Plan na ostatnie kolejki był jasny. Komplet zwycięstw w czterech spotkaniach, inaczej nie byłoby czego szukać w Lidze Mistrzów. Problem w tym, że trener Sabate musiał kombinować na wszelkie sposoby, by w ogóle zmontować sensowną siódemkę. Wprawdzie do protokołu wpisał kontuzjowanych ostatnio Alvaro Ruiza, Philipa Stenmalma, Konstantina Igropulo i Żigę Mlakara, ale pełnili rolę wyłącznie straszaków.
ZOBACZ: Azoty bezradne w Zabrzu
Wisła znowu zagrała w maksymalnie okrojonym składzie. Miejsce na prawym rozegraniu zajął skrzydłowy Jerko Matulić, w prawym narożniku pojawił się lewoskrzydłowy Przemysław Krajewski. Jego praworęczność w niektórych momentach okazała się atutem (właściwie elementem zaskoczenia). Reprezentant Polski decydował się na rzuty z pozycji nietypowych dla mańkuta, czym całkowicie gubił rywali.
Przy tak okrojonych możliwościach wyboru Wisła musiała dać "coś ekstra". W Bukareszcie jedyni trzej zdrowi rozgrywający umordowali się niemiłosiernie przez 60 minut, próbując złamać obronę Dinama. Z Niedźwiedziami bramki nie wymagały aż tak wielkiego wysiłku z ich strony, solidnie pracowali bowiem obrońcy. Sabate postawił na trzy wieże w środku, Igora Źabicia, Renato Sulicia i Mateusza Piechowskiego. Nieraz dali się zwieść, ale przejmowali też piłki i uruchamiali kontry. W przeciwieństwie do poprzednich meczów w Lidze Mistrzów, nie zawodziła skuteczność i Nafciarze zdołali wypracować przewagę.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #9: Artur Mikołajczewski. Powrót z zaświatów
Trudy spotkania dobrze wytrzymywał Niko Mindegia. Hiszpan zaskakiwał rzutami zza obrony, grał za dwóch, przykrywał obecność na parkiecie Matulicia, nieprzyzwyczajonego do występów na prawym rozegraniu. Drugim z ojców zwycięstwa został Krajewski. Nie przypominamy sobie równie energetycznego kadrowicza, który wykorzystywał każdą możliwą okazję, nawet przy odrobinie wolnego miejsca. W drugiej połowie stanął w przeciwległym narożniku i raz po raz karcił Niedźwiedzie. Był to jeden z jego najlepszych występów podczas 3,5-rocznego pobytu w Płocku.
Sił ubywało, podstawowi obrońcy otarli się o trzecie wykluczenie, ale Wisła nie wypuściła zwycięstwa. Sulić wykorzystał swoje cwaniactwo, Szita kilka razy wdarł się na szósty metr i rosyjscy bramkarze tylko rozkładali ręce. Dwa punkty pozwoliły złapać Nafciarzom potężny łyk powietrza, zwłaszcza że wcześniej GOG "tylko" zremisował z IFK Kristianstad 37:37 (ZOBACZ) i różnica do miejsca gwarantującego awans wynosi tylko dwa punkty.
Orlen Wisła Płock - Czechowskie Niedźwiedzie 34:28 (18:15)
Wisła: Morawski, Stevanović - Mindegia 10/2, Krajewski 8, Sulić 5, Szita 5, Mihić 2, Matulić 3, Góralski, Piechowski, Źabić 1, Czapliński
Karne: 2/4
Kary: 10 min. (Szita, Piechowski - po 4 min., Mihić - 2 min.)
Czechowskie: Pawlenko, Gruszko - Santałow 5, K. Kotow 6, Furcew 3, A. Kotow 4, Ostaszczenko 2, Kosorotow 4, Maslennikow 1, Kisielew, Karłow 1, Korniejew 1, Wasiliew 1, Andrejew, Kumarow 1, Kamieniew
Karne: 2/2
Kary: 6 min. (A. Kotow - 4 min., Kisielew - 2 min.)