Pjongczang 2018. Borek Sedlak odpiera zarzuty. "Nie było niebezpiecznie"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Borek Sedlak jeszcze jako skoczek narciarski
Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Borek Sedlak jeszcze jako skoczek narciarski
zdjęcie autora artykułu

Olimpijski konkurs skoczków na normalnym obiekcie odbył się w anormalnych warunkach. Borek Sedlak, który odpowiada za zapalenie zielonego światła skoczkom, nie ma sobie jednak nic do zarzucenia i cieszy się, że przeprowadzono dwie serie.

Najwięcej zastrzeżeń co do rozegrania sobotnich zawodów mieli Biało-Czerwoni. Adam Małysz, dyrektor PZN-u do spraw skoków i kombinacji norweskiej, nie przebierał w słowach. Był wściekły, że jury pozwoliło wyłonić medalistów w konkursie, który trwał prawie 3 godziny i był mało sprawiedliwy ze względu na zmienny wiatr i bardzo silny mróz. Ostatecznie Kamil Stoch zajął w nim 4. miejsce, Stefan Hula był piąty. Na półmetku zmagań prowadził Hula przed Stochem.

- Emocje i ton wypowiedzi poszczególnych ekip w dużej mierze zależą od wyników konkursu - stwierdził Borek Sedlak w rozmowie z reporterem portalu skijumping.pl i dodał: - Gdybyśmy przerwali zawody po pierwszej serii, Polacy byliby szczęśliwi i mówili o perfekcyjnie wykonanej pracy przez jury. Cieszę się, że udało się przeprowadzić pełnowymiarowe zawody, bo skoki narciarskie polegają na wyłanianiu zwycięzcy poprzez dwie rundy.

W trakcie finałowej serii kilka razy można było już odnieść wrażenie, że jury jednak podda się i nie będzie próbować za wszelką cenę dokończyć zawodów. Ku niezadowoleniu wielu skoczków, trenerów i kibiców tak się jednak nie stało.

- Ze dwa razy, podczas rundy finałowej, przeszło mi przez myśl, że nie uda się ich przeprowadzić do końca. Pierwszy raz, po około dziesięciu skokach, kiedy podmuchy osiągały nawet 7 m/s. Na szczęście, sytuacja się nieco poprawiała. Drugi raz takie poczucie miałem przy okazji próby Simona Ammanna. Wówczas wiatr znów się wzmógł do siły blisko 6 m/s. Wiało mocniej niż przewidywaliśmy, ale mogę powiedzieć, że nie było niebezpiecznie - zapewnił Borek Sedlak.

ZOBACZ WIDEO Patryk Serwański: Konkurs na skoczni normalnej był absurdalny, dziwny i nieprzystający do igrzysk olimpijskich

Kilkanaście godzin po zakończeniu zawodów krytyka pod adresem jury wzrosła, gdy okazało się, że z powodu silnego wiatru odwołano zjazd mężczyzn w narciarstwie alpejskim. Skoro można był podjąć taką decyzję w tej dyscyplinie, dlaczego tego samego nie zrobiono w skokach, jeszcze bardziej narażonych na wiatr?

- Prognozy pogody są niekorzystne aż do czwartku, więc nie było sensu przekładania konkursu na inny dzień. Musimy przestrzegać pewnych zasad i jeśli wiało poniżej 4 m/s, nie było podstaw, aby nie podejmować próby rozegrania zawodów - wytłumaczył Czech.

Borek Sedlak jest byłym skoczkiem narciarskim. Przed sezonem 2016/2017 został asystentem dyrektora Pucharu Świata w skokach Waltera Hofera i odpowiada za zapalenie zielonego światła skoczkom podczas zawodów. Wcześniej był za to odpowiedzialny Słoweniec Miran Tepes.

Sobotni konkurs na normalnej skoczni w Pjongczangu wygrał Niemiec Andreas Wellinger. Srebro zdobył Norweg Johann Andre Forfang, a brąz jego rodak Robert Johansson.

Źródło artykułu: