Sławomir Bromboszcz: Po spadku Viretu Zawiercie do II ligi postanowił pan wraz z Krzysztofem Kurełkiem kontynuować swoją karierę w MTS-ie Chrzanów, czy była to dobra decyzja?
Tomasz Przybyła: Według mnie była to bardzo dobra decyzja. W barwach Viretu grało mi się bardzo dobrze jednakże kontuzje i niedyspozycja czołowych zawodników spowodowały, że w drugiej rundzie zdobyliśmy zaledwie trzy punkty i z 6. miejsca po pierwszej rundzie skończyliśmy na miejscu spadkowym. Chęć grania na wyższym szczeblu rozgrywek skłoniła mnie do rozmów z zarządem MTS-u. Jak się okazało obie strony dogadały się i mogłem w tym sezonie reprezentować barwy chrzanowskiego MTS-u. Podczas występów w barwach MTS-u miałem możliwość częstego grania, a o to przede wszystkim chodzi każdemu zawodnikowi, dlatego też podjęta decyzja była jak najbardziej słuszna.
Szybko wywalczył pan sobie miejsce w pierwszej siódemce MTS-u. Wygląda więc na to, iż na pozycji kołowego w drużynie z Chrzanowa brakuje klasowych zawodników?
- Moim celem po przyjściu do Chrzanowa było pokazanie się z jak najlepszej strony i wywalczenie sobie miejsca w pierwszym składzie. Jak czas pokazał udało mi się to i z tego powodu jestem bardzo zadowolony. Mimo tego, iż wywalczyłem sobie miejsce w pierwszej siódemce zawsze czułem oddech na plecach i zdrową rywalizację ze strony moich kolegów, mianowicie Łukasza Kobieli i Mateusza Uraza. Z pewnością nasza trójka tworzyła jakiś wspólny kolektyw począwszy od młodszego Mateusza poprzez mnie i doświadczonego Łukasza.
W pana grze imponuje łatwość dochodzenia do pozycji rzutowych, jednak zdecydowanie gorzej bywa ze skutecznością. Z czego wynikają kłopoty z wykończeniem akcji?
- Przez cały sezon starałem się pokazać trenerowi, iż może na mnie liczyć zarówno jeśli chodzi o grę w ataku jak i w obronie. W obronie bardzo dobrze się czuję i starałem się nigdy w tym elemencie nie oszczędzać. Niestety czasem ma to oddźwięk w ataku, kiedy zawodnik dochodzi do pozycji rzutowej i brakuje sił oraz koncentracji by wykończyć skutecznie akcje. Może ten akurat czynnik miał wpływ na moją skuteczność, a może ambicja i chęci, które czasem nie pozwalały utrzymać nerwów na wodzy. Podsumowując pod względem skuteczności według mnie cały sezon nie był aż tak zły, ale z pewnością negatywny obraz zostawił ostatni mecz rozgrywek z Radomiem, który należał do najmniej skutecznych meczów w moim wykonaniu. Teraz jest już po sezonie staram się o tym zapomnieć choć wiem, że lepszą skutecznością w tym meczu mogłem przechylić szalę zwycięstwa na stronę Chrzanowa tym samym przyczynić się do tego, że drużyna zakończyłaby sezon na 5. miejscu.
Jest pan zadowolony ze swojej postawy w minionych rozgrywkach?
- Niestety nie jestem zadowolony. Myślę, że moja gra w obronie była na poprawnym poziomie, jednakże nie jestem zadowolony z gry w ataku. Nie pamiętam tak niskiej średniej bramek na mecz. Grając w poprzednich latach w zespole Viretu Zawiercie czy też Pogoni Zabrze moja średnia bywała dwukrotnie wyższa. Staram się dążyć do tego by było lepiej, a pod tym względem zrobiłem mały krok w tył. Nie zniechęca mnie to, a nawet mobilizuje do tego by w przyszłym sezonie poprawić ten element mojej gry.
Zespół z Małopolski rozgrywki I ligi zakończył na 7. miejscu. Jak pan oceni ten wynik?
- Myślę, że to miejsce nie było złe biorąc pod uwagę fakt, że wygrywając ostatni mecz z Radomiem (a nie tylko remisując) zajęlibyśmy 5. miejsce. Biorąc pod uwagę, iż zespół był po delikatnej przebudowie, gdzie odszedł z drużyny czołowy zawodnik MTS-u Marcin Skoczylas i przyszło trzech innych zawodników to wynik końcowy nie był zły. Jak czas pokazał wraz z upływem sezonu drużyna grała coraz lepiej. Początek drugiej rundy był wręcz wyśmienity, kiedy mięliśmy zwycięską passę. Niestety potem kontuzje zawodników, którzy zawsze wnosili sporo do gry zespołu (Wiesław Zduń, Adam Bobowski i Grzegorz Kozłowski) miały swój oddźwięk i brakło troszkę by w wyrównanych meczach przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wtedy nasz dorobek punktowy byłby nieco lepszy, a co za tym idzie i pozycja w tabeli końcowej wyższa. Piłka ręczna to dynamiczny sport i w każdej drużynie podczas sezonu mogą wystąpić kontuzje, więc cieszę się z tego wyniku jaki drużyna osiągnęła, choć jestem przekonany, że w zasięgu był nieco lepszy wynik.
Pierwsza liga jest tak wyrównana, że szereg zespołów nie mających aspiracji i pieniędzy na Ekstraklasę wychodzi z założenia by jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie w I lidze. Liga już nie pierwszy raz pokazała, że każdy może wygrać z każdym, czego idealnym przykładem może być zespół Białej Podlaski, który walcząc o utrzymanie zremisował z pewnym kandydatem do awansu Pogonią Zabrze. Dlatego też nawet te 7. miejsce MTS-u i pewne utrzymanie w lidze nie było aż tak złym wynikiem.
Jaki mecz w barwach MTS-u utkwił panu najbardziej w pamięci?
- Najbardziej utkwił mi w pamięci mecz z Gwardią Opole. Drużyna przyjezdnych przed rozpoczęciem sezonu była typowana jako pretendent do awansu i do Chrzanowa w meczu rewanżowym przyjeżdżała w roli faworyta. O tyle o ile wyrównana była pierwsza połowa to druga odsłona była w naszym wykonaniu wręcz wymarzona. Dobra gra w obronie i spore wsparcie w bramce dało efekt jednej puszczonej bramki w drugiej połowie. Nigdy czegoś takiego nie doznałem i chyba już nie doznam i miło mi, że to akurat ja byłem w szeregach drużyny zwycięskiej.
Ma pan jakieś szczególne wspomnienia związane z Chrzanowem, coś pana zaskoczyło w klubie?
- Na początku trochę obawiałem się przyjęcia w zespole. Chrzanów zawsze słynął z tego, że w szeregach drużyny są sami, bądź prawie sami wychowankowie i zawodnicy z zewnątrz mogą nie być mile widziani. Szybko się jednak okazało, że moje obawy były bezpodstawne. Zawodnicy jak i trener przyjęli mnie i myślę, że również moich kolegów bardzo miło, co pozwoliło nam szybko wkomponować się w zespół.
Dlaczego żegna się pan z MTS-em Chrzanów?
- Nie ukrywam, że tuż po zakończeniu sezonu nic nie wskazywało na to, że opuszczę zespół. Uważam, że rok nie był stracony, a w przyszłym sezonie, kiedy drużyna byłaby już dużo bardziej ograna mogłaby grać tylko lepiej. Słyszane pogłoski o powrocie Marcina Skoczylasa dodatkowo utwierdziły mnie w tym, że w nadchodzącym sezonie możemy być zespołem, z którym każdy będzie musiał się liczyć. Po zakończeniu sezonu w drugiej połowie maja otrzymałem propozycję rozmów z klubu Viret Zawiercie. Przedstawiono mi plany klubu na przyszły rok i orientacyjne warunki, na których miałbym powrócić do Zawiercia. Grę i atmosferę w klubie Viret Zawiercie wspominam bardzo dobrze i stąd też oferta powrotu do Viretu wydała mi się bardzo interesująca. Nie ukrywam, że sezon gry w Chrzanowie nie był przynajmniej jak dla mnie zbyt udany. Liczę, że w Zawierciu będę miał możliwości pokazania się z lepszej strony niż w tym sezonie.
Od nowego sezonu wraz z Krzysztofem Kurełkiem będzie pan bronił barw Viretu Zawiercie, co zadecydowało o kontynuowaniu kariery w tym właśnie klubie?
- Tak jak już wspomniałem czasy gry w Zawierciu wspominaliśmy z Krzysztofem Kurełkiem nie raz. Grając w Virecie zaskoczyła nas bardzo pozytywnie atmosfera w szatni, na boisku, na trybunach oraz dobra współpraca z trenerem Krzysztofem Adamuszkiem. Ruchy Zawiercia idące w kierunku tego by zespół walczył o awans do I ligi dodatkowo mnie mobilizowały. To, że Krzysztof Kurełek również dołącza do Viretu było dla mnie ważne, gdyż gram z nim już parę ładnych lat i nasza współpraca układa się bardzo dobrze. Te wszystkie czynniki miały wpływ na to, że zdecydowałem się w przyszłym sezonie na reprezentowanie barw tego właśnie klubu.
Działacze Viretu stawiają sobie ambitny cel powrotu do I ligi. Czy w tak mocnej stawce, w której znajdują się Unia Tarnów i Czuwaj Przemyśl zespół z Zawiercia będzie w stanie zająć miejsce dające prawo gry na zaplecze ekstraklasy?
- Przed rozpoczęciem sezonu każda drużyna określa sobie jakiś cel. Nie ukrywam, że cel postawiony przez działaczy Viretu jest ambitny, ale to tylko mobilizuje mnie do tego by wspomóc ten zespół w realizacji planów. Oprócz mnie w szeregi Zawiercia dołączy jeszcze kilku zawodników, którzy z pewnością wspomogą zespół w walce o awans. Zadanie nie jest łatwe, gdyż wspomniane powyżej drużyny również będą chciały awansować do wyższej klasy rozgrywkowej ale myślę, że jesteśmy w stanie bić się o ten cel. Myślę, że jako drużyna, w szeregach której jest kilku doświadczonych zawodników i sporo młodzieży mamy szanse na to by się ogrywać i walczyć z każdym o punkty. Teraz czeka nas ciężki okres przygotowawczy, który musimy dobrze przepracować, by w dobrej dyspozycji przystąpić do rozpoczynających się we wrześniu rozgrywek.
Ma pan swojego idola sportowego, szczypiornistę na którym stara się wzorować?
- Wielu.
Ma pan swoją ulubioną drużynę handballową?
- Magdeburg.
Ma pan jakieś hobby poza piłką ręczną?
- Motoryzacja i informatyka.