Piłka jest po stronie trenera - rozmowa z Łukaszem Szczuckim

Łukasz Szczucki ma za sobą bogatą karierę zawodniczą. Zanim wyjechał do Europy Zachodniej, występował między innymi w Wiśle. Kilka miesięcy temu wrócił do Płocka. Teraz próbuje swoich sił jako dyrektor sportowy. Jego pierwszym poważnym sukcesem na tym stanowisku jest pozyskanie pięciu znaczących graczy z zagranicy.

Tomasz Paszkiewicz: Sfinalizowany został szósty transfer Wisły przed rozpoczęciem nowego sezonu. Zanosi się na to, że już ostatni. Ale chyba zdecydowanie najważniejszy.

Łukasz Szczucki: Szczerze mówiąc dla mnie, jako dyrektora sportowego, wszystkie transfery były bardzo ważne. Chcieliśmy sprowadzić do Płocka zawodników lepszych, niż ci, którymi dysponowaliśmy. Chodziło nam nie tylko o to, aby nasi gracze mieli się od kogo uczyć, ale również o uniknięcie sytuacji z ostatnich play-offów, gdy nie mieliśmy równorzędnych zmienników. Niektórzy musieli grać całe mecze zarówno w ataku, jak i w obronie, co później mściło się na nas, gdy naszym graczom brakowało już sił. Teraz na szczęście mamy już kompletny zespół. Lars to zawodnik, który przyszedł do Płocka jako ostatni, a jego nazwisko jest doskonale znane w świecie piłki ręcznej. Dlatego jego pozyskanie określone zostało jako "wisienka na torcie". Musimy jednak pamiętać, że same nazwiska nie grają. Liczy się cały zespół. W tej chwili piłka jest po stronie trenera Flemminga Olivera Jensena, który w bardzo krótkim czasie musi z grupy doskonałych zawodników stworzyć dobrze rozumiejący się kolektyw. Jestem przekonany, że mu się to uda.

W Płocku pojawił się prawie cały nowy zespół. Jedyna pozycja, która przed sezonem nie została wzmocniona, to bramka. Trzeba przyznać, że tak dużych i spektakularnych sezonów w Wiśle jeszcze nie było. Nawet, gdy do Płocka przyszli Damian Wleklak, Krzysztof Lijewski i Damian Drobik, czyli świeżo upieczeni Mistrzowie Polski z Wybrzeża Gdańsk.

- Jeśli ktoś z uwagą przygląda się temu, co od pół roku dzieje się w Wiśle w sekcji piłki ręcznej, zauważył z pewnością, że doszło w tym czasie do zmian o rewolucyjnym wprost charakterze. Szczerze mówiąc, po objęciu stanowiska dyrektora sportowego miałem bardzo wielu wrogów. Byli to ludzie, którzy nie zgadzali się z odsunięciem od składu niektórych zawodników, z zatrudnieniem zagranicznego szkoleniowca. Tymczasem trener Flemming Oliver Jensen w bardzo krótkim czasie zdołał udowodnić, że były to decyzje właściwe. Wisła zdecydowanie zmieniła sposób gry, a co najważniejsze stała się zespołem nie tylko na boisku, ale również poza nim. Ludzie przychodzili na treningi uśmiechnięci. Pracowali na zajęciach bardzo ciężko, ale wiedzieli doskonale, dlaczego. To właśnie jest sytuacja, do której dążyliśmy. Jeśli spojrzymy wstecz, obecne transfery faktycznie można ocenić jako bardzo spektakularne. Wcześniej nie było to możliwe, ale niekoniecznie ze względów finansowych, ale ze względu na nieco inną politykę transferową. Cieszę się, że udało mi się doprowadzić wszystkie transfery do końca. Spora w tym zasługa zarządu klubu, który niezwykle przychylnie potraktował wszystkie nasze prośby.

Słyszałem opinię, z którą zapewne powinieneś się zgodzić, że zbudowanie tak mocnej ekipy to jeden ze sposobów na to, aby szczelnie wypełnić nową halę, która ma być oddana do użytku w przyszłym roku.

- Bezwzględnie masz rację, chociaż osobiście wolałbym, abyśmy już w tym sezonie mogli grać w nowej hali. Cieszę się jednak, że jest budowana i to w tak wielkim tempie. Każdego dnia, przychodząc do pracy, sprawdzam, jak wyglądają postępy przy budowie. Tempo prac jest oszałamiające. Nasza hala Chemika była określana jako nasz "ósmy zawodnik". Mam nadzieję, że podobnie będzie również z nowym obiektem. Liczę na to, że naszą grą w tym sezonie przekonamy płockich kibiców, że warto przychodzić na nasze mecze.

