Za wolno, zbyt bojaźliwie, apatycznie. Przy tak niemrawej i nerwowej grze nie dało się wywieźć w pole mocno stojące na nogach Serbki. Stawka paraliżowała, Polki zdawały sobie sprawę, że to nie tylko dwumecz o MŚ 2019, ale także o przyszłość kobiecej kadry. Tylko udział w czempionacie mógł otworzyć i tak krętą drogę do igrzysk. Gdy trener Leszek Krowicki cztery lata temu obejmował reprezentację, właśnie wyjazd do Tokio był jednym z jego podstawowych zadań. Niestety, Biało-Czerwone boleśnie wyrżnęły na pierwszej przeszkodzie.
Duet Kristina Liscević - Jovana Stoiljković rozmontował naszą defensywę. Rewanż na własnym parkiecie nie okaże się atutem, skoro Serbki wypracowały tak dużą przewagę, że mogą powoli bukować bilety na grudniowy turniej. Mecz był egzekucją, od 35. minuty Polki wyglądały na zupełnie zrezygnowane i zdezorientowane. Było aż nieprzyjemnie patrzeć na tę demolkę.
Zaczęło się idealnie. Po przechwycie do kontry ruszyła Mariola Wiertelak, absolutna nowicjuszka w meczu o tak dużą stawkę. Serbska bramkarka Kristina Graovac próbowała przeciąć podanie, ale kilkanaście metrów przed własną bramką zrobiła to tak niefortunnie, że wycięła Wiertelak. Ewidentna czerwona kartka, od 3. minuty Serbki zostały jedynie z Jovaną Risović. Polki nie sprawdziły jednak bramkarki, bo... w ogóle niewiele rzutów leciało w jej kierunku.
ZOBACZ WIDEO Liga Mistrzów. Petar Nenadić: Mamy równe szanse na finał. Nie mamy przed sobą sekretów
Atak pozostawiał mnóstwo do życzenia. Albo nazwijmy to bez ogródek - był koszmarny. Pierwsza bramka z dystansu w 10. minucie, multum zablokowanych rzutów, odrętwiałość na serbskiej połowie. Aleksandra Zych jako jedna z niewielu udźwignęła ciężar. Prawej rozgrywającej bardzo dobrze zrobił pobyt w Metz. W CV pojawiało się mistrzostwo i Puchar Francji (CZYTAJ), ale co ważniejsze, było widać znaczny progres umiejętności. Po wejściu cztery akcje, trzy bramki i wywalczony karny. Serbki aż kręciły głowami. Szkoda, że tylko wtedy.
Rywalki nie prezentowały niczego nadzwyczajnego. Wystarczyło kilka szybszych kroków i Polki przypominały dzieci we mgle. Do siatki wpadało prawie wszystko, głównie z rozegrania. Niektóre zachowania naszych szczypiornistek nieprawdopodobnie irytowały. Czysta pozycja ze skrzydła i rzut w bandy, ścianę, trybuny. Tylko nie w kierunku bramki. Przechwyt, jedno podanie i zgubiona piłka. Czasem strata nawet bez podania. Statystowanie w obronie, ospałość, opieszałość. Panika pod bramką Serbek. Można tak napisać całą litanię.
Wystarczyło 10 minut po przerwie, by strata urosła z 6 do 13 goli. Gdyby nie indywidualne wejścia Kingi Achruk, skończyłoby się różnicą 20 bramek. Jeśli nie większą. Biało-Czerwone nie istniały, wyglądały jak zespół z handballowego trzeciego świata.
Trudno uwierzyć, żeby w rewanżu cokolwiek miało się zmienić. To przykry koniec marzeń o igrzyskach.
El. MŚ 2019. 1. mecz:
Serbia: Risović 1, Graovac - Kovacević, Krpez Slezak 5, Lavko 6, Liscević 6, Milojević, Mitrović, Nikolić, Pop-Lazić 2, D. Radojević 1, T. Radojević, Radosavljević 3, Risević, Stevin 2, Stoiljković 7, Agbaba.
Polska: Płaczek, Gawlik - Achruk 8, Buklarewicz, Janiszewska 1, Kobylińska 1, Kudłacz-Gloc, Łabuda, Matuszczyk 1, Nowicka, Rosiak 2, Sobiech 1, Szarawaga 1, Wiertelak, Wołoszyk, Zych 4.
Zobacz też:
Talant Dujszebajew: Nie lubię się gryźć w język
Wybierz najlepszych zawodników Ligi Mistrzów!