Lekcja płynąca z igrzysk olimpijskich. Sport nie ma barw politycznych

Igrzyska olimpijskie to dla wielu okres, gdy polityka schodzi na dalszy plan. Ważniejsze jest wspieranie ulubionych sportowców. Wydarzenia z ostatnich dni pokazują, że politycy nie powinni próbować zbijać kapitału na IO. Bo marnie na tym wychodzą.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
reprezentacja Polski w Pjongczangu Getty Images / Ronald Martinez / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w Pjongczangu
Powrót do przeszłości

Pierwszą nauczkę polscy politycy otrzymali w 2006 roku. Wtedy Biało-Czerwoni bardzo długo czekali na jakikolwiek medal na zimowych igrzyskach olimpijskich w Turynie. Adam Małysz nie znajdował się w najwyższej formie. Poza sportowcem z Wisły nasza reprezentacja w skokach narciarskich nie istniała. Po cichu można było myśleć jedynie o medalowych szansach Tomasza Sikory i Justyny Kowalczyk.

Politycy PO nie chcieli czekać do zakończenia imprezy w Turynie, aby podsumować dorobek Polaków. Konferencję prasową, na której ganili rządzący wtedy PiS za zaniedbania w sporcie, zorganizowali jeszcze w trakcie trwania igrzysk. Akurat gdy wypowiadali swoje krytyczne opinie, Kowalczyk zdobywała brązowy medal w biegu na dystansie 30 km techniką dowolną ze startu wspólnego.

Jakby tego było mało, kolejnego dnia, na złość polskim politykom, Sikora pobiegł po srebrny medal w biathlonie w biegu masowym na dystansie 15 km. Polacy wracali z Turynu z dwoma medalami - srebrnym i brązowym. Takim samym dorobkiem mogli się pochwalić cztery lata wcześniej, gdy w Salt Lake City Małysz również "wyskakał" srebro i brąz.

Czy tamta krytyka była wtedy słuszna i miała sens? Nie. PiS rządził od jesieni 2005 roku. Trudno w kilka miesięcy uzdrowić jakąkolwiek dyscyplinę sportową. Powinni to przyznać zwolennicy obu stron politycznej walki.

Politycy nie wyciągają wniosków

Od igrzysk w Turynie minęło dwanaście lat. Polacy już dawno o nich zapomnieli, tak jak o słynnej konferencji PO. Teraz ich uwagę skupiają zmagania olimpijskie w Pjongczangu. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc oczekiwania względem sportowców przed imprezą w Korei Południowej były spore. Tym bardziej, że w 2010 roku w Vancouver zgarnęliśmy sześć "krążków". Cztery lata później w Soczi tyle samo.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Pochwała wprost ocenia szanse Polaków. "Liczę, że wygrają"

Tymczasem początek rywalizacji w Pjongczangu nie ułożył się po myśli Biało-Czerwonych. Loteryjny wiatr sprawił, że w konkursie skoków na normalnej skoczni poza czołową trójkę wypadli Kamil Stoch i Stefan Hula. Od pewnego czasu w słabej formie znajduje się też Kowalczyk. Złota olimpijskiego nie obronił również Zbigniew Bródka.

Dlatego znów kogoś podkusiło, aby skrytykować rząd za brak medali na ZIO. Zrobił to Michał Szczerba z PO. Niby po paru godzinach wycofał się ze swoich słów i przeprosił. Niesmak jednak pozostał.

Nie minęło kilka godzin od tweeta posła Szczerby, a "błysnął" również Marcin Horała. Gdyński poseł PiS na Twitterze umieścił zdjęcie smutnego Donalda Tuska z komentarzem "Wellinger przegrał". Sugestia była jasna. Były premier Polski nie cieszy się z sukcesu Stocha, przeżywa za to dramat niemieckiego sportowca. Nie wziął za to pod uwagę, że w tle za Tuskiem stoją ofiary trąby powietrznej, która nawiedziła Opolszczyznę w 2008 roku. Bo zdjęcie wykonano, gdy premier Polski wizytował tamte rejony po katastrofie.

Horała, podobnie jak Szczerba, potrzebował kilku godzin na refleksję. Najpierw twierdził, że "jeju, pożartować nie można". Dopiero po kilku godzinach przeprosił tych, którzy czuli się oburzeni jego wpisem. Tyle, że jak zdjęcie Tuska wisiało na jego Twitterze, tak nadal wisi.

Ku przestrodze

Gdy Szczerba przeprosił za swój wpis, wyjawił bardzo ważne słowa. - Obiecuję nigdy więcej nie mieszać rywalizacji sportowej z polityką. Cieszmy się dzisiejszym sukcesem - można przeczytać na jego Twitterze.

Polityk PO trafił w sedno. Bo Stoch skacze na igrzyskach olimpijskich dla Polski, nie dla jednej czy drugiej partii politycznej. W Soczi zdobył dwa złote medale za rządów PO, w Pjongczangu jeden w trakcie kadencji PiS-u. Nie oznacza to jednak, że znacząco się pogorszyła sytuacja polskiego sportu. Nie oznacza też, że polepszyła.

Bo sport nie ma barw politycznych i jest odporny na politykę. Ona mu może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Oczywiście, związki współfinansowane są przez Ministerstwo Sportu. Bez tego wsparcia mniej popularne dyscypliny wyginęłyby. Do tego spółki skarbu państwa dotują te najbardziej medialne konkurencje. Grupa Lotos od lat "szuka następców mistrza". Program stworzony w erze sukcesów Małysza sprawił, że dziś cieszymy się z kolejnych sukcesów skoczków. Orlen wziął sobie na barki wspieranie m. in. sportów motorowych. Kolejne przykłady można mnożyć. Obie firmy robiły to za PO, i robią to nadal za czasów rządów PiS.

Tyle, że politycy z sejmowych ławek powinni pamiętać, że sukcesu sportowego nie zbuduje się w dwanaście miesięcy. Jeśli dziś ruszymy z programem szkolenia młodzieży w danej dyscyplinie, to jego efekty zbierzemy za 6-7 lat. Pamiętajmy o tym. Bo dziś cieszymy się z medalu Stocha, być może chwilę radość zapewni nam kadra skoczków w konkursie drużynowym. Jednak są też powody do zmartwień.

Nie widać następców Kowalczyk, nie widać następców Sikory. Niepokojące są też listy startowe Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży, która miała miejsce w Zakopanem. Z rocznika 1998-1999 zgłoszonych było dwunastu sportowców, z 2000-2001 dwudziestu. To bardzo mało. Z takiego grona trudno wyselekcjonować talenty, a następnie je oszlifować.

Zachęćmy młodzież do uprawiania sportu, postawmy na większą liczbę godzin wychowania fizycznego w szkołach. To są podstawy, które decydują o tym, czy później dany kraj odnosi sukces na igrzyskach olimpijskich. Bo jak to niedawno powiedział trener Michał Probierz, obecnie młodzież nie potrafi nawet porządnie wykonać "fikołka". Zajmijmy się tym tematem, a nie publikowaniem wpisów na Twitterze, bo od tego medali na IO nam nie przybędzie.

Czy jesteś zadowolony z dorobku medalowego Polski w Pjongczangu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×