28-letni panczenista wystartował w dwunastej parze i uzyskał czas 1:46,48, z którym został sklasyfikowany na 16. pozycji.
- Liczyłem na zdecydowanie dużo lepsze miejsce. Niestety, nie udało mi się przejechać tak, jak oczekiwałem. W tym tygodniu dobrze mi się jeździło i trenowało, więc po cichu liczyłem na dobry rezultat. Myślałem, że jestem w stanie zaskoczyć, ale zabrakło ostatnich rund - mówił bardzo zawiedziony wynikiem.
- To wymierny sport i pewnych rzeczy się nie oszuka. Ani nie wieje, ani nie ma not sędziowskich. Trzeba tylko stanąć na starcie i przejechać jak najlepiej. Chciałem przejechać lepiej, ale wyszło tak, a nie inaczej - przyznał.
Szymański, który cztery lata temu wraz ze Zbigniewem Bródką i Konradem Niedźwiedzkim wywalczył brązowy medal olimpijski w biegu drużynowym, uważa, że polskie łyżwiarstwo szybkie potrzebuje dużych zmian.
- Świat poszedł do przodu i my jako zawodnicy nie jesteśmy w stanie wielu rzeczy przeskoczyć. Otoczenie też musi iść z nami do przodu, a możliwe, że tak nie jest. Norwegowie w Soczi wystąpili słabo, przegrali z nami w biegu drużynowym. Norweska federacja poszła jednak po rozum do głowy. Wrzucono tam do związku bombę atomową, po czym nagle, z sezonu na sezon, przyszli nowi trenerzy i wszystko zaczęło hulać do przodu. W Japonii zatrudniono nowych holenderskich trenerów i ich kraj też poszedł do przodu. My, niestety, zrobiliśmy krok do tyłu - ocenił.
Nie chciał jednak powiedzieć, czy jego zdaniem na Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego również powinna zostać zrzucona bomba atomowa.
- To nie jest dyskusja na teraz, na gorąco. Zresztą, to nie jest tak, że to tylko związek. Prawda jest taka, że to ja staję na starcie i w pierwszej kolejności to mnie wszyscy rozliczają. Chciałem spełnić w Pjongczangu swoje "olympic dream", ale nie wyszło - zakończył.
Michał Bugno z Pjongczangu
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz: Wkładam na siebie, ile tylko mogę, ale twarz totalnie mi odmarzała