Liga Mistrzów. Montpellier HB wciąż z patentem na PGE VIVE. Kielczanie z drugą porażką z rzędu

PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: zawodnik PGE VIVE Kielce Krzysztof Lijewski (z prawej) i Benjamin Afgour (drugi od prawej) z Montpellier HB
PAP / Piotr Polak / Na zdjęciu: zawodnik PGE VIVE Kielce Krzysztof Lijewski (z prawej) i Benjamin Afgour (drugi od prawej) z Montpellier HB

Trzeci raz z rzędu szczypiorniści Montpellier HB wygrali w Hali Legionów. Francuzi nawet bez swoich liderów pokonali PGE VIVE Kielce w 4. kolejce Ligi Mistrzów 29:27.

Kiepska statystyka nie wróżyła dobrze mistrzom Polski przed pojedynkiem z Montpellier HB. Francuska drużyna jest jedną z niewielu ekip, które mogą pochwalić się tym, że dobrze wiedzie im się w Hali Legionów. Gracze Patrice'a Canayera wygrali dwa ostatnie spotkania w Kielcach i udowodnili, że mają sposób na żółto-biało-niebieskich.

- Mają zawodników, którzy jeszcze półtora sezonu temu wygrywali Ligę Mistrzów. Marin Sego złapał świetną formę w bramce, a to, co zagrał przeciwko Telekomowi Veszprem było czymś niesamowitym. Gramy jednak u nas w domu i liczymy na dwa punkty. Przegraliśmy z nimi ostatnie dwa spotkania u siebie. Odkąd jestem trenerem, graliśmy z nimi w Kielcach cztery razy i trzy mecze wygrali oni - takie liczby świadczą o nich bardzo dobrze- przestrzegał trener mistrzów Polski Talant Dujszebajew.

Wszyscy zdawali sobie przed meczem sprawę, że Francuzi będą bardzo groźni, ale wiedza, to jedno, a zmierzenie się z nią, to zupełnie inna sprawa. Żółto-biało-niebieskim zadanie ułatwić miała absencja gwiazd - Melvyna  Richardsona, Diego Simoneta, Gilberto Duarte i Jonasa Truchanoviciusa. Nie ułatwiła.

ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]

Problemy, z którymi żółto-biało-niebiescy mierzyli się w Porto i Płocku wróciły jak bumerang. Zdecydowanie lepiej spotkanie rozpoczęli goście, kielczanie znów mieli kłopoty ze skutecznością, czytaniem gry rywali, a także zrozumieniem się w ofensywie, a co za tym idzie budowaniem ataków pozycyjnych. Francuzi szybko wykorzystali zagubienie gospodarzy i błyskawicznie wyszli na prowadzenie.

Już w 12. minucie z boiska zszedł wściekły na siebie Andreas Wolff. Między słupkami zastąpił go Mateusz Kornecki i kapitan zespołu szybko miał okazję, by brawami nagrodzić parady młodszego kolegi. Skuteczne obrony 25-latka były jednak jak kropla w morzu potrzeb - Francuzi cały czas kontrolowali tempo zawodów.

Po wyjściu z szatni kielczanie zbliżyli się do rywali na jedno trafienie, ale nie udało im się pójść za ciosem. Gracze Montpellier błyskawicznie uspokoili grę, rzucili trzy bramki z rzędu i mistrzowie Polski znów musieli gonić. Sytuacja powtórzyła się na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem sędziów. Gospodarze znów zmniejszyli straty do jednego oczka, ale do remisu już nie doprowadzili. Gdy Francuzi poczuli oddech na karku, powtórzyli wyczyn sprzed kilku minut, ale tym razem odskoczyli na cztery gole.

W 54. minucie można się było zastanawiać, czy sprawdzi się stara maksyma mówiąca "do trzech razy sztuka". Po rzucie karnym Julena Aguinagalde na tablicy wyników widniało bowiem 25:26. Z linii siódmego metra natychmiast odpowiedział jednak Kyllian Villeminot i mistrzowie Polski znów znaleźli się w trudnej pozycji. Nie udało się i tym razem.

Gdy na nieco ponad minutę przed końcową syreną Kevin Bonnefoi obronił rzut karny, a Villeminot chwilę później pokonał Wolffa jasne stało się, że tego meczu już się kielczanom nie uda uratować.

Liga Mistrzów, 4. kolejka:

PGE VIVE Kielce - Montpellier HB 27:29 (12:14)

PGE VIVE Kielce: Kornecki, Wolff - Karacić, A. Dujshebaev, Pehlivan, Aguinagalde, Janc, Lijewski, Jurkiewicz, Kulesz, Moryto, Fernandez Perez, Karaek, Guillo.

Montpellier: Sego, Bonnefoi, Portner - Villeminot, Descat, Grebile, Tskhovrebadze, Bos, Mengot, Pettersson, Porte, Lenne, Afgour, Soussi.

Źródło artykułu: