Zbigniew Bródka: Jestem zadowolony z występu. Niedawno przeciąłem kostkę, były chwile grozy

Newspix / FOT.TEDI / Na zdjęciu: Zbigniew Bródka
Newspix / FOT.TEDI / Na zdjęciu: Zbigniew Bródka

Mistrz olimpijski z Soczi Zbigniew Bródka tym razem w biegu na 1500 metrów na igrzyskach w Pjongczangu zajął 12. miejsce. Polski panczenista podkreślił jednak, że i tak jest szczęśliwy, bo jeszcze niedawno jego występ stał pod znakiem zapytania.

- Jestem zadowolony z występu, bo dałem z siebie wszystko. Dwunaste miejsce to nie jest szczyt marzeń. Na pewno liczyłem na więcej. Pozostaje mały niedosyt. Jestem jednak szczęśliwy, że wystartowałem, bo jeszcze niedawno stało to pod znakiem zapytania. Niespełna trzy tygodnie temu upadłem podczas treningu i własną płozą przeciąłem kostkę. Miałem ranę do samej kości, założono mi siedem szwów. Były chwile grozy. Szczęście w nieszczęściu, że nie przeciąłem żadnego ścięgna. Nie byliśmy pewni, czy zdążymy z rehabilitacją i czy będę mógł stanąć na starcie w pełni sił, a to jednak się udało - mówi Zbigniew Bródka.

- Jestem szczęśliwy, patrząc także z perspektywy całego sezonu, który był dla mnie najtrudniejszy w karierze. Mimo to, wytrwałem. Najpierw przed kwalifikacjami naderwałem mięsień czworogłowy. Mimo to, wytrwałem. Później mieliśmy ciężką przeprawę w kwalifikacjach, co przypłaciliśmy brakiem awansu do biegu drużynowego. W tym momencie mogę powiedzieć, że odczuwam pewien niedosyt. Ale jestem szczęśliwy, bo ostatni czas był dla mnie bardzo trudny i pełen wyrzeczeń - podkreśla.

Zbigniew Bródka nie ukrywa, że niektóre wyniki wtorkowego biegu na 1500 metrów są dla niego zaskakujące. - Niespodzianką jest dla mnie Koreańczyk Kim Min Seok, który wywalczył miejsce na podium oraz Łotysz Haralds Silovs, który zajął czwarte miejsce. Zaraz za nimi był Japończyk Takuro Oda. Myślę, że duży niedosyt pozostaje u Norwegów, którzy na pewno liczyli na więcej. Wyniki tych zawodów pokazują, jak bardzo ten sport jest ciężki. Choć tak naprawdę w każdym sporcie niesamowicie trudno jest się utrzymać na najwyższym stopniu podium. Każdy chce zdobywać medale, a medale są tylko trzy na dystansie. Wiele rzeczy musi się złożyć, żeby powtórzyć taki sukces - wyjaśnia.

33-letni panczenista nie podjął jeszcze decyzji, co dalej z jego karierą. - Zakończyłem pewien etap. Po Soczi powiedziałem, że będę trenował dalej i będę starał się dotrwać do igrzysk w Pjongczangu. Teraz na spokojnie muszę przemyśleć, co jeszcze mogę zrobić w tym sporcie. Na pewno chciałbym pozostać przy łyżwiarstwie. Niezależnie od tego, czy będę dalej zawodnikiem. Mam duże doświadczenie, więc chciałbym wspierać młodych łyżwiarzy i podpowiadać im, jak dochodzić do tak dużych sukcesów. A czy widzę się w roli trenera? Nie mówię "nie" - podkreśla.

Bródka wierzy, że szansę na medal będą miały polskie panczenistki, które będą jeszcze rywalizowały w biegu drużynowym.

- Trzymam za nie mocno kciuki i wierzę, że są w stanie wywalczyć medal. Pokazały to już osiem lat temu w Vancouver i cztery lata temu w Soczi. Myślę, że teraz też stać je na taki sukces. Potrzeba tylko trochę szczęścia i równej dyspozycji całej trójki. To piekielnie ważne. Szczególnie w biegu drużynowym, gdzie różnice będą niewielkie. Ważne jest też, żeby cała drużyna dojeżdżała do mety. Bo w tym sporcie może być tak, że są dwie świetne zawodniczki, a trzecia nie dojeżdża do mety i robi się problem. Mocą naszych dziewczyn było to, że zawsze dojeżdżały razem. To dawało im sukces w postaci medali - podkreśla były mistrz olimpijski.

Michał Bugno z Pjongczangu

Autor na Twitterze:

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz: Wkładam na siebie, ile tylko mogę, ale twarz totalnie mi odmarzała

Źródło artykułu: