Gdy przed laty Sven Hannawald wyjawił światu prawdę o swojej chorobie i przeżywanej depresji, współczuli mu niemal wszyscy. Fani trzymali kciuki za to, aby Niemiec uporał się ze swoimi problemami. On miał jednak odwagę powiedzieć prawdę o swojej słabości i poprosić o pomoc. Być może dzięki temu wygrał tę walkę i dziś znów czerpie radość z życia.
W świecie skoków jest jednak znacznie groźniejsze zjawisko, o którym głośno się nie mówi. Alkohol. Zrujnował już kariery wielu sportowców, niektórych doprowadził nawet do śmierci.
Dlaczego akurat ta dyscyplina ma takie problemy? Eksperci są podzieleni. Być może to kwestia życia z dala od domu i bycia w rozjazdach przez znaczną część sezonu, być może to sprawa presji. Bo gdy przebywa się na konkursie Pucharu Świata w obcym państwie, z dala od najbliższych, a coś nie wyjdzie i zawali się skok, to trzeba jakoś zapomnieć. Uporać się z tym. Alkohol to najprostsze i najłatwiej dostępne rozwiązanie.
Skoki na kacu
Janne Ahonen to jeden z bardziej utytułowanych skoczków narciarskich. Ma na swoim koncie Kryształowe Kule za wygrane w Pucharze Świata, zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni, medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Fin ma też w swoim życiu epizod związany z alkoholizmem.
Ahonen w 2005 roku mógł ustanowić rekord świata, jeśli chodzi o najdłuższy skok. W Planicy osiągnął 240 m. Tyle, że się przewrócił. Jak się okazało, był pod wpływem alkoholu. - Kiedy służby do mnie podbiegły, próbowałem ich odpędzić od siebie. Odmówiłem też odwiezienia do szpitala, bo obawiałem się badania krwi. Nie chciałem, żeby ktoś się dowiedział, ile mam promili we krwi - pisał w swojej książce Ahonen.
ZOBACZ WIDEO Jan Ziobro może wrócić do skoków? "Jemu zależy na tym, aby zdobyć medal"
Fiński skoczek nie miał też problemów, by opisać jak wyglądała noc przed słynnym konkursem PŚ w Słowenii. - Wypiliśmy z kolegami skrzynkę piwa w pokoju hotelowym. Później postanowiliśmy pójść na miasto. Odwiedziliśmy w Krajnskiej Gorze wszystkie możliwe bary. Rano, już po powrocie do hotelu, wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa. Dopiero wtedy dotarło, że jestem głupi. Powiedziałem do chłopaków, że przecież za chwilę będziemy startować na największej skoczni świata. Żałowaliśmy tego, co zrobiliśmy i zastanawialiśmy się, w jaki sposób powinniśmy to wyjaśnić - zdradził Ahonen.
Ahonen miał rzucić alkohol w 2013 roku. Mimo 40 lat na karku, nadal skacze. Chce nawet wziąć udział w kolejnych igrzyskach olimpijskich, na których chciałby wystartować razem z synem. Przed rokiem, w rozmowie z fińskimi mediami, stwierdził jednak, że odkąd nie pije, to nie potrafi odnieść żadnego sukcesu na skoczni.
"Nikt nie wlewał mi alkoholu do ust"
Sukcesami i wpadkami alkoholowymi naznaczona jest też kariera Mattiego Nykanena. Fin jest najbardziej utytułowanym skoczkiem narciarskim w historii. Zdobywał złote medale na najważniejszych imprezach, do niedawna był też rekordzistą pod względem liczby wygranych konkursów Pucharu Świata.
Tyle, że jeszcze w trakcie swojej kariery zaczął pić. W 1986 roku zdarzyło mu się nawet kraść piwo i papierosy ze sklepów, za co został ukarany grzywną. Problem nasilił się, gdy Nykanen zakończył karierę. Brak pomysłu na siebie oraz problemy z odnalezieniem się w nowej roli sprawiły, że Fin jeszcze częściej zaczął sięgać po używki. W pewnym momencie wyprzedawał nawet kolekcję swoich medali i pucharów, aby mieć za co kupić alkohol.
Nykanen był bliski samozagłady. Niejednokrotnie trafiał na odwyk. Jego żona Merla Tapola złożyła piętnaście wniosków o rozwód. Para w końcu się rozstała, ale po kilku latach wróciła do siebie. Nykanen, oczywiście pod wpływem alkoholu, zaatakował swoją partnerkę nożem. Z ranami ciętymi rąk i głowy trafiła do szpitala, a on został oskarżony o próbę morderstwa. Trafił wtedy do więzienia na cztery miesiące.
