W tym artykule dowiesz się o:
Wyrzut sumienia trenerów
Od najmłodszych lat Bieleckiego ciągnęło do sportu. Zaczynał od murawy, biegał w napadzie Wisły Sandomierz, potem Siarki Tarnobrzeg. Rosłego, ale chuderlawego chłopaka wypatrzył trener Ryszard Kiliański i wziął w obroty. Ledwo 15-latek zabrał się za piłkę ręczną, a już przerastał rówieśników o głowę (nie tylko wzrostem), w rozgrywkach juniorskich zrywał siatki. Jak wielu utalentowanych chłopaków w jego wieku, pojechał do Gdańska na testy do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Wyrok trenerów: chudy jak tyczka, wątły i blady, nie nadaje się. Dwa lata później kolekcjonował bramki w ekstraklasie.
Wyrośniętego młodziana z Sandomierza przygarnęła Iskra Kielce (obecnie VIVE) i od razu rzuciła na głęboką wodę. Nie utonął, popłynął z prądem. Został objawieniem rozgrywek, jako 20-latek miał na koncie prawie 300 bramek w lidze. Na młodzieżowych mistrzostwach Europy w 2002 roku był liderem reprezentacji, która z Wojciechem Nowińskim na ławce zdobyła pierwsze i jedyne złoto w kategoriach juniorskich. Bielecki został królem strzelców. O ponoć mizernym rozgrywającym dowiedziała się cała Europa.
Rekordzista
Po młodzieżowym sukcesie 20-latek zadebiutował w pierwszej reprezentacji. I od razu zapakował Słowakom sześć goli. W Kielcach szlifowali swój diament. Bielecki rozwijał się harmonijnie, rzucał mnóstwo bramek, także w Lidze Mistrzów. Z całej Europy spływały oferty - w 2004 roku zgłosił się niemiecki Magdeburg. Wyłożył kawę na ławę: 200 tys. euro, w przeliczeniu ok. miliona złotych. Bertus Servaas nie mógł odrzucić takiej oferty. Bielecki do tej pory jest najdroższym polskim szczypiornistą.
W Magdeburgu szybko stał się pierwszoplanową postacią. Trafiał jak na zawołanie, na zakończenie trzyletniej przygody zdobył prestiżowy Puchar EHF, drugie najważniejsze europejskie trofeum. W Polsce wciąż kojarzyli go głównie fani piłki ręcznej. Po MŚ 2007 Bieleckiego wielbił cały kraj.
ZOBACZ WIDEO Ciężki okres za Łukaszem Piszczkiem. "Musiałem wyczyścić głowę z negatywnych emocji"
Idol
Zaczęło się niepozornie, pierwsze mecze MŚ 2007 przeszły bez echa, bo o sukcesach nikt wtedy nie marzył. Oprócz samych szczypiornistów. Potem zwycięstwa z Niemcami, Islandią i Słowenią, heroiczny ćwierćfinał z Rosją. Bramki Bieleckiego w półfinale i finale obserwowały już miliony. To charakterystyczny, rudowłosy rozgrywający stał się symbolem srebrnej reprezentacji Bogdana Wenty. Do niego docierały najważniejsze piłki, a Karol - kiler, jakich mało - odpalał z daleka. Osiem goli w półfinale, siedem w ćwierćfinale, żaden z Polaków nie rzucał więcej. W klasyfikacji strzelców zajął trzecią lokatę. Po turnieju przeniósł się do Rhein-Neckar Loewen, został jeszcze większą gwiazdą niż w Magdeburgu, worek z bramkami rozwiązał się na dobre.
