Sprawdzian na czwórkę. Dobre momenty Polaków

WP SportoweFakty / Karolina Bąkowicz / Na zdjęciu: Maciej Gębala, reprezentant Polski
WP SportoweFakty / Karolina Bąkowicz / Na zdjęciu: Maciej Gębala, reprezentant Polski

Polacy wyciągnęli wnioski. Kadra szczypiornistów zagrała niezłe zawody w drugim spotkaniu ze Szwedami, ale przegrała 28:32.

Pod pewnymi względami Polacy wyglądali lepiej niż dwa dni wcześniej. Kamil Syprzak nawiązał do jesiennych spotkań PSG i kolekcjonował trafienia. Maciej Gębala podniósł się po kiepskim występie w Malmo, pracował za dwóch, tym razem nie marnował okazji i dobrze współpracował z Kacprem Adamskim. Rozgrywający Energi MKS-u dał Patrykowi Romblowi argumenty, by wysyłać kolejne powołania. Zaczął bojaźliwie, ale potem ciekawie rozprowadzał akcje i rzucał nieszablonowo. Dobra passa skończyła się po przerwie, jednak na pewno stanowił większe zagrożenie niż Melwin Beckman, który tym razem był jakby ospały i zagubiony.

Niedawny debiutant zupełnie nie radził sobie w obronie i zapewne dlatego wcześniej usiadł na ławce. Beckman często był spóźniony i zdezorientowany, Szwedzi rzucali jak na treningu. Zresztą właśnie do obrony można mieć najwięcej zarzutów. Trudno nawet zliczyć, ile razy rywale zostali pozostawieni sami z Mateuszem Kornecki, szczególnie Lukas Sandell. Próby agresywniejszych wejść skończyły się czerwoną kartką dla Patryka Walczaka po niebezpiecznym ataku na Eriku Johanssonie. Polacy mogli tylko uczyć się od Szwedów organizacji gry, cierpliwego wypracowywania pozycji, aż do wolnego placu.

Pierwsza połowa nie musiała skończyć się tak wysoką różnicą (20:15). Polacy zbliżyli się nawet na dwie bramki, ale wtedy dopadła ich niemoc. Krzysztof Komarzewski dwa razy spudłował z idealnej pozycji i chyba sam Peter Johannesson nie mógł uwierzyć, że dwukrotnie z rzędu przyciągnął piłkę. Szwedzki bramkarz miał ok. 10 udanych obron przed przerwą, część z nich po wymuszonych rzutach, m.in. Rafała Przybylskiego. Rozgrywający Azotów znowu przeplatał świetne zagranie dwoma błędami, chociaż ostatecznie zaprezentował się nieźle.

Gra Polaków kręciła się wokół Michała Olejniczaka, jego indywidualnych wejść i asyst do koła, jak zawsze swoje dołożył Michał Daszek. Długo różnica właściwie nie malała, czegoś zawsze brakowało. I to pomimo kolejnego dobrego wejścia Mateusza Zembrzyckiego. Bramkarz Azotów kilka razy poskromił Szwedów w nieoczywistych sytuacjach.

W ostatnich dziesięciu minutach coś drgnęło. Defensywa nie istniała tylko teoretycznie, Szwedzi chyba po raz pierwszy w tym dwumeczu poczuli presję i kilka razy zgubili piłkę. Po golu Kamila Syprzaka było już nawet 28:26. Może gdyby Rafał Przybylski wykorzystał okazję na trzy minuty przed końcem, to jeszcze byłaby szansa na remis. Skandynawowie wkrótce wyprowadzili dwa ciosy i zapewnili sobie zwycięstwo.

Na plus druga połowa, nawet minimalnie wygrana przez Polaków. Obrońcy nie byli już mijani jak slalomowe tyczki, Szwedzi nie mieli takiej przestrzeni jak wcześniej. Na koniec swój debiut zaznaczył jeszcze Wiktor Tomczak, nastolatek tuż po wejściu obsłużył Kamila Syprzaka jak rasowy kadrowicz.

Szwecja - Polska 32:28 (20:15)

Szwecja: Johannesson, Thulin - Claar 6, Chrintz 5, Sandell 5, Gottfridsson 3, Johansson 2, Nielsen 2, Mellegard 2, Lagergren 2, Carlsbogard 1, D. Pettersson 1, F. Pettersson 1, Persson, Moeller, Wallinius, Chrintz

Polska: Kornecki, Zembrzycki - Syprzak 8/2, Olejniczak 4, Przybylski 4, Adamski 3, Daszek 3, M. Gębala 3, Czuwara 1, Beckman 1, Chrapkowski 1, Walczak, Potoczny, Komarzewski, W. Tomczak

ZOBACZ:
Hit meczem do jednej bramki
Były gracz Wisły robi furorę

ZOBACZ WIDEO: Mistrzyni olimpijska rozgrzała internautów! Była na rajskich wakacjach

Źródło artykułu: