W tym artykule dowiesz się o:
Warto szukać nowych twarzy...
Michael Biegler eksperymentów nie lubi. Przez dwa lata pracy Niemiec unikał ryzyka - w kadrze nie widzieliśmy zbyt wielu nowych twarzy. A turniej w Gdańsku pokazał, że dobrze jest szukać. Na tle Rosjan i Hiszpanów z dobrej strony pokazał się Maciej Gębala. 19-latek nie jest zawodnikiem, który już dziś może być fundamentem drużyny narodowej. Mecze towarzyskie pokazały jednak, że warto dawać mu szanse i budować na nim przyszłość.
Bardziej doświadczeni kadrowicze ciepło komentowali także postawę innego młodziana, Macieja Majdzińskiego. - Jestem pod wrażeniem jego dynamiki, skoczności i rzutu, które pokazał na treningach - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty rozgrywający, Rafał Gliński.
... ale nie wszyscy się sprawdzili
Gdański turniej był debiutem w kadrze dla Bartosza Konitza. Zawodnik, który w przeszłości przez dziesięć lat występował w kadrze holenderskiej, teraz wreszcie założył koszulkę z orzełkiem na piersi. Nie dał rady. Spalił się. Mecz z Rosją rozpoczął w pierwszym składzie i wypadł słabiutko - tracił piłki, podawał i rzucał niecelnie. Pozytywnie wypadł tylko w tyłach.
Konitz nie trafił w swój czas. Kiedy jako zawodnik Pogoni Szczecin był w życiowej formie, w kadrze grać nie mógł. Najpierw musiał odcierpiał przewidzianą przepisami międzynarodowej federacji trzyletnią karencję, później przytrafił mu się uraz. Debiutu doczekał się teraz, gdy jest w dołku. Mecze towarzyskie pokazały, że obecnie drużyna narodowa to dla niego zbyt wysokie progi.
Nie umiemy atakować...
Uboga liczba schematów ofensywnych to od lat największy problem reprezentacji Bieglera. Potwierdziły to mecze w Gdańsku. Kiedy Rosjanie w obronie grali płasko i pozwalali naszej drużynie na dużo - żarło. Indywidualna klasa rozgrywających wystarczyła, by zdobywać bramki. Atomowymi rzutami z drugiej linii imponował Karol Bielecki, a po zejściach do środka trafiali nawet skrzydłowi.
Agresywna defensywa Hiszpanów wprowadziła w nasze szeregi popłoch. Polacy nie mieli pojęcia, jak radzić sobie z ruchliwymi i wysoko wychodzącymi obrońcami. Ataki były archaiczne. Nieprecyzyjne podania hamowały akcje, traciliśmy dużo prostych piłek. Gdyby nie przestój rywali w ostatnich minutach, bramkowy dorobek Biało-Czerwonych byłby kompromitujący.
... ale obronę mamy znakomitą
Gra obronna jest za to wielkim atutem reprezentacji Polski. Linia defensywna kierowana przez Piotra Grabarczyka i Bartosza Jureckiego lub Michała Jureckiego funkcjonowała bez zarzutu. Polacy stracili w dwóch meczach tylko czterdzieści cztery gole. Duży udział mieli w tym także bramkarze, Sławomir Szmal oraz Piotr Wyszomirski.
Nie ma wątpliwości, że nasz zespół obroną stoi. Inna sprawa, że nie ma to większego przełożenia na liczbę zdobywanych bramek - Polacy w szybkim ataku czują się kiepsko; po dobrych interwencjach obrońców i golkiperów kontry wyprowadzamy rzadko. A przecież wiadomo, że w piłce ręcznej to gole najłatwiejsze.
Rozgrywający nie lubią skrzydeł
To kolejna przywara Biało-Czerwonych, która w Gdańsku objawiła się z całą okazałością. Ataków pozycyjnych kończonych rzutami ze skrzydeł było jak na lekarstwo. Z Rosjanami piłka na boki docierała pięć razy, co zaowocowało trzema trafieniami. Dzień później trzykrotnie z pozycji rzucał Michał Daszek - raz był faulowany, dwukrotnie spudłował.
Trudno zaskoczyć rywali, kiedy wiedzą oni, że polski atak jest tak ograniczony, a jedyną drogę do zdobywania bramek stanowią indywidualne popisy rozgrywających.
Azoty dają kadrowiczów
W Gdańsku zagrało aż czterech zawodników Azotów Puławy: Przemysław Krajewski, Rafał Przybylski, Piotr Masłowski oraz Robert Orzechowski. Trzej pierwsi byli pierwszoplanowymi postaciami podczas meczu z Rosją. Imponująco spisał się zwłaszcza Przybylski: wszedł na prawą stronę bez kompleksów. Pierwsze trzy akcje? Dwa gole, wykluczenia dla przeciwnika i asysta. Szkoda, że z niedzielnego spotkania wykreślił go drobny uraz.
- Współpraca z trenerem Skutnikiem przynosi efekty - mówi Masłowski. - Mocno trenujemy. Jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie, mamy siłę do biegania - dodaje Przybylski. Przynajmniej dwóch puławian ma już właściwie pewny udział w finałach mistrzostw Europy. Pozostali także nie stoją na straconej pozycji.
Polacy oddają twierdze bez walki
Polacy chcieli w tym roku budować twierdze. Dobrymi występami w meczach towarzyskich sprawić, że rywale do naszego kraju będą przyjeżdżać ze strachem. Niestety, w tym roku nie udało się obronić żadnego obiektu. Polacy przegrywali we wszystkich halach, które za kilkanaście tygodni ugoszczą finalistów mistrzostw Europy.
Polska - Brazylia 24:25 (Katowice) Polska - Dania 23:26 (Kraków) Polska - Hiszpania 20:23 (Gdańsk)
W grudniu nasz zespół odwiedzi ostatni turniejowy obiekt. Biało-Czerwonych czekają dwa mecze we Wrocławiu.
Musimy liczyć na gwiazdy
Polska ofensywa to czysta improwizacja. Całe szczęście, że mamy w składzie zawodników wybitnych i ich klasa może do sukcesu wystarczyć. Podczas meczu z Hiszpanią zatrzymanie naszych ataków wymagało wyłączenia z gry Karola Bieleckiego bądź podwyższenie obrony pod Michała Jureckiego. Koledzy grający u ich boku nie potrafili tego wykorzystać.
W styczniu powinno być inaczej. Drugą linię uzupełnią zawodnicy nietuzinkowi - Grzegorz Tkaczyk oraz Krzysztof Lijewski. Z takim arsenałem kreatywności będą miały problem najlepsze defensywy globu. Mistrzostwa świata w Katarze pokazały, że można sięgać po medale bez zaawansowanych schematów. Wystarczą poświęcenie, serce do walki, i indywidualna klasa gwiazd.