Nasza liga wyraźnie się polaryzuje. Po tegorocznych transferach liczyć się będą Wisła i Vive, a po nich będzie olbrzymia przepaść. Trzeba jednak będzie bardzo uważać, aby zlekceważenie jednego z przeciwników nie przyniosło nam przykrej niespodzianki.

- Mam pełne zaufanie do zawodników, których zatrudniam. Profesjonalistę od gracza, który profesjonalistą chciałby zostać różni przede wszystkim podejście do tego, co robi. Na każdy mecz wychodzi się po to, aby wygrać go jak największą różnicą bramek. Jestem przekonany, że tak właśnie grała będzie nasza drużyna.

Największym tegorocznym wyzwaniem będzie dla Wisły gra w Pucharze EHF. Teoretycznie w tych rozgrywkach powinno być trochę łatwiej, niż w Lidze Mistrzów. Jednak już pierwszy przeciwnik będzie sporym wyzwaniem. Nie można zlekceważyć Islandczyków, bo może się to skończyć tak, jak w przypadku futbolistów Wisły i ich klęski z Levadią Tallin.

- Tak naprawdę obecnie w piłce ręcznej nie ma łatwych przeciwników. Tym bardziej, że Puchar EHF jest swoistą loterią, w której wszystko zależy od losowania. Można już na początku wpaść na zespół niemiecki, hiszpański lub węgierski. Równie dobrze jednak można wylosować zespół, który nie postawi nam aż tak mocnych warunków. Umówmy się jednak, że w tych rozgrywkach nie możemy liczyć na spotkanie "chłopców do bicia". W Pucharze EHF występują zespoły, które zajmowały drugie miejsce w swoich ligach. Do każdego rywala musimy więc podchodzić z szacunkiem i należytą koncentracją.

Może jednak powinniśmy sobie powiedzieć, że skoro potrafiliśmy pokonać Hiszpanów i Niemców w transferowej wojnie o Larsa Mellera Madsena, to możemy okazać się lepsi od nich również w sportowej walce na boisku.

- Nie ściągaliśmy do Płocka zawodników tak wysokiej klasy, aby się wiecznie tłumaczyć z niepowodzeń, aby mówić, że to jeszcze zbyt wysoka półka. kibice mogą być pewni, że zrobimy wszystko, aby zajść w pucharach jak najdalej. Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, o którym w mediach prawie w ogóle się nie mówi. Każdy podkreśla, że do Płocka przyszli doskonali zawodnicy, więc teraz będziemy mieli "samograj". Trzeba jednak każdego z tych graczy wkomponować w drużynę. Pięciu z sześciu pozyskanych zawodników to obcokrajowcy. Musimy zrobić wszystko, aby każdy z nich czuł się dobrze nie tylko na boisku, ale i poza nim. A to nie jest tak proste, jak się niektórym wydaje. Wiem o tym z własnego doświadczenia, bo pięć lat grałem na zachodzie Europy. Po to jednak mamy takiego trenera, aby w jak najkrótszym czasie zdołał wszystko poukładać.

Konieczność zgrania zespołu to jeden powód do zmartwienia. Drugim natomiast są kontuzje dwóch podstawowych graczy Wisły.

- Bardzo przeżyłem kontuzję Michała Zołoteńki. Dla mnie jest to podstawowy gracz naszego zespołu, który osiągnął wysoki poziom i nie schodzi poniżej niego. To zawodnik, który doskonale pasuje do filozofii gry preferowanej przez trenera Jensena. Michał dysponuje silnym rzutem z drugiej linii, ale również świetnie współpracujący z zespołem, kreatywny, świetnie radzący sobie w grze "jeden na jednego", a przede wszystkim bardzo dobrze radzący sobie w obronie. Można powiedzieć, że Michał jest graczem kompletnym, dlatego bardzo mnie boli, że przez najbliższe dwa-trzy miesiące będzie musiał się rehabilitować. Niezwykle pechowo kontuzję złapał Bartek Wuszter, który doznał urazu już na pierwszym treningu w hali. Niestety, w tym przypadku nie możemy zdziałać cudów. Bartek przez sześć, a może nawet osiem tygodni będzie miał nogę w gipsie. Później potrzebne mu będzie jeszcze trochę czasu, aby doszedł do siebie. Znam Bartka od wielu lat i wiem, że jest on profesjonalistą. Odbyliśmy poważną rozmowę, podczas której Wuszter zadeklarował, że zrobi wszystko, aby jak najszybciej wrócić do zespołu. Na szczęście mamy obecnie taką sytuację, że kontuzja jednego, czy nawet dwóch czołowych graczy nie przekreśla szans całego zespołu. To był również jeden z istotnych elementów naszej transferowej strategii.

Komentarze (0)