Dwa lata później dołożył brąz MŚ, choć do udziału w turnieju musiał namawiać go Wenta. Jesienią 2008 roku - wyczerpany obciążeniami w Bundeslidze - zawiesił reprezentacyjną karierę. W styczniu 2009 roku znowu był bohaterem. Polacy wręcz cudem - po pamiętnym rzucie Artura Siódmiaka - awansowali do półfinału MŚ. Chorwaci pozbawili ich złudzeń, za to w meczu o brąz żadna siła nie byłaby w stanie zatrzymać Bieleckiego. Wcześniej wiodło mu się przeciętnie, przed ostatnim spotkaniem poszedł do fryzjera i ogolił się na łyso, chciał zacząć od zera. I w pojedynkę wygrał Polakom mecz (10 goli). Brąz powetował największe sportowe rozczarowanie. Albo jednak nie do końca...
Kac po Pekinie
Polacy jechali na igrzyska jako druga drużyna świata, oczywiście celowali w medal, nawet złoty. Wszystko wskazywało na to, że może się udać. Świetna pierwsza faza, pierwsze miejsce w arcytrudnej grupie z Hiszpanami, Francuzami i Chorwatami. I tylko jeden słabszy dzień... Fatalna pierwsza połowa ustawiła ćwierćfinał z Islandczykami, Biało-Czerwoni zerwali się zbyt późno. Przegrali 30:32 i wywalczyli jedynie piątą lokatę. Wydarzenia z Chin są jednak tylko błahostką przy tym, co jeszcze spotkało Bieleckiego...
Oko
11 czerwca 2010 roku, Hala Legionów w Kielcach. Sparing z Chorwatami na zakończenie sezonu. Przypadkowe starcie z Josipem Valciciem na zawsze zmieniło życie Bieleckiego.
Chorwaci wyprowadzali atak, Bielecki próbował przerwać akcję. Rozpędzony Valcić przypadkowo wbił kciuk w oko Polaka, który momentalnie zalał się krwią. Dopiero po czasie - w szpitalu - dowiedział się, że jest bardzo źle. Szybka interwencja, transport do Niemiec. Dwie operacje nie pomogły, oka nie udało się uratować. Stracił 1/3 pola widzenia i umiejętność widzenia przestrzennego. Najprostsze czynności przychodziły mu z trudem. 18 czerwca 2010 r., w wieku 28 lat, Bielecki ogłosił zakończenie kariery sportowej. - Będę uczył się jak najlepszego funkcjonowania z jednym okiem. Co do dalszej przyszłości, to jeszcze nie mam sprecyzowanych planów, ale na pewno znajdę sobie jakieś zajęcie - mówił po wypadku.
Niezniszczalny
Nie rozpaczał, wziął życie za rogi. Kilkanaście dni po wypadku zmienił zdanie: spróbuję. Choć większość lekarzy odradzała, wznowił treningi w specjalnych okularach chroniących drugie oko. Cztery tygodnie później zagrał w sparingu, po kolejnym miesiącu jak gdyby nigdy nic rzucił 11 goli w Bundeslidze! 11 bramek, pomimo istotnego ubytku widzenia.
Jeszcze tego samego roku spotkał się na parkiecie z Josipem Valciciem, wówczas zawodnikiem Gummersbach. Serdecznie się wyściskali, o pechowym zdarzeniu nie rozmawiali. - Po prostu go przytuliłem, obeszło się bez słów - wspomina Chorwat.
Wkrótce wrócił do reprezentacji, a w 2012 roku wybrał ofertę VIVE. Jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Odrodzenie
W Kielcach nie zawsze było kolorowo. Bogdan Wenta odstawił go na boczny tor, nie widział dla niego miejsca w składzie, Bielecki siadał na trybunach. Ikona polskiego szczypiorniaka została zmarginalizowana.
Cierpliwość popłaciła, po burzliwych latach doszedł z VIVE na szczyt europejskiej piłki ręcznej. Jego pozycję odbudował Tałant Dujszebajew. Po przyjściu do Kielc postawił na Bieleckiego i nie zawiódł się. Mnóstwo istotnych bramek, słynne "bomby" zza 9. metra, czyli pociski latające nad głowami obrońców. W niesamowitym finale Ligi Mistrzów z Veszprem trafił siedem razy, w serii karnych wygrał pojedynek z bramkarzem i wzniósł trofeum. A przecież sześć lat wcześniej myślał tylko o normalnym życiu.
Słabsze momenty miewał też w kadrze (jak i cała drużyna). Po serii przeciętnych występów Biało-Czerwoni wrócili jednak do czołówki. MŚ 2015 skończyli z brązem, a Bielecki świętował swój trzeci krążek. Nie grał tyle, co w 2007 i 2009 roku, ale z wiadomych względów medal smakował szczególnie. Najlepiej ze wszystkich.
Król i dowódca
Igrzyska w Rio de Janeiro dla wielu kadrowiczów miały być zwieńczeniem reprezentacyjnych karier. W szczypiornistach pokładano duże nadzieje, a na Bieleckim ciążył dodatkowy obowiązek - jako chorąży niósł polską flagę na ceremonii otwarcia.
Biało-Czerwoni zawiedli w fazie grupowej, cierpieli, do ćwierćfinału awansowali z czwartej lokaty. Ponad przeciętność wybijał się Bielecki, przypominający samego siebie z najlepszych lat. Dujszebajew uczynił go główną postacią reprezentacji, a snajper w swoim stylu ściągał pajęczynę z siatki i bez zawahania wykonywał karne (co stało się jego specjalnością). Razem z kilkoma kolegami odkupił winy sprzed ośmiu lat i akurat w ćwierćfinale z Chorwacją zagrał kapitalny mecz. Ba, fenomenalny, najlepszy w Brazylii, jeden z najefektowniejszych w karierze. 12 goli wprowadziło Polaków do olimpijskiego półfinału. Po jego kolejnym znakomitym spotkaniu niewiele zabrakło do finału (28:29 z Danią).
Nasi szczypiorniści wrócili do kraju bez krążka, przegrali bój o brąz z Niemcami, za to Bielecki został królem strzelców. Zachwycał przez cały 2016 roku, brak nominacji do tytułu gracza roku odebrano jako żart ze strony międzynarodowej federacji.
Legenda
- Cieszę się, że mogę odejść na własnych warunkach. Mam większe cele niż tylko polska liga, a w Lidze Mistrzów nie mogę dać tyle, ile chciałbym, więc odchodzę - wyjaśnił na konferencji po półfinale Superligi z Azotami Puławy.
Bielecki potwierdził doniesienia prasowe. Nie zamierzał rozmieniać kariery na drobne, postanowił zejść ze sceny po zakończeniu sezonu. Grał w ataku zdecydowanie rzadziej niż w poprzednich latach, na parkiecie meldował się głównie w jednym celu - rzuty karne, egzekwował je świetnie. Przy wolnej przestrzeni wciąż potrafił wyjść w górę i odpalić z daleka. Uznał jednak, że jego czas dobiegł końca: - Jest coraz trudniej grać z jednym okiem, wygląda to inaczej niż u innych zawodników, dlatego moja decyzja jest taka, by odciążyć się psychicznie i fizycznie.
Jego ostatnim meczem o stawkę będzie finał Superligi z Orlenem Wisłą Płock. Prawdopodobnie dopisze do osiągnięć siódme mistrzostwo kraju. W obszernym CV trzy medale MŚ (srebrny i dwa brązowe), zwycięstwo w Lidze Mistrzów i Pucharze EHF, tytuł króla strzelców igrzysk i siedem Pucharów Polski. 259 spotkań w kadrze, 955 goli - oba wyniki dają mu drugie miejsca w klasyfikacjach wszech czasów.
VIVE podziękuje mu z honorami. Przed startem nowych rozgrywek zorganizuje mecz pożegnalny, a ZPRP planuje uroczyste wręczenie pamiątkowej patery i reprezentacyjnej koszulki przed jednym ze spotkań w el. ME 2020.
Karol Bielecki. Po prostu legenda.