Minął rok od tamtych wydarzeń, a Nykanen znów będąc pod wpływem, chwycił za nóż. Tym razem, w wyniku sprzeczki w domu letniskowym swojej żony, zaatakował starszego mężczyznę. Sąd potraktował go łagodnie, zważając na jego problemy alkoholowe. Mógł skazać go za próbę zabójstwa, a skończyło się na oskarżeniach o ciężkie uszkodzenie ciała. Wyrok - 26 miesięcy za kratkami. Skoczek opuścił więzienie po odbyciu połowy kary.
Podczas procesu, Nykanen wprost powiedział o swoich słabościach. O tym, że zaczął pić jeszcze w trakcie swojej kariery. I że od tego momentu nie potrafi powiedzieć "stop". - Po zawodach i obozach dużo piliśmy. W ten sposób dodawałem sobie odwagi. Nikt nie wlewał mi alkoholu do ust. To była moja własna ręka - twierdził.
Rodzinny dramat
Problemy ze znalezieniem zajęcia po zakończeniu kariery miał też Lars Bystoel, mistrz olimpijski z Turynu z 2006 roku. Już wcześniej został odsunięty od norweskiej kadry za spożywanie alkoholu. - Mam poważne kłopoty z alkoholem i nie wiem, ile mogę wypić i kiedy przestać . Bardzo wszystkich przepraszam. Poprawię się, bo bardzo chcę skakać - pisał w liście otwartym do mediów w 2007 roku.
Na niewiele się to zdało. Wręcz przeciwnie. Problem zaczął się nasilać. Skoczek stał się agresywny, jedna z libacji zakończyła się awanturą i interwencją policji. Zapłacił za to karę w wysokości 4 tys. norweskich koron. Po pijanemu wdał się też w bijatykę na jachcie i wpadł do jeziora. Z pomocą przyszli mu znajomi, gdyby nie oni, mógłby utonąć.
Bystoel został też przyłapany na jeździe na "podwójnym gazie". Zabrano mu za to prawo jazdy. Aż w 2009 roku w jego organizmie wykryto marihuanę, co przyspieszyło jego decyzję o zakończeniu kariery.
Problemy z alkoholem i brak pracy sprawiły, że Bystoel nie miał środków na życie. Za utrzymanie rodziny odpowiedzialna była jego żona, Amerykanka Lisa Wortman. Aż w 2012 roku okazało się, że zarabia zbyt mało, by urząd emigracyjny przyjął jej podanie o stały pobyt w Norwegii.
Łatwo o tragedię
Ahonen, Nykanen oraz wielu innych skoczków uporali się ze swoimi problemami. Nie wszyscy mieli jednak takie szczęście. Przestrogą dla innych może być przykład Pawła Karelina. Rosjanin był uważany za spory talent, na początku 2011 roku w jednym z konkursów Turnieju Czterech Skoczni jako 21-latek stanął na podium Pucharu Świata.
Tyle, że kolejnej edycji słynnych zawodów nie doczekał. Jesienią 2011 roku zginął w wypadku samochodowym w okolicach Niżnego Nowogrodu. "Znałem Pawła bardzo dobrze. Często rozmawialiśmy razem na skoczni i utrzymywaliśmy dobry kontakt. Był fantastycznym zawodnikiem i dobrym kolegą. Zawsze uśmiechnięty i gotowy do rywalizacji o najwyższe miejsca. Aż trudno uwierzyć, że już nigdy go nie zobaczę" - napisał wówczas w mediach społecznościowych Kamil Stoch.
Bezpośrednią przyczyną wypadku był wystrzał opony w prowadzonym przez Karelina Mercedesie. Śledczy uznali też, że jego stan techniczny pozostawiał sporo do życzenia. Być może Rosjanin uniknąłby zderzenia z zaparkowaną na poboczu ciężarówką, gdyby nie fakt, że w momencie zdarzenia był pod wpływem alkoholu. Sekcja zwłok wykazała, że miał we krwi 1,6 promila.
Już wcześniej, bo w sierpniu, Karelin został przyłapany na jeździe na "podwójnym gazie". Sprawę jednak zatuszowano, ze względu na karierę rosyjskiego skoczka. Zabrano mu wtedy prawo jazdy.
- Nigdy nie widziałem, żeby Paweł pił alkohol. Jego marzeniem było zdobycie medalu na igrzyskach w Soczi i był na dobrej drodze, by zrealizować cel. W życiu prywatnym też mu się układało. Miał śliczną narzeczoną. Znam ją. Paweł niedawno podzielił się ze mną informacją, że zdecydowali się z Nadią wziąć ślub w 2012 r. - twierdził wtedy trener Aleksander Swiatow.
Dziennikarskie śledztwo wykazało, że Karelin miał się załamać jesienią 2011 roku, po tym jak Swiatow został odwołany z funkcji szkoleniowca reprezentacji Rosji. Zaczął zaglądać do kieliszka, chciał szykować się do nowego sezonu pod wodzą Swiatowa. Federacja nie chciała o tym słyszeć i zawiesiła skoczka.