sparaliżuje młodych graczy żółto-biało-niebieskich? - Czas pokaże, każdy inaczej reaguje na sytuacje stresowe. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Niektórzy mogą sobie z tym ciśnieniem z trybun poradzić lepiej, inni gorzej. Mam nadzieję, że nasi młodzi zawodnicy dadzą radę. Są już doświadczeni - bo grają w dobrej drużynie oraz w tym sezonie mieli okazję mierzyć się z trudnymi przeciwnikami w pięknych halach - wtedy to ciśnienie wytrzymywali, więc czemu mieliby tego nie zrobić w sobotę i niedzielę?
Pierwszy weekend czerwca to będzie prawdziwe święto piłki ręcznej. Nie tylko kibice czekają na ten czas przez cały rok. - Na pewno jest lepiej grać przy takiej publiczności, niż przy pustych trybunach. Ja zawsze mówiłem, że dla zawodników największą karą jest granie dla pustych krzesełek, bo my gramy głównie dla kibiców, którzy chcą nas oglądać. Cieszę się, że będzie tylu ludzi, że jadą kibice z Kielc. Będzie dla kogo grać - uśmiecha się zawodnik.
Lijewski w ostatnich miesiącach zmagał się z problemami zdrowotnymi. Rozgrywający wciąż odczuwa efekt urazu dłoni. - Ręka cały czas mi doskwiera i czuję dyskomfort, ale nie szukam wymówek. Jest koniec sezonu, mamy lekarza, który opiekuje się mną i moją ręką. Przed meczem dostaję suplementy, które podczas zawodów pozwalają zapomnieć o bólu - wyjaśnia.
Zobacz też: Imponujący rekord kielczan. PGE VIVE zespołem wszech